Wojny zbliżają do siebie ludzi - i jedną, i drugą stronę. Solidarność, współpraca i ogromne poświęcenie rebeliantów w Kosogłosie, części 1 zszokowały mnie. A kiedy ludzie na sali zaczęli podnosić trzy palce lewej ręki w geście zjednoczenia z nimi - oniemiałam. I sama rękę podniosłam.
*
Dlaczego
te ruiny są tak bardzo kiczowate?, zadawałam sobie pytanie podczas
kiedy Katniss stąpała po kościach zbombardowanych ludzi i gruzach
dawnego dystryktu Dwunastego. Niezwykle jasne jak na ruiny po wybuchu
i bardzo nienaturalne dla mojego wrażliwego artystycznego oka -
dostrzegam z łatwością ingerencję komputera, co nie jest
oczywiście przeze mnie potępiane w najmniejszym stopniu, jednak
stworzone ruiny były tak rażąco jasne, tak bardzo jasnoszare, że
mrużyłam oczy. To był jedyny moment, kiedy krajobraz mnie nie
zachwycił. Bo tysiące róż na ziemi, opustoszała Wioska
Zwycięzców czy okolice szpitala polowego rebeliantów już były
świetne i bardzo realistyczne.
Aktorzy...
ach. Jennifer Lawrence nigdy nie była moją Katniss, jeśli chodzi o
tak trywialną rzecz jak wygląd. Jest śliczną kobietą i naprawdę
podziwiam ją za charakter, jednak to nie było do końca to. Z każdą
kolejną częścią przekonuję się do niej: bo wszystkim innym,
całą sobą, jest Katniss Everdeen. Na zdjęciach promujących nie
widać tego, jak gra - a gra wspaniale. Drobne gesty, nieznaczne
zmiany mimiki, ogień w oczach - to cały Kosogłos. Piękny i
niebezpieczny. I na skraju załamania psychicznego - to rzecz ulotna,
w książce średnio ukazana, ale Kotna nie wyszła bez szwanku z
Głodowych Igrzysk; to nie tak, że postanowiła być Kosogłosem i
wszystko zniknęło. I Jennifer pięknie to uchwyciła.
Finnicka
z chęcią bym przytuliła. Prezentował sobą taką rozpacz i
bezsilność, że jedynie o tym myślałam. To zasługa nie tylko
jego pięknej buźki ani tego, że go po prostu uwielbiam. A potem
stanął przed kamerą... i był tym Finnickiem zabijającym z zimną
krwią swoim trójzębem. Oczywiście nie może zabraknąć słówka
o Haymitchu. Jeśli jest jakiś aktor, którego uwielbiam absolutnie
w każdej roli, to właśnie Woody Harrelson wyprzedza wszystkich.
Haymitch to postać bardzo specyficzna; niby pijak, ale ma na uwadze
życie i dobro Katniss i Peety. Martwi się o nich. A w Katniss
odnalazł nawet przyjaciela. Harrelson jest kwintesencją
literackiego Haymitcha. Dodał wiele od siebie i jest nawet lepszy.
Z
kolei od W pierścieniu ognia ze smutnym uśmiechem obserwuję
postawę Effie Trinket. Smutnym, bo Effie z filmu na film przestała
być taką zwolenniczką Głodowych Igrzysk. Już w drugiej części
jej mina podczas losowania porusza. A teraz, nawet pod ziemią i
zmuszona do noszenia ohydnego szarego kombinezonu, Effie wciąż
pomaga, wciąż jest razem z Katniss. Była jedną z tych elitarnych
osób w Kapitolu, podążała za tamtejszą modą, a po poznaniu
trybutów z Dwunastki, zaczęła się zmieniać, co w książce nie
została tak pięknie ukazane jak na filmie.
Brakowało
mi muzyki. Owszem, mamy Yellow Flicker Beat Lorde, będący utworem
wpadającym w ucho i jakby stworzonym do nucenia pod nosem. Owszem,
Katniss śpiewa swoją groteskową piosenkę o drzewie wisielców -
pięknie zaśpiewana, bardzo przejmująca, a głos Jennifer brzmiał
cudownie, jednak to fragment śpiewany przez rebeliantów niezwykle
mnie poruszył, prawie do łez. Jednak Kosogłos to walka. To wojna
domowa, strajki i powstania. Brakowało czegoś mocnego, co dałoby
przysłowiowego kopa, co pchałoby do walki. Coś szybkiego, z mocnym
bitem, głośnego i nawet agresywnego. Pomijając fakt, że niewiele
utworów z soundtracku usłyszałam - nie było tam żadnej takiej
piosenki.
Trudno
mówić o zawodzie - jeszcze żadna z części Igrzysk śmierci mnie
nie zawiodła, wręcz przeciwnie: wszystko mnie zachwycało.
Kosogłos, część 1 to dobrze zrealizowany film, który trudno
przestać oglądać. Szokujące sceny, walka, krew i śmierć -
wszystko to zostało dosadnie ukazane, ale nie aż tak, by osoby
wrażliwe na takie sceny wpadły w panikę. Jestem zachwycona
Kosogłosem, bo spełnił wszystkie moje oczekiwania. Był po prostu
genialnym filmem.
Are you, are you
Coming to the tree
They strung up a man
They say who murdered three
Czuję
się bardzo związana z książką i jeśli film zniszczyłby moją
wizję, nie ukrywałabym tego. Tymczasem Kosogłos to wyjęta z mojej
wyobraźni powieść Collins, tylko bardziej rozbudowana, bogatsza o
parę scen, które nie zmieniają fabuły, ale rozszerzają
uniwersum. Jakby nagrali to, czego nie napisała pisarka tworząc
historię Katniss Everdeen, a co mogłaby napisać. Kosogłos jest
przykładem idealnego uzupełniania się literackiego pierwowzoru i
ekranizacji.
May
the odds be ever in your favor. Idźcie na ten film do kina - nie
stracicie nic. Co prawda parę - ale ilość ich mogę policzyć na
palcach jednej ręki - scen wydawało mi się nieco kiczowatych, ale
przynajmniej jedna z nich mogła być zrobiona z premedytacją (Join
the mockingjay, no proszę was). Nieliczne wady są jednak przyćmione
niezliczonymi zaletami, które sprawiają, że seans jest czystą
przyjemnością. Kiedy nie wzruszamy się, oczywiście.
Strange things did happen here
No stranger would it be
If we met at midnight
In the hanging tree
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz