niedziela, 26 sierpnia 2012

„Kamienne ciało”; Cornelia Funke

KAMIENNE CIAŁO, Cornelia Funke

Jakub Reckless przez wiele lat żył po drugiej stronie lustra. Znajdował schronienie i dom w świecie, w którym nawet najposępniejsze baśnie są rzeczywistością, a zaklęcie nimfy zamienia człowieka w kamień. Wędrował przez góry i puszcze w poszukiwaniu magicznych skarbów dla cesarzy i królów. Pewnego dnia Jakub popełnił błąd i pozwolił, aby na drugą stronę lustra przeszedł również jego młodszy brat Will. Teraz ciało Willa powoli zaczyna zamieniać się w nefryt. Jakub ma bardzo mało czasu na uratowanie brata. Znalezienie lekarstwa będzie wymagało sprytu, odwagi,a wręcz szaleństwa…

Nefrytowe ciało”
Świat po drugiej stronie lustra jest rajem dla Jakuba Recklessa. Prowadzi tam życie jako łowca skarbów, szukając pantofelka Kopciuszka czy łóżka Śpiącej Królewny, dostając sowite wynagrodzenie za takie baśniowe skarby. Do swojego świata nie powraca często, woląc krainę, w której najposępniejsze baśni stają się rzeczywistością.
Jednak Jakub był nieostrożny i do świata po drugiej stronie lustra trafił też jego młodszy brat Will. Wskutek zaklęcia Czarnej Nimfy jego ciało powoli zmienia się w kamień – bardzo rzadki jak na goyla (kamiennego człowieka) nefryt. Czarna Nimfa rozkazuje natychmiast odszukać chłopca, wierząc w to, że nefryt przynosi szczęście, a Jakub wyrusza wraz z nim i jego ukochaną Klarą oraz wierną towarzyszką Lisicą do Czerwonej Nimfy, która wie, jak zdjąć zaklęcie. Ale czas powoli się kończy i Jakub musi zrobić wszystko, by jego brat stał się z powrotem zwykłym człowiekiem...
Każdy rozdział opatrzony jest wspaniałą ilustracją, oddającą nastrój powieści i tworzącą baśniowy klimat. Osobiście bardzo lubię takie dodatki, zwłaszcza – jeśli dobrze zrozumiałam – zostały one stworzone przez samą autorkę. Widać wyraźnie, że Cornelia Funke garściami czerpie inspiracje z baśni i bajek. Świat po drugiej stronie lustra nasuwa na myśl „Alicję w Krainie Czarów”, a Jakub poszukuje skarbów ze znanych nam opowieści. Jest Śpiąca Królewna i Kopciuszek, jest nieco zmodyfikowany Edward Nożycoręki, chociaż dużo bardziej krwiożerczy, jest chatka Baby Jagi i drzewo ze złotymi owocami. Taki świat wydawałby się rajem – baśnie na wyciągnięcie ręki, prawda? Jednak tak nie jest. Świat po drugiej stronie lustra jest niebezpieczny i nieprzewidywalny. Wystarczy spojrzeć, co się stało z Willem, kiedy tylko przekroczył lustro...
Język, którym posługuje się autorka, jest niezwykle barwny i idealnie oddaje nastrój baśniowej krainy. Książka naprawdę wciąga i ciężko ją odłożyć, dopóki nie dotrze się do ostatniej strony. Fabuła jednak nie jest zbyt skomplikowana – Jakub podróżuje z Lisicą, Willem i Klarą, by zdjąć klątwę, w międzyczasie walcząc z Tymi Złymi. Jego przygody są naprawdę ciekawe, zwłaszcza spotkania z niebezpiecznymi stworami. Widać wyraźnie, że Jakub jest obeznany z zasadami rządzącymi tym światem i – co tu dużo mówić – nie jest „ciapą”.
Kamienne ciało” to dobra powieść, którą przyjemnie się czyta i można się odprężyć, śledząc losy braci. Aczkolwiek nie zrobiła na mnie dużego wrażenia, takiego, jak chociażby Atramentowa Trylogia. Jestem oczarowana pomysłem na baśniową krainę i wierzę, że kolejne przygody Jakuba będą równie ciekawe, lecz nie wyczekuję tego jak na szpilkach – lecz jeśli będzie kontynuacja, z chęcią ją przeczytam. „Kamienne ciało” polecam przede wszystkim miłośnikom baśni i bajek, bo jest ich tam wiele, i oczywiście wszystkim, którym dzieła Cornelii Funke przypadły do gustu. Nie powinniście się zawieść.
Jeśli zdecydujecie się wejść do świata po drugiej stronie lustra, uprzedzam – do ostatniej kartki nie można stamtąd wyjść.

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Egmont :3

wtorek, 7 sierpnia 2012

„Wyrzutki”; John Flanagan

WYRZUTKI, John Flanagan
Skandyjska trylogia Johna Flanagana rozgrywająca się w świecie znanym z bestsellerowej serii „Zwiadowcy”. W Skandii ludzie znają tylko jeden sposób na to, by młody mężczyzna stał się wojownikiem. Nastoletni chłopcy są dzieleni na grupy i wysyłani na trzymiesięczną wyprawę. Uczą się żeglarstwa, walki, taktyki, sztuki przetrwania... Drużyna przeciwko drużynie, wyzwanie za wyzwaniem. Tylko jedna grupa odniesie zwycięstwo. Hal Mikkelson, syn uznanego skandyjskiego wojownika i aralueńskiej matki, musi bardzo się postarać, by udowodnić swą wartość. Nie odziedziczył po ojcu potężnej postury i imponującej siły mięśni. Na tle współziomków wydaje się słaby, mały, niewart złamanego miedziaka... Kiedy Hal staje na czele jednej z drużyn złożonych z jemu podobnych, wyrzutków i odszczepieńców, wie, że walka o zwycięstwo będzie trudna. Zmierzy się z kwiatem skandyjskiej młodzieży, mając po swojej stronie tylko spryt, inteligencję, hart ducha oraz przyjaciół.

Czaple kontra Wilki i Rekiny”
John Flanagan zasłynął bestsellerową serią „Zwiadowcy”, liczącą już około dziesięć tomów. Choć ma ona wielu fanów i jest bardzo zachwalana, wciąż nie miałam sposobności zapoznać się z nią. Tak więc rozpoczynając lekturę „Wyrzutków” kompletnie nie znałam opisywanego świata, a Skandię kojarzyłam jedynie z opisów na tylnej okładce (tutaj dziękuję niezastąpionej Suzan za wytłumaczenie, czym jest Skandia – takiej notki nie powstydziłaby się wikipedia :3). Nie wiedziałam, czego się spodziewać, ale teraz, po przeczytaniu, uważam, że moje pierwsze spotkanie z twórczością Flanagana jest jak najbardziej udane.
W Skandii od dawna panuje rywalizacja Drużyn, składających się z chłopców, którzy uczą się taktyki, sztuki przetrwania czy żeglarstwa i rywalizują ze sobą o wygraną. Ta Drużyna, która wygra, bierze wszystko – szacunek mieszkańców i chwałę, broń, hełmy i możliwość pilnowania najcenniejszego artefaktu Skandii przez jedną noc. Dwójka najsilniejszych młodzieńców wybrała swoje Drużyny, a trzecia powstała z wyrzutków, odrzuconych przez skirlów Wilków i Rekinów.
Czaple mogą pochwalić się wachlarzem różnorodnych osobowości. Skirlem został Hal Mikkelson, syn skandyjskiego wojownika, poległego w walce. Nie odziedziczył po ojcu siły i imponującej postury, za sprawą aralueńskiej krwi jego matki. Z tego powodu też narażony jest na niekończące się zaczepki. Jest też potężny, silny, ale bardzo drażliwy Stig, najlepszy przyjaciel Hala. Ulf i Wulf to tacy skandyjscy Fred i George Weasleyowie, choć bardziej kłótnie niż żarty im w głowie. Ingvar przypomina bardziej niedźwiedzia z porażającą siłą, ale jest ślepy jak kret. Jesper to młody złodziejaszek o zwinnych dłoniach, na dodatek potrafi szybko biegać. Stefan za to potrafi idealnie naśladować głosy innych, a Edvin jest prawdziwym molem książkowym.
Czy Hal poprowadzi Czaple ku zwycięstwu czy raczej ku przegranej? Wilki i Rekiny to bardzo silni przeciwnicy, a jeśli Czaple przegrają, wina spadnie na Hala. Chociaż chyba gorzej być nie może. :)
Czytając „Wyrzutków” właściwie nie poczułam upływu czasu. Usiadłam, otworzyłam stronę tytułową i dopiero, kiedy zauważyłam, jak mało stron zostało do końca, spostrzegłam, że w jeden dzień przeczytałam większość książki. Przyczyną tego były litery – większe niż w przeciętnej powieści, ale oceniam to na plus. Chociaż rywalizacja Czapli, Wilków i Rekinów skończyła się zbyt szybko.
John Flanagan ma bardzo lekkie pióro, pisze prosto i zrozumiale, ale tak... fantastycznie, powiedziałabym. Bardzo czuć klimat Skandii, dużo jest napisane o Skandyjczykach – nie są społeczeństwem idealnym, wyśmiewają takich jak Hal czy Thorn. O Thornie już w ogóle zapomnieli – widzieli tylko obraz pijaka, który pewnie nadal popija po kątach. Widać wyraźnie, że autor w jakimś stopniu wzorował się na Wikingach – zwłaszcza, kiedy młodzież dostawała hełmy.
Szczególnie podobało mi się przedstawienie relacji między członkami drużyny Czapli. Na początku nie byli oni rozgarnięci i nie współpracowali, lecz Hal z duszą przywódcy poskromił nawet przypominającego niedźwiedzia Ingvara i nawet od czasu do czasu potrafi zmusić bliźniaków, by się nie kłócili. Zdecydowaną zaletą są członkowie Czapli, bardzo zróżnicowani pod względem charakteru i umiejętności. Jednak to nie oni wydali mi się najbardziej interesujący, tylko zapamiętany przez Skandyjczyków jako pijak, dawny przyjaciel ojca Hala. Thorn dał radę podnieść się z dna, w które wpadł po utracie ręki, przestał pić i nawet stał się użyteczny w gospodzie matki Hala. To nadaje mu wspaniałego realizmu i wyrazistości.
I Erak. Erak, którego imię kojarzę z tytułu „Okup za Eraka”; który okazał się dziwnym, ale naprawdę dobrym oberjarlem; który ma naprawdę dziwną fontannę. Wielki plus za niego. I za czas do dziesiątej. :)
Wyrzutków” oceniam nadzwyczaj dobrze. Pomysł na historię był niesamowicie prosty – grupka zwyczajnych nastolatków z wadami i zaletami, która rywalizować musi z Tymi Złymi, by wygrać i przestać być wyrzutkami – a John Flanagan świetnie się spisał, opisując go w lekki i wciągający sposób. Kolejny tom z pewnością wyląduje w moich rękach, ponieważ książka zakończyła się w momencie, z którego można wyciągnąć o wiele więcej przygód i wyborów niż z rywalizacji Czapli, Wilków i Rekinów. Krótko mówiąc, czuję, że „Wyrzutki” były jedynie wprowadzeniem do prawdziwej przygody bohaterów. Jeśli seria „Zwiadowcy” napisana jest w podobnym klimacie, muszę jak najszybciej się z nią zapoznać.
Myślę, że „Wyrzutki” spodobają się wielu osobom – z pewnością miłośnikom twórczości Flanagana, osobom żądnym przygód i fantastykomaniakom. :) Ze swojej strony mogę polecić tę pozycję całym sercem. Takich książek powinno być więcej.


Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Jaguar! :)

***
Ponadto, wcześniej nie było okazji, by się pochwalić... Książką. Szkolną. Z projektu. Z moim, Suzan i wieloma innymi opowiadaniami i wierszami uczniów naszego gimnazjum. Tytuł - dobrze widzicie, "Tiru riru kupka żwiru" - to efekt głupawki, o ile dobrze pamiętam. A że opiekunka projektu wzięła to na poważnie... Przynajmniej będzie wesoła pamiątka~! :)
Widzieć własne opowiadanie na papierze to bardzo miłe uczucie, ale jak się pomyśli, że ma to przeczytać ktoś inny... Brr.

 

„Błękit szafiru”; Kerstin Gier

BŁĘKIT SZAFIRU, Kerstin Gier

Błękit Szafiru to już drugi tom Trylogii czasu. Gwendolyn i Gideon zapatrzeni w siebie wrócili właśnie z początku XX wieku. Ale sprawy tylko się skomplikowały. Czy Strażnicy mają rację uznając Lucy i Paula za przestępców, czy też może mylą się w swej wierności Hrabiemu de Saint Germain? Gwendolyn jako jedyna zdaje się mieć wątpliwości. Uczucia Gideona do Gwen wystawione zostają na najpoważniejszą próbę… Podróże w czasie, niebezpieczeństwa, miłość… Trylogia czasu cię pochłonie. Czerwień Rubinu jest już dostępna. Błękit Szafiru trzymasz w dłoni. Zieleń Szmaragdu pojawi się niebawem…

Rubin krąg zamyka”
Czerwień rubinu” Kerstin Gier swego czasu podbiła rynek książkowy, a pozytywnych recenzji nie było końca. Kiedy w końcu w moich łapkach znalazła się druga część trylogii, z równie piękną i przyciągającą wzrok okładką, nie mogłam się doczekać poznania dalszych losów Gwendolyn i Gideona. Podróże w czasie to niezwykle rozległy temat i autorka miała wielkie pole do popisu, które dobrze wykorzystała. Jednakże nie zapomnijmy, że Trylogia czasu wciąż pozostaje romansem – ciekawym i wciągającym, ale jednak. A romansów jest naprawdę dużo na księgarnianych półkach.
Akcja „Błękitu szafiru” zaczyna się w momencie zakończenia pierwszej części. Gwendolyn i Gideon wracają do swoich czasów po burzliwej wyprawie do przeszłości. Po wielu instrukcjach ze strony chłopaka – nic nie mów, tylko potakuj; po prostu siedź cicho, ja będę mówił – Strażnicy przesłuchują ich z przebiegu wyprawy, podczas której pojawili się zdrajcy Lucy i Paul. Wszyscy Strażnicy wierzą w ich złe intencje, a Gwen wciąż ma wątpliwości.
Jednak dziewczyna nie ma wiele czasu na rozmyślania, bowiem w ciągu kilku dni musi nauczyć się większości rzeczy, których nauka zabrała Chalotte całe życie. Kroki menueta, etykieta, dyganie, podawanie dłoni do pocałunku, polityka, historia i fechtunek, a przede wszystkim najtrudniejsza umiejętność – posługiwanie się wachlarzem. W dodatku Gideon zaczyna ją denerwować, raz uśmiechając się szeroko i ucząc kroków tańca w ciemnej piwnicy, w towarzystwie kuzynki zielonej sofy, raz patrząc na nią z gniewnym wyrazem twarzy i rozbrajająco stwierdzając, że czuć od niej papierosy, choć miała nie wychodzić z piwnicy. Gwen albo ma przy nim nogi z waty, albo ma ochotę go porządnie walnąć. Cóż, taki już urok Gideona.
Czy Gwendolyn podoła rozmowie z hrabią de Saint-Germain? Czy nie zbłaźni się podczas soiree? Czy odkryje w końcu intencje Lucy i Paula? Na czym polega moc kruka z przepowiedni? I... czy Gideon naprawdę ją kocha?
