Po The 100 byłam w serialowym dołku. Nie potrafiłam wtedy obejrzeć żadnego odcinka jakiegokolwiek innego serialu. Setna powtórka z Sherlocka nie wchodziła w grę, Muszkieterowie nie kusili swoimi płaszczami i szpadami, nawet Doctor Who nie był w stanie tego naprawić. Obejrzyj How to get away with murder, mówiła mi Mania. Parę razy. I zaspoilerowała końcówkę, ale nie zorientowałam się i tak, o co chodziło, więc efekt zaskoczenia był, i to nie tylko podczas finału - bowiem całe HTGAWM (skomplikowany skrót) to jeden wielki efekt zaskoczenia.
Studia
dla pewnej grupki studentów okażą się być niezwykłe. Ucząc się
pod czujnym okiem profesor Annalise Keating, jednej z najlepszych
obrończyń, zdobywają wiedzę, jak być takim jak ona: jak tworzyć
historie, by wygrały z historyjkami prokuratora, jak naginać prawo
do swoich celów i... jak uciec od morderstwa.
Piątka
studentów: Wes, Connor, Michaela, Asher i Laurel, zostaje wybrana,
by pracować wraz z Annalise Keating nad jej aktualnymi sprawami.
Każdy z nich chce wywrzeć jak najlepsze wrażenie i wygrać
statuetkę, która jest immunitetem - używając jej, nie będą
musieli na przykład pisać egzaminu. Chociaż wybrańcy całkowicie
się od siebie różnią, z czasem rodzi się między nimi przyjaźń
- zwłaszcza po tym, jak rozpoczynają pracę nad sprawą morderstwa młodej
dziewczyny Lili Stangard...
Bohaterowie
wydali mi się tacy typowi. Znam tę konstrukcję z innych filmów i
animacji: grupka zupełnie różnych od siebie ludzi, z innymi
poglądami i ambicjami, innymi granicami, zmuszona jest współpracować
ze sobą. Na ich drodze stają trudne zadania, ale nikt nie mówi im,
że dadzą radę, że będzie dobrze, tylko że mają się w końcu
wziąć w garść do cholery, bo mają pracę do wykonania. Ich
problemy wyraźnie rzutują na wykonywaną pracę domową w domu
profesor Keating - od problemów z narzeczonym i rodziną po romans z
przełożonymi i wykorzystywanie seksu w celach pracy. Oprócz
studentów w kwaterze głównej Keating są również jej asystenci,
lepiej wtajemniczeni w pracę obrońcy, ale wciąż nie tak świetni
jak sama Keating. Ich problemy również mają swoje miejsce w serialu. Nawet problemy Keating, które pokazują, że nawet pozornie
silna i twarda kobieta czasem musi się wypłakać.
Zachwyciło
mnie to, że to nie jest serial o sprawiedliwości. O tym, jak
studenci uczą się wsadzać morderców do więzienia i bronić
niewinnych owieczek. W HTGAWM na sali sądowej toczy się bitwa dwóch
historii: obrońcy i prokuratora. Ani jedna, ani druga nie muszą być
prawdziwe, tylko przekonujące. I tak profesor Keating broni - z
sukcesem - winnych i nie ściga tych, którzy okazali się winni
podczas badania sprawy, bo swoją robotę jako obrońcy danej osoby
wykonała. Cudownie przedstawiono, jak można do swoich celów
naginać prawo i wychodzić z tego zwycięsko. To oczywiście
przywołuje kwestie moralności, ale serial nie zgłębia tego
tematu, pozostawiając widzom ocenę działań Keating. I tak trudno
nie cieszyć się z wygranego procesu, nawet jeśli przez to morderca
jest na wolności. Oglądając, o tym się najzwyczajniej w świecie
nie myśli.
Drugim
zachwytem był paralelizm akcji. Z jednej strony obserwujemy uczących
się studentów, tworzących między sobą jakieś więzy przyjaźni,
z drugiej - pomiędzy scenami z początku ich znajomości ukazana
jest przyszłość, w której, na zawsze powiązani makabrycznymi
wydarzeniami, trzymają się blisko i mogą w praktyce wykorzystać
wszystko, czego dowiedzieli się o tym, jak wywinąć się od
morderstwa. W punkcie kulminacyjnym obie akcje łączą się w jedną,
ujawniając jeszcze więcej szczegółów dotyczących dramatycznych
wydarzeń z życia piątki Keating i samej Keating. Od pierwszego
odcinka wiemy, co się stanie, a i tak ciągle towarzyszy nam dreszcz
emocji, a w głowie pojawiając się ciągle te same pytania: jak do
tego doszło? dlaczego? kiedy?
HTGAWM
nie jest serialem pozbawionym wad, chociaż ogląda się go cudownie.
Nie jestem jeszcze studentem i jeszcze trochę czasu minie, nim będę,
a mimo to zauważyłam nieirytujące i raczej potrzebne fabularnie
zakłamanie w przedstawieniu studiów głównym bohaterów. Piątka
wybrańców pomaga profesor Keating i jednocześnie uczy się od
niej, rozwiązując prawdziwe sprawy kryminalne, wydają się nie
mieć życia poza szkołą i drobnymi wątkami miłosnymi. Co z
resztą wykładowców? Co z egzaminami z innych przedmiotów? Co z
ćwiczeniami? Bo patrząc na to, co serial przedstawia, to przyszli
obrońcy mają jedne zajęcia zatytułowane Jak wywinąć się
od morderstwa.
HTGAWM
całkowicie wyleczył mnie z serialowego kaca i dał porządnego
kopa. Oglądałam kolejne odcinki z wypiekami na twarzy, chłonąc
wszystkie szczegóły i samemu bawiąc się w detektywa
rozgryzającego, co się stało, że ci ambitni studenci popełnili
taki błąd. Kolejne fakty ujawniane z biegiem fabuły nie zawsze
wiele wnosiły, za to podsycały ciekawość tak bardzo, że nie
pozostałam na pierwszym stopniu do piekła, tylko weszłam do piekła
i wyszłam druga stroną. Jeśli szukacie dobrego serialu, który
wywróci wam mózg na druga stronę i zaintryguje do granic
możliwości, a House of cards z powodu polityki was odrzuca - lećcie
oglądać How to get away with murder.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz