piątek, 28 listopada 2014

Jeden za wszystkich... (Muszkieterowie, BBC)


Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - komu nie obiło się o uszy słynne powiedzenie nieodzownie związane z elitarnymi żołnierzami króla Francji, Muszkieterami? 

Stacja BBC luźno czerpie z literackiego pierwowzoru przy produkcji swoich seriali bazujących na powieściach - i jednocześnie robi tak umiejętnie, że większość seriali jest świetna pomimo wielu różnic między adaptacją i książką. Tak było z Sherlockiem: przeniesienie Holmesa do współczesnych czasów było ich najlepszą decyzją. Skuszona ich pomysłowością i w iście muszkieterskim nastroju, świeżo po przeczytaniu powieści Dumasa, rozpoczęłam moją serialową przygodę z d'Artagnanem i muszkieterami.

D'Artagnan podczas postoju w podróży jest świadkiem napadu na karczmę, w której on i jego ojciec się zatrzymali. Jego ojciec zostaje zamordowany przez zamaskowanego mężczyznę przedstawiającego się jako Atos z królewskich muszkieterów. Młody Gaskończyk wyrusza do Paryża, by dokonać zemsty na mordercy, tym samym trafiając w świat pełen intryg, knowań, walk i oczywiście muszkieterów.

Muszkieterowie są serialem BBC, a to oznacza, że daremnie jest wypatrywać zgodności historycznej czy - jak wspomniałam - fabularnej, jeśli o powieść Dumasa chodzi. Sęk właśnie w tym, że BBC nie stara się nawet zachować realiów (chociaż anachronizmów nie uświadczymy) czy stworzyć fabułę poważną, ciężką i taką, której znajomością możemy się chwalić w elitarnym towarzystwie, bo nie na tym polega urok tej stacji. Fabuła jest dosyć prosta, choć wielowątkowa, bywa niedorzeczna, zdarza się być miejscami nawet kiczowata, ale nie to jest ważne dla oglądającego, bo i tak jedyne, o czym się myśli, oglądając Muszkieterów, to o muszkieterach właśnie, ich wzlotach, upadkach i miłostkach większych i mniejszych.


Czy to wada? Dla niektórych, owszem. Przeświadczenie, że usiądziemy i obejrzymy coś edukacyjnego, co nauczy nas paru rzeczy o siedemnastowiecznym Paryżu, sprawi, że Muszkieterowie nie będą już świetni, bo to serial rozrywkowy, a nie edukacyjny. Historyk pewnie nie raz i nie dwa złapie się za głowę nad rozwiązaniami fabularnymi i realiami, ale przeciętny widz będzie chichotał, śmiał się i płakał z bohaterami, nie przejmując się tym, że królowa Francji jest zbyt swobodna, a dwór nijako przedstawiony.

Sezonem pierwszym nie zawładnął, jak wydawałoby się, d'Artagnan, główny bohater, wokół którego kręci się cała fabuła, ale Atos (którego już w powieści Dumasa darzyłam ogromną sympatią; ja ogólnie lubię tych cichych i tajemniczych) i jego przeszłość. Te wątki nie były najlepsze, a Mammie McCoy sztucznie zagrała Milady de Winter i chociaż urodą grzeszy, to nijak pasowała do siedemnastego wieku. Ale wystarczy jedno spojrzenie na te ogromne, pełne melancholii oczęta Toma Burke i jesteśmy kupieni. Ja byłam, już kiedy po raz pierwszy go zobaczyłam. 


Mamy tego cichego, spokojnego i trzymającego wszystkich razem, ale nie tylko on tworzy trio znanych muszkieterów. Aramis to zupełnie jego przeciwieństwo, chociaż i jego serce nie umknęło przed złamaniem. Nie wiem, skąd wynaleźli tak pociesznie wyglądającego i tak cudownie grającego aktora, ale niech robią to częściej. W gruncie rzeczy Aramis to kochliwy, wrażliwy na piękno mężczyzna, ale też bardzo sympatyczny i dowcipny, idealne zrównoważenie Atosa i jego niezbyt chwalebnej przeszłości.


Luźną interpretację powieści Dumasa widać na przykład w postaci Portosa. O ile kiedy inni próbowaliby umieścić w roli Portosa - lubiącego wypić wesołka - mulata, byłoby niezręcznie, o tyle BBC nie dość, że to zrobiło, to jeszcze wyeksponowało to w jednym z odcinków, idealnie okręcając fabułę wokół pochodzenia - podkoloryzowanego, jak to u BBC - Portosa. Nie jest on najciekawszym ani najlepszym z muszkieterów, a jednak trudno go nie lubić chociaż odrobinę.


Inaczej ma to się do Petera Capaldi, który odgrywa rolę mrocznego intryganta na dworze francuskim, kardynała Richelieu. Uwielbiam Capaldiego, nie mogę się napatrzeć na niego we filmach i serialach, w których gra, i tutaj też nie mogłam. Nie dość, że jego ubrania były idealnie zgrane z charakterem postaci - chociaż ja mam słabość do strojów z epoki - to jeszcze ta mina, ta chłodna bezwzględność i intryganctwo wypisane na twarzy... Capaldi jest dobry w tej roli, tak dobry, że go nienawidzę. Richelieu nienawidzę, oczywiście. Dobry jest też Ludwik XIII, który nie radził sobie z samodzielnymi rządami i po prostu nie był dobrym królem, nie był do tego przygotowany. Ryan Cage bywa dziecinnie uroczy będąc Ludwikiem - kiedy narzeka na nudę panującą na dworze i na obowiązki, kiedy wybiega w iście dziecięcy sposób z sali, kiedy coś bardzo mu się nie podoba - ale też irytujący, bo król zatrzaskujący drzwi przed nosem, krzycząc To niesprawiedliwie! to lekka przesada.


Postaci kobiece również zasługują na uwagę, ponieważ są ge-nial-ne. W większości. Konstancja Bonacieux, podobnie jak Atos, zagarnia dla siebie ten sezon, chociaż wydawałaby się nieciekawą, nudną, zwyczajną mężatką. Tymczasem jest jedną z barwniejszych i sympatyczniejszych postaci w całym serialu. Podbija serca swoją prostotą. I nie jest ani trochę irytująca, chociaż ciągle przewija się przez ekran i bierze udział w życiu muszkieterów. Królową Francji możemy często obserwować na ekranie, ale zazwyczaj jest bierna i stoi z tyłu, robiąc za bardzo ładne tło. Ma jeden odcinek, by ludzie ja pokochali, i wykorzystuje go, nie robiąc więcej niż zwykle, będąc po prostu królową. Ma swoje momenty, chociaż skąpią ich. Oby w kolejnym sezonie było ich więcej. Albo Ninon - postać epizodyczna, a napisana tak zręcznie, że słów brak.

A Milady de Winter to pomyłka. Nie będę się rozwodziła nad tym, jak nie pasuje do roli, jak sztucznie gra i jak bardzo uwiera mnie jej wygląd w retrospekcjach. Po prostu to była nieodpowiednia aktorka w nieodpowiedniej dla niej roli.

Jak wspominałam, fabuła bywa niedorzeczna, ale wydawało się momentami, że twórcy odbierają nieco uroku i elementu zaskoczenia odcinkom. Były odcinki dobre, na których siedziało się z oczami wbitymi w ekran, i mniej dobre z powodu... złego montażu, złej chronologii, usunięcia zaskoczenia... Każdy odcinek miał coś w sobie, ale najbardziej bolało mnie zakończenie sezonu pierwszego, które co prawda dokończyło większość wątków i dalej mogłoby nie być kolejnego sezonu (a jest, uff). Gdyby sceny inaczej zmontowano, gdyby od początku nie odkryto wielkiego plot twistu (czyli takiego zakręcenia akcji), gdyby pozorowano inny bieg wydarzeń niż był w rzeczywistości, moja szczęka byłaby na ziemi dokładnie tak, jak w ostatnim odcinku drugiej serii Sherlocka - i nawet z podobnego powodu. Szkoda bardzo, że zrezygnowali z takiego rozwiązania, ale z drugiej strony może ktoś posądzałby BBC o wałkowanie tych samych wątków w różnych serialach...

Muszkieterowie to serial, który oglądamy dla bohaterów, po to, by im kibicować, głaskać po główce tych smutnych (Atosa), rozczulać się nad tymi dowcipnymi (Aramisem), śmiać się z tymi wesołkami (Portosem) i pochłaniać (wzrokiem) jak ciasteczko tych ślicznych (d'Artagnan oczywiście). Nie szukajcie czegoś ponad rozrywkę, bowiem nie znajdziecie niczego. To nie ten typ serialu. Miałam kaca serialowego, bo nie byłam w stanie oglądać odcinków jak kiedyś, a po Muszkieterach nabrałam ochoty na powrót do nałogu. Dzięki, muszkieterzy! Kocham was!

Polecam. Dziesięć odcinków to niewiele, a mijając w zastraszającym tempie!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...