Choć „Czerwień rubinu” czytałam dość dawno i na początku opornie szło mi przypominanie wszystkich nazwisk i członków organizacji Strażników, to w końcu ogarnęłam wszystkich bohaterów – i tych złych, i tych dobrych. Akcja obejmuje zaledwie dwa czy trzy z już niezbyt normalnego życia Gwen, nie licząc oczywiście przeskoków w czasie o kilkadziesiąt lat :). „Romans jest – ale tak naprawdę to jeszcze go nie ma” pisałam w recenzji pierwszego tomu. Teraz natomiast wątek romantyczny stał się widoczny i udokumentowany czynami już na samym początku powieści.
Nasza bohaterka dostała w „Błękicie szafiru” pupila – demona-gargulca, Xemeriusa. Choć to właściwie on przyczepił się do Gwen, ale okazał się niezwykle pomocy, bowiem niewidoczny i niesłyszalny dla wszystkich prócz niej, mógł szpiegować i Strażników, i Gideona podczas spotkań z Charlotte. I wie, co to rydykiul. Jest bohaterem drugoplanowym, ale jeśli miałabym wybrać ulubioną postać z Trylogii czasu, byłby to właśnie Xemerius. To najbardziej pozytywna postać, o której czytałam w ostatnim czasie. Jeśli na mojej drodze stanąłby taki demon, zdecydowanie zgodziłabym się na kupno kota. Kolejnego. :)
Jeśli zaś chodzi o resztę ferajny, Gwendolyn pozostała niezmieniona, autorka skoncentrowała się na Gideonie. Choć to nie on jest narratorem, można się dowiedzieć o nim więcej niż w poprzednim tomie. Bohaterowie są największą zaletą całej trylogii, tuż po pomyśle na podróże w czasie i kamieniu szlachetnym dla każdego z dwunastu podróżników. Autorka stworzyła wszystkich bardzo plastycznych i nietuzinkowych, widać również, że wiele czasu poświęciła bohaterom drugoplanowym, którzy nie robili tylko za tło dla romansu Gwen i Gideona.
Wadę zauważyłam jedną – zamiast trzech tomów, dość cienkich, by przeczytać jedną część w jeden, góra dwa dni, można by z całej trylogii stworzyć opasłe tomiszcze, które zawierałoby całą historię Gwendolyn – od samego początku, do samego końca. Niestety, w takim wypadku jednak nie powstałyby te cudowne okładki. Nie dość, że nieźle prezentują się na półce, to jeszcze przyciągają wzrok. Najbardziej lubię właśnie okładkę „Błękitu szafiru”. To oko jest nieziemskie.
Moja opinia o trylogii pozostaje niezmieniona. „Błękit szafiru” nie dość, że utrzymał poziom poprzedniego tomu, to właściwie jeszcze go podwyższył. Akcja zdecydowanie nabrała tempa i mam nadzieję, że kontynuacja i zakończenie mnie nie zawiedzie. Ale ufam Kerstin Gier, że zakończy to idealnie. Wciąż jednak nie mogę uwierzyć, że autorka pochodzi z Niemiec, bo większość książek, które uwielbiam są brytyjskie lub amerykańskie. Już nigdy, przenigdy nie wstrzymam się przed przeczytaniem książki, „bo jest niemiecka”. :)
Zdecydowanie polecam. Podróże w czasie to szalenie interesujący temat, który Kerstin Gier ciekawie ujęła. Sądzę, że wielu osobom powinno się spodobać.

niedziela, 5 sierpnia 2012

„Klątwa tygrysa”; Colleen Houck

KLĄTWA TYGRYSA, Colleen Houck
Literacki fenomen! Powieść odrzucona przez wydawców, ukochana przez setki tysięcy czytelników na całym świecie!
Magnetyczne oczy tygrysa. Pradawna klątwa, którą zdjąć może tylko ona. Namiętność silniejsza niż strach. Razem muszą stawić czoła mrocznym siłom. Czy poświęcą wszystko w imię miłości?





Biały tygrys”
Klątwa tygrysa” autorstwa Colleen Houck zainspirowana została Sagą „Zmierzch” Stephenie Meyer, a droga do jej wydania przypominała J.K. Rowling i Harry'ego Pottera. Czasem wydawcy nie chcą wydać danej książki – szczególnie po wysypie romansów paranormalnych, łudząco do siebie podobnych. Zazwyczaj autor wtedy rezygnuje, postanawia „przeczekać” pewien okres i znowu się starać, albo idzie do innego wydawnictwa. Colleen Houck jednak nie jest takim autorem – po odmowie wzięła sprawy w swoje ręce i wydała powieść własnym nakładem. I wtedy stał się cud! „Klątwa tygrysa” została bestsellerem, który choć nie odniósł sukcesu na miarę Pottera czy „Zmierzchu”, to cieszy się rzeszami fanów. Zresztą, nie dziwię się – i temu, że ma fanów, i temu, że sukces nie był znowu taki wielki.
Kelsey łapie się drobnych prac, by zarobić – i wtedy trafia do cyrku jako dwutygodniowa asystentka do wszystkiego; od przygotowywania sceny przed występami, przez sprzedawanie biletów i dmuchanie balonów, po karmienie prawdziwej cyrkowej gwiazdy: białego tygrysa Dhirena. Niedługo później dziewczyna coraz częściej odwiedza Rena (jak go nazywa) i pragnie dla niego wolności. Czyta mu i rysuje jego portrety w pamiętniku, do czasu, aż dziwny mężczyzna przedstawia dyrektorowi cyrku ofertę kupna tygrysa. Potrzebuje jednak kogoś do opieki nad nim w trakcie transportu do Indii – i pada na Kelsey. Po rozmowie ze swoimi opiekunami zgadza się i wkrótce ląduje w Indiach. Choć jest tam dziwnie i inaczej niż w Ameryce, jeździ się po „złej” stronie jezdni, a kierowcy to prawdziwi wariaci, podoba jej się... Dopóki jej kierowca nie zostawia tygrysa samego na poboczu i odjeżdża.
Okazuje się, że białym tygrysem jest tak naprawdę hinduski książę, nad którym ciąży klątwa. Kelsey jest ponoć wybranką bogini Durgi i jest w stanie uwolnić Rena i jego brata Kishana od zmiany w wielkie koty. Oczywiście dziewczyna chce pomóc braciom i wyrusza na niebezpieczną misję. Kolce z trucizną i chrząszcze w korytarzu to dopiero początek walki o człowieczeństwo Rena i Kishana.
Colleen Houck się postarała, pisząc tę książkę – to muszę przyznać. Zawarła w treści wiele hinduskich mitów, a nawet fragmenty hinduskich tekstów, co było naprawdę oryginalnym posunięciem; mitologia grecka, rzymska i egipska jest doskonale znana, a Indie przecież też mają swoje własne mity. To zdecydowanie jest pewien powiew świeżości w gatunku romansów paranormalnych.
Zauważyłam jednak parę nieścisłości – jedną z nich była sama wyprawa Kelsey do Indii. Którzy rodzice – czy też opiekunowie – puściliby córkę na inny kontynent z widzianym raz obcym mężczyzną i wielkim, groźnym białym tygrysem? Owszem, pan Kadam robi wrażenie bardzo odpowiedzialnego człowieka, któremu od razu można zaufać, ale chyba nie na tyle, by puścić córkę (choć osiemnastoletnią) z nim w podróż. Skoro już poruszyłam temat pana Kadama – jest on jedną z najlepszych postaci drugoplanowych, jakie poznałam. Widząc jego nazwisko, mimowolnie się uśmiechałam. Mam nadzieję, że w kontynuacji go nie zabraknie.
Swoistym fenomenem są dla mnie bohaterki takie jak Kelsey – nijakie. To ich wybranek musi być wampirem/wilkołakiem/elfem/jednorożcem, a one muszą być zwykłe i bardzo, bardzo przeciętne. Z jednej strony to rozumiem, bo wykorzystuje się słabość czytelniczek, które utożsamiają się z główną bohaterką, a tym samym wzrasta sprzedaż, ale... Właśnie, zawsze jest ale. Chciałabym poczytać o dziewczynie, która będzie ratowała z opresji ukochanego (tylko błagam, nie tak jak w sadze „Zmierzch”), która będzie miała super-hiper moce i będzie po prostu „twardą babką”, która nie bawi się w ceregiele. Kelsey taka nie jest (mimo że to ona w pewnym sensie ratuje Rena spod działania klątwy), i powoli zaczynam się denerwować takimi bohaterkami, które ciągle ratować musi ukochany. Oczywiście, są wyjątki!
Uwielbiam tą okładkę, przyciąga ona wzrok, a tygrys ma naprawdę magnetyczne oczy. Wręcz kusi czytelniczki (czytelników? :3), by kupić tę pozycję. Jednak uprzedzam, by nie oceniać książki po okładce, bowiem treść nie jest wysokich lotów. Lecz jeśli ktoś chce nabyć jakiś miły romansowy odmóżdżacz, zachęcam.
Klątwa tygrysa” Colleen Houck to lekka książka, w której romans i przygoda się równoważą, choć to pierwsze jest oczywiście bardziej rozbudowane. Autorka wzorowała się na sadze „Zmierzch” i wyraźnie to widać. Pozycja ta wykorzystuje znany już z dziesiątek innych podobnych pozycji schemat, ale tło w postaci Indii i tygrysów sprawia, że książkę da się czytać. Ba!, nawet można wciągnąć się w treść, głównie przez wspaniałe opisy kraju, w którym znalazła się Kelsey, i hinduskich mitów. Mnie się podobała ta podróż do złamania klątwy tygrysa. I niczym tygrys, zaczynam polowanie na drugą część. :)