Na
pierwszy ogień idzie – niefortunnie ułożona na zdjęciu do góry
nogami – Miłość alchemika Avery Williams, egzemplarz od
Nastek.pl. Książka cieniutka i dla mnie „na raz”, w dodatku
średnio ciekawa. Recenzja niedługo.
Patrol
Ann Aguirre, czyli druga część Enklawy. Jeszcze nie czytałam,
ale jestem strasznie ciekawa, co tym razem będzie się działo z
Karo i Cieniem. Również od Nastka.
Kolejna
pozycja to Dziewięć żyć Chloe King Liz Braswell. Wciąż
nieprzeczytana, ale zapowiada się ciekawie. :) Jak wyżej, Nastek.
Niespodzianka,
który przyszła razem z „Blaskiem”, czyli Partials:
Częściowcy Dan Wells od wydawnictwa Jaguar. Recenzja właśnie
się pisze, a książka bardzo mi się spodobała.
Wymieniony
wcześniej Blask Amy Kathleen Ryan, również przeczytany i
również od Jaguara.
Zrecenzowany
już Przegląd końca świata: FEED Miry Grant, który podbił
me serce! :3
I
ostatnia pozycja, wciąż czytana – Sekretna księga Dantego
Francesco Fioretti. Wrażenia: nie tego się spodziewałam, ale źle
nie jest.
I
jeszcze manga, którą być może zrecenzuję – Pandora Hearts.
Jest naprawdę ciekawa i ładnie narysowana. :)
Ostatni,
sobotni zakup, któremu nie mogłam się powstrzymać – Hobbit
J.R.R. Tolkiena. Chciałam mieć w końcu własny egzemplarz. A
filmowa okładka... Cóż, naprawdę lubię odgrywającego rolę
Bilbo Bagginsa Martina Freemana, więc nie mogłam się powstrzymać.
Chociaż i tak przede wszystki spojrzałam na tłumacza – nie
miałam ochoty czytać o Bilbo Bagoszu. :)
Z
tamtego sobotniego wypadu wróciłam z pewnym nieprzemyślanym,
spontanicznym (pierwszy spontaniczny zakup w moim życiu, serio!)
zakupem, zdjęcie obok. I am sherlocked, że tak to ujmę.
Nie mogłam się powstrzymać takiej pięknej promocji, niestety. Po
10 minutach ślinienia się do DVD wyszłam z Empiku z myślą, że
kupię następnym razem... a jak na koniec łażenia po Manufakturze
wróciłyśmy do Raju (tudzież Empiku) po wypasiony zeszyt, który
chciała kupić koleżanka, spojrzałam do portfela... i się nie
powstrzymałam. :3
Dla
mnie majówka właśnie się rozpoczęła i potrwa tylko tydzień. :)
Zapas książek oczywiście już przyszykowany, żebym odsapnęła od
aksolotów meksykańskich i innych dziwnych rzeczy związanych z
egzaminem gimnazjalnym.
Właśnie,
testy... Nie poszło mi tak źle, jak przypuszczałam, ale tak
dobrze, jakbym chciała, też nie (chociaