wtorek, 29 kwietnia 2014

Różowy zeszyt w kotki (spotkanie z Mają Lidią Kossakowską)



Nie przepadam za Empikiem. Pomijając już fakt, że zamiast księgarni jest to sklep ze wszystkim i niczym, to obsługa kompletnie do mnie nie przemawia. Ja wiem, że nie zawsze ma się taką pracę, jak się sobie wymarzyło, ale zabawa z klientami w chowanego jest doprawdy śmieszna! Dlatego kiedy idę kupić książki, kieruję się kilkanaście metrów dalej do Matrasu. Przy okazji pogadam z ekspedientem, czy warto kupić Metro 2033, jakie inne postapokaliptyczne książki poleca i nie będę musiała szukać go, by zapytać, gdzie co leży – on mi sam powie. Z nawiązką. Mój kochany Matras jednak nie ma tej renomy Empiku i nie sprasza do siebie (z uwagi na małe rozmiary z pewnością) pisarzy czy muzyków. A Empik tak. I kiedy tylko przeczytałam, że Maja Lidia Kossakowska, której książkę niedawno skończyłam czytać, pojawi się w Łodzi... cóż, musiałam tam się pojawić.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Droga do Woodbury | Robert Kirkman & Jay Bonansinga


Wiecie, jak to bywa – najpierw jest pomysł. Ktoś, kto lubi pisać, ten pomysł przelewa na papier, a jak ma szczęście albo pieniądze, wydaje swoją opowieść w formie książki. Trafia ona do księgarń i jeśli okaże się być dobra lub popularna (a to nie to samo) – kupowane są prawa do sfilmowania jej. W formie serialu albo filmu, zależy. I zazwyczaj jest to w takiej właśnie kolejności: najpierw bestsellerowa powieść, która podbija serca czytelników, a dopiero potem wysokobudżetowy, hollywoodzki film. Prawda? Nie zawsze. Droga do Woodbury to książka napisana przez Roberta Kirkmana i Jaya Bonansinga dopiero po powstaniu komiksu i serialu z uniwersum The Walking Dead, wydawałoby się, że w myśl powiedzenia „kuć żelazo póki gorące”. Skoro film i komiks zarobiły sporo pieniędzy, to czemu nie wydać książki i zgarnąć jeszcze więcej gotówki?

sobota, 26 kwietnia 2014

Sto lat to za mało!


Nie celebruję urodzin jak niektórzy, spraszając całą rodzinę i znajomych na tort czy wyprawiając domówkę niczym z Projektu X. Dlatego też w związku z trzecią rocznicą mojego blogowania tutaj, nie spodziewajcie się stresującego śpiewania Sto lat! i aut w basenie. Trzecią rocznicą! To dla mnie bardzo duża liczba, zwłaszcza że mój nieco przygasły już na szczęście słomiany zapał utrudniał mi stwarzanie takich wspaniałości jak ten blog. Bywały okresy lepsze i gorsze, ale on pomimo tego wciąż istnieje i – co więcej – ktoś go czyta! Dwa lata temu zapadła cisza w dniu 26 kwietnia. A rok temu siedziałam i pisałam, o ile dobrze pamiętam, test gimnazjalny z przedmiotów przyrodniczych. Więc teraz świętujemy z przytupem!
(A właściwie ja świętuję, i to z takich cichutkim przytupem, bo nie lubię hałasu.)

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Hannibal | sezon 1



Postać dr Hannibala Lectera jest nieodzownie kojarzona z fenomenalną kreacją Anthony'ego Hopkinsa w Milczeniu owiec. Któż przecież nie zna genialnego psychiatry lubiącego sobie... hm, dobrze zjeść? Zapewne nie wszyscy oglądali film – i nie dziwię się, nie wszyscy mają nerwy ze stali, nie wszyscy muszą ze spokojem znosić film o kanibalu – ale postać ta jest kojarzona, w większym lub mniejszym stopniu. Trudno więc teraz wyobrazić sobie znanego nam Hannibala w zupełnie innej, jeszcze bardziej współcześniejszej, podzielonej na trzynaście odcinków odsłonie. A taka adaptacja książek Thomasa Harrisa jest nie gorsza od pełnometrażowego filmu. Tym bardziej, że twórcy do ostatniej kropli wyciskają możliwości, które daje im podzielenie historii na epizody. W dodatku bardzo eleganckiej historii, jeśli takiego epitetu użyć można w stosunku do opowieści o kanibalu. Doprawdy, połączyć morderstwa z tak niezwykle nienormalną elegancją – albo twórcy są cholernymi geniuszami, albo w szafie ukrywają żółte papiery. Opcji pośredniej nie uznaję.

wtorek, 1 kwietnia 2014

Marzec


A wiecie, co oznacza koniec marca? Bo ja wiem doskonale, tylko rok temu jakoś skleroza mnie złapała (skleroza zwana potocznie w młodszych kręgach Testami Gimnazjalnymi), a dwa lata temu nie było szumu, bum!, fajerwerków i w ogóle tak jakość tyle o ile, nawet we właściwą datę się nie wstrzeliłam. A wy dalej nie wiecie? No co wy! Trzy latka już mam! Tfu!, to jest, blog ma trzy latka, ja siedemnaście prawie, to spora różnica mimo wszystko. Jak ten czas leci – jeszcze niedawno pisałam pierwszą recenzję Szeptem Becki Fitzpatrick (nie zaglądać!, poryczałam się ze śmiechu czytając tamte wypociny). I tak zaczęłam przeglądać sobie moje recenzje począwszy od 26 kwietnia 2011 roku, i tak zaczęłam walić głową w biurko z powodu swojego dawnego stylu... Więcej o tym będzie w rocznicę, bo będę wspominała i przepowiadała przyszłość, ale to dopiero za niecały miesiąc.