środa, 28 sierpnia 2013

Dary Anioła: Miasto Kości | 2013

Która fanka serii Dary Anioła nie czekała z niecierpliwością lub strachem na premierę filmu? No która? Przyznać mi się! Pani tam z tyłu? A, pani książek nie czytała, to wszystko wyjaśnia.


Lubię ekranizacje książek, o ile są dobre. Pamiętam, że zawsze kiedy w telewizji jest Harry Potter, którakolwiek jego część, siadam przed ekranem i oglądam, bo te osiem filmów zostało nakręconych bardzo dobrze – raz lepiej, raz gorzej, ale ogólnie trudno nie ocenić tej ekranizacji wysoko. Zawsze jednak się boję, bo co, jeśli reżyser – za przeproszeniem – spieprzy cały film? Idąc jednak na Dary Anioła: Miasto Kości marzyłam tylko o tym, żeby znaleźć się w kinie. Może to przez to, że kilka godzin paradowałam wraz z innymi poprzebieranymi mangowcami na Piotrkowskiej w tę i z powrotem, i że wracałam do Manufaktury do Cinema City piechotą, ale trochę chciałam zobaczyć ten film. Mimo tylu sprzecznych opinii, których naczytałam się dzień wcześniej, śmiało weszłam do sali kinowej, w której nie było tłoku (a byłam prawie tydzień po premierze, co wiele wyjaśnia), usiadłam wygodnie i pozostało mi nic innego, jak przez następny kwadrans podziwiać reklamy na wielkim ekranie.

wtorek, 13 sierpnia 2013

Krótko i na temat | Saga o Ulyssesie Moorze 1-6; Pierdomenico Baccalario



Kiedy wspominam cykl książek o Ulyssesie Moorze, pierwsze, co mi się nasuwa na myśl, to czekanie. Czekanie całe dwa tygodnie na kolejną, cienką, kieszonkową książeczkę z tego cyklu, ledwie połowę jednego tomu. Nie pamiętam już, do której gazety była dołączana, ale zawsze, za każdym razem w dzień wyjścia owego magazynu leciałam do kiosku jak na skrzydłach. Nie tylko zresztą ja! Moja mama nie była lepsza i nie mniej ciekawska; zawsze kłóciłyśmy się, kto pierwszy ma książkę przeczytać. Wyszło dwanaście „zeszytów”, a każdy był połową tomu, czyli zebrałam (a potem oddałam do szkolnej biblioteki, kiedy kończyłam podstawówkę) sześć tomów. Rok temu dowiedziałam się, że jest ich nie sześć, a dwanaście. Dlatego odświeżyłam sobie serię, która jest i będzie zawsze kojarzyła mi się z dzieciństwem.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Złoty most | Eva Völler

Zakochaj się we mnie znów”
Wzdłuż ulicy ciągną się zbudowane ciasno przy sobie kamienice. Idziesz prosto przed siebie, nie znając drogi. Nie masz pojęcia, gdzie się znajdujesz. W którą stronę iść, w którą uliczkę skręcić. Który most jest tym właściwym. Nie znasz współczesnego Paryża, a co dopiero siedemnastowiecznego. Jednak to w końcu miasto miłości, a dla nie tutaj przybyłeś. I jesteś gotów zrobić wszystko. Nawet narazić się na śmierć.

środa, 7 sierpnia 2013

Nie niszcz książek - używaj zakładek!

Dziękuję Marceli za nominację. Masz rację, mam trochę zakładek, które są ładne, bo ręcznie wykonane. :) Myślałam, że będę dużo dłużej ich szukała... ale poszło mi dość szybko. :3

W zabawie „Nie niszcz książek – używaj zakładek” może wziąć udział każdy. Aby do nas dołączyć, opublikuj na swoim blogu post o Twoich ulubionych lub wymarzonych zakładkach, następnie zaproś do zabawy siedmiu innych blogerów. Miłej zabawy!

Nie wyobrażam sobie zagięcia rogów w książce. Nałogowo więc używam zakładek, których potem zapominam wyjąć z książek. Pokażę więc tę ciekawszą część, które znalazłam. Reszta to zwykle dołączane do książek zakładki, które pewnie wielu z Was ma. :) 

Te dwie zrobiłam po obejrzeniu Doctora Who. Jak ja kocham ten serial! Lubię ich używać, chociaż gną się czasem wystające części kokardki i napisów.


Grimuś! Jestem zakochana w książce, pokochałam też panią Gesę Schwartz, która okazała się być bardzo miłą osobą, więc nie mogłam sobie odpuścić takiej fikuśnej zakładki. Tak, ta też jest ręcznie robiona.

Obie zakładki mają cytat po francusku z Biblii. Dostałam je od pewnego przemiłego polskiego księdza mieszkającego we Francji, który na zaproszenie mojej katechetki odwiedził nas w szkole. (Nie do końca, ale to długa historia. ^^)

Po lewej - zakładka z Bytnarówki, 29 LO w Łodzi. Dostałam ją, kiedy jej uczniowie przyszli do mojego gimnazjum. Sporo osób z mojej szkoły tam poszło, ale ja nie. :) Po prawo - również szkolnie. Zakładka, którą dostałam na pierwszej w gimnazjum lekcji WOSu od pani dyrektor. :)

Inspirowana anime&mangą zakładeczka, laminowana - uwaga, uwaga - taśmą klejącą. :D


Jako zakładek używam też biletów z kina, biletów autobusowych czy - jak na zdjęciu - ulotek filmów. Co będzie pod ręką. :3


I na koniec najlepszy smaczek, moja niedawna, bo wczorajsza, zdobycz. Nie są to zakładki, ale będę ich tak używała. I dbała o nie. I kochała je. Te grafiki to okładki książek Gesy Schwartz, z autografem. I dedykacją dla mnie. ^^



Reszta jest poukrywana gdzieś w książkach, powyższe zakładki jednak są najciekawszymi z mojej kolekcji. Dobrze, przejdźmy więc do nominacji: 
Nocne-szepty (tak, zostałaś nominowana drugi raz, jestem zła, wiem)
Oczami-Jenny (pochwal się swoimi zakładeczkami, no!)
Books-hunter (bo... bo tak)
Szept książek (jestem ciekawa)
Miasto-mgły (pochwal się, Tris!)
Oprawca książek (nowym w książkowym świecie trzeba pomagać :3)
Jako siódmego bloga nominuję wszystkich, którzy nienawidzą zaginania rogów w książkach


poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Zwycięzca bierze wszystko | Aneta Jadowska

She's got balls”
Być magnesem na kłopoty musi być ciężko. Zwłaszcza kiedy Ci z góry, archaniołowie od siedmiu boleści, oskarżają cię o nie wiadomo co, a ty musisz jeszcze sporo załatwić przed swoim Sądem Ostatecznym. Powstrzymać rebelię przeciw Lucyferowi w Piekle? Nie ma sprawy. Pomóc Baalowi, Karmazynowemu Księciu, któremu nikt nie ufa i wszyscy uważają go za dupka? Odhaczone. Zaopiekować się pisklęciem podrzuconym przez Gabriela i Lucyfera? Da się zrobić. Wybronić się z nieznanego oskarżenia archanioła Rafaela, który cię nienawidzi? Oj, z tym będzie trudniej.

News | Mamy Dwunastego!


Żadna to recenzja, jednak chciałam się podzielić wrażeniami. Mamy Dwunastego Doktora! Od kilku miesięcy, czyli od kiedy zapoznałam się z większością Doctora Who, śledziłam plotki i newsy na temat kolejnego Doktora. Sądziłam, że Steven Moffat, który notabene jest naczelnym trollem (łysy Sherlock? serio, Moffat?), wybierze aktora młodszego - jakby nie spojrzeć, każdy kolejny Doktor był coraz młodszy, prawda? Nic z tych rzeczy!
Byłam zszokowana. Szok jest normalny, byłam chyba wręcz pewna, że będzie to młody, wychuchany aktorzyna, a tu bum! Prawie pięćdziesiąt lat i taka sympatyczna twarz! "Ej, ej... ja go chyba znam!", przemknęło mi przez myśl. Faktycznie, występowałam w paru serialach czy filmach, które oglądałam. Będzie dobrze. Fajny jest. Ale...
"a co jeśli on już wtedy był 12 Doktorem?
Na swojej misji?!
I Doktor uratował Doktora nie wiedząc o tym?!
o m g
mindfuck"

Świetne spostrzeżenie z twittera. :) Ciekawe, czy wykorzystają to. Byłoby... interesująco.




\

Był szok, potem akceptacja, a teraz jestem całkowicie za Peterem Capaldim jako Dwunastym. :)


A Wy co sądzicie o takim wyborze?

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozmowy kontrolowane: Gesa Schwartz


Całkiem niedawno zachwycałam się „Pieczęcią ognia” autorstwa niemieckiej pisarki Gesy Schwartz. Chociaż „zachwycałam się” to mało powiedziane! Zakochałam się w tej książce od pierwszego wejrzenia. A że lubię robić wywiady z ludźmi, a także miałam kilka pytań do Pani Schwartz – czemu by do niej nie napisać i nie poprosić o wywiad? Mimo nauki niemieckiego przez dziewięć lat, nie mam pojęcia jak skończyłam z czwórką na koniec gimnazjum, bowiem w tym języku umiem jedynie śpiewać „Pszczółkę Maję” – to był niemały problem, bo jak napisać do Niemki po niemiecku, nie znając języka? Cóż, dziękuję serdecznie wspaniałym wynalazkom. jakim są słowniki i translatory. Ba! Pani Schwartz nawet przyznała, że całkiem nieźle idzie mi z niemieckim, co mnie bardzo rozśmieszyło, biorąc pod uwagę fakt, że właściwie bez pomocy napisałam tam jedno-dwa zdania.

Nie czekałam długo na odpowiedź, co mnie niezmiernie ucieszyło. Kiedy tylko zobaczyłam odpowiedź na mojego maila, zaczęłam skakać z radości. Nic nie czyni szczęśliwszym niż coś, na co czekaliśmy. Martwiłam się, że może pisarka ma zbyt dużo na głowie lub może nie ma ochoty/możliwości na odpowiedzenie na te kilka zadanych pytań, ale było inaczej: pani Schwartz nie dość, że odpowiedziała, to dodatkowo odpowiedzi te są strasznie rozbudowane i po raz chyba pierwszy aż przyjemnie mi będzie tłumaczyć coś z niemieckiego. W dodatku autorka okazała się być niezwykle miłą osobą, zaproponowała nawet autograf... Oj, chyba nie powstrzymam się i wyślę jej mój adres. :)

Osoby, które nie wiedzą, o jaką książkę chodzi, zapraszam do recenzji „Pieczęci ognia”: LINK

Nadeine: Dlaczego akurat Gargulce? Miałaś możliwość wyboru wielu innych stworzeń, ale wybrałaś właśnie je. Co było tego powodem?

Gesa Schwartz: Gargulce symbolizują dla mnie zagadkę w codziennym życiu, zapomnieliśmy o nich i trzeba było nadać im większe znaczenie, nadać im sens. Jak często mijamy Kościoły, nie patrząc na gargulce, które mogą nas obserwować kamiennymi oczami? Jednakże konpecja gargulców nie jest ograniczona do tych w „Grimie”, nie chodzi tylko o gargulce, ale ogólnie o kamienne istoty. Nie tylko gargulce otoczone są aurą tajemniczości i nieprzystępności. Każdy, kto choć raz widział Apollo Belwederskiego, Śpiącego Satyra (Faun Barberini) albo Umierającego Galijczyka, czuje, że pod skórą posągów może być coś więcej niż kamień. Jest dużo więcej tego udowodnionego w fantazji, w fantastycznej mimetycznej literaturze. Nie można przejść przez cmentarz, nie mając uczucia bycia obserwowanym przez kamienne oczy, nie można przejść obok Nike z Samotraki, nie słysząc delikatnego szelestu skrzydeł. Myślę, że powinniśmy o nich pamiętać, ponownie nadać im wartość w naszym świecie. Podobnie jak Michael Ende jestem zdania, że nasz świat stał się pustynną cywilizacją. Twierdził on, że nasz świat jest „dosłownie powstały z dobrych duchów”: nazwał go opuszczonym pustkowiem ślepego racjonalizmu i szalonego postępu, na dłuższą metę nikt nie przeżyje. Zgadzam się z nim, nie na próżno mieszkam w cyrkowym wagonie – w jednym kawałku cyrku na pustyni naszego świata.

N.: Skąd pomysł na stworzenie Grima?

G.S.: Ideą dla „Grima” był obraz, który zobaczyłam pewnego razu w nocy. Widziałam wielką, kamienną figurę z ogromnymi, sięgającymi ponad dachy paryskich domów skrzydłami. Kiedy zbliżyłam się do sylwetki, mogłam ujrzeć jej twarz. To była twarz gargulca, może anioła, może demona, a może po trochu tego wszystkiego. Spojrzał na mnie swoimi oczami, z blizną nad jednym z nich, i z łagodnym uśmiechem powiedział mi swoje imię. Tak właśnie poznałam Grima i od tamtego momentu wiedziałam, że chcę opowiedzieć swoją i jego historię. On był i zawsze jest w centrum tego wszystkiego, a pozostałe postacie, tło, świat, w którym żyje – rozwijało się wokół niego.

N.: Skąd w ogóle pomysł na napisanie książki? Kto lub co było Twoją inspiracją?

G.S.: Odkąd tylko pamiętam, byłam narratorem, i kiedy tylko mogłam, pisałam moje historie. Pisanie było i jest integralną częścią mnie, życiową koniecznością, bez której nie wyobrażam sobie istnienia. To piękny moment, kiedy postacie i świat budzą się do życia i zabierają mnie na swoje przygody. I zdolność do tworzenia światów za pomocą słów i myśli, sprawianie, że mogą mieszkać tam ludzie – to jest wspaniałe!

N.: Stworzyłaś Dolny Świat jedynie na podstawie niemieckiego folkloru, czy czerpałaś również z innych znanych mitologii?

G.S.: Oprócz integracji różnych mitologii w moich opowieściach, ważne było także zbadanie naszej rzeczywistości. Przywiązuję dużą wagę do tego, żeby wszystko w mojej historii było rzeczywiście możliwie. Jeśli tylko jest to możliwe, odwiedzam wszystkie lokalizacje osobiście. Czasem prowadzi to do stóp czarnych jak smoła po całym dniu badań tylko w sandałach; całe dnie podczas letnich wyjazdów do Rzymu pracuję, chodzę po wzgórzach Tara w trampkach z zielonkawymi plamami kału tamtejszych owiec. Nie należy być wrażliwym na takie rzeczy. Kiedy na przykład byłam informowana o środkach nadzoru na paryskich cmentarzach, zostałam obrażona po francusku: sprzedawca pamiątek podsłuchał moją rozmowę z dozorcą i orzekł, że chciałam uczcić grób Jima Morrisona czarną mszą. Niemniej jednak takie badania naukowe sprawiły, że byłam dobrze przygotowana. To niezwykle fascynujące, wędrować w paryskich katakumbach – ciągną się one kilkaset kilometrów pod miastem, na głębokości nawet 35 metrów! Większa część sieci korytarzy wciąż jest niezbadana, ale szacuje się, że znajdują się tam szczątki aż sześciu milionów ludzi! Tam jest strasznie, ekscytująco i bardzo ciemno – i prawie niemożliwym jest, by chodząc po katakumbach, nie znaleźć inspiracji.

Nowym i bardzo intensywnym doświadczeniem dla mnie było to, jak badania i rozwój fabuły są ze sobą powiązane. Przykładem tego jest dom Grima w Paryżu, wieża Saint Jacques. W jednej z pierwszych scen, w fazie planowania historii, Grim zaznaczył, że mieszka na, względnie pod, wieżą. Wtedy nie miałam pojęcia, gdzie mam go umieścić, ale wiedziałam, że w domu, w Kościele – a wieża Saint Jacques na pewno nie jest Kościołem. Zmarnowałam tygodnie, wędrując po Paryżu w poszukiwaniu Kościołów (a w pisanych na bieżąco scenach Grim wyśmiewał moje obolałe wieczorem nogi), dopóki nie okazało się, że Saint Jacques kiedyś było Kościołem! Mianowicie, Kościołem Saint-Jacques-la-Boucherie, który rzekomo został zburzony w 1797 roku. Ledwie się o tym dowiedziałam, wpadłam na pomysł, że Grim ma coś związanego z tą budowlą, coś tajemniczego i smutnego, i że znalazł sposób na przeniesienie budynku do jego podziemnego świata. Tak więc Grim rzeczywiście osiedlił się tam, jednakże, razem z nim, gołębie. Kilka razy odwiedzałam tę wieżę – i każdy, kto kiedykolwiek odwiedził Paryż, wie, że jest tam pełno wszystkiego, zwłaszcza w zakresie zabytków i Kościołów, a także, oczywiście, gołębi. Również trawnik wokół wieży Grima został przez nie zasiedlony. Jednakże żaden z nich nie odważył się usiąść na figurach na wieży, kiedy odwiedziłam to miejsce. Być może było to było normalne albo gołębie miała jakieś powodu do tego, by nie siadać na posągach. Dla mnie było jasne, że Grim zawsze ma pazury w pogotowiu, bo nie jest zbyt wielkim przyjacielem gołębi. Pamiętam jeszcze, jak wkrótce po pokazaniu w jednej scenie Saint Jacques jako domu Grima, Grim w mojej głowie uniósł prawą brew i pogardliwie zapytał, dlaczego nie słuchałam go, kiedy mówił, że ta wieża to jego dom. Na mojej stronie można zobaczyć moje zdjęcia tych lokalizacji, to jakby wejście za kulisy.
Dużą część moich badań zrobiłam podczas całorocznej trasy po Europie. I wciąż badam i podróżuję dla siebie. Nie na darmo mieszkam w wozie cyrkowym – z takim domem można udać się wszędzie.

N.: Oprócz Grima, piszesz również inną serię, Kroniki Świata Cienia. Możesz przybliżyć nam fabułę?

G.S.: Kroniki Świata Cienia to trylogia. Pierwszy tom, „Nephilim”, jest już wydany, drugi tom, „Angelos”, pojawi się w Niemczech we wrześniu. Jest to opowieść o siedemnastoletnim Nando, który mieszka w Rzymie ze swoją ciotką. Przez kilka tygodni jest dręczony snami, w których przychodzą cienie i coś do niego mówią. Wkrótce potem oczywiście dowiaduje się, że pewne istoty magiczne czyhają na jego życie. Z pomocą bezdomnego, Antonio, Nando ucieka i odkrywa, że także posiada magiczne zdolności. Niedługo potem dowiaduje się, że Anioły i Demony od zawsze żyły w świecie ludzi, ukryte, i że sam jest kimś bardzo szczególnym: Nephilim. Nando jest synem Diabła i kluczem do jego wyzwolenia, z zamkniętego przez Aniołów dziewiątego kręgu Piekła. Demony i Anioły polują na chłopaka, by użyć go do swoich celów. Nando ma tylko jedną szansę: musi zejść do podziemi Rzymu, i w Bantorym, mieście Nephilów, nauczyć się używać swoich mocy i bronić się przed atakami anielskich i piekielnych posłańców. Jednak oni depczą mu po piętach. Na dodatek, Diabeł zaczyna mówić w myślach Nando i przyciągać go do siebie. I każdy wie, że Diabeł to największy kusiciel...

N.: Niemcy leża niedaleko Polski – znasz jakiś Polaków czy raczej nie utrzymujesz z nimi żadnego kontaktu?

G.S.: Niektórzy z moich najbliższych przyjaciół są Polakami lub mają polskie korzenie, tak więc w pewien sposób codziennie stykam się z Polską. :) Generalnie, w Polsce spotkałam się z ciepłymi, przyjaznymi ludźmi, którzy potrafią opowiadać wspaniałe historie. Bardzo chciałabym spędzić trochę czasu w tym kraju, który posiada tak wiele tajemnic i potencjał na wiele opowieści... I jestem pewna, że któregoś dnia to zrobię! :)



***
No, moi kochani - nieźle się namęczyłam z tłumaczeniem! Nie było łatwo, przyznaję, ale zdecydowanie warto. Macie jakieś propozycje autorów, z którymi chcielibyście przeczytać wywiad? Tylko anglojęzycznych lub naszych rodzimych, proszę, bo naprawdę - o ile niemieckich pisarzy uwielbiam, o tyle tłumaczenie tego wszystkiego jest męczarnią. Myślałam o Leigh Bardugo - Cień i kość było książką świetną! Co o tym sądzicie? :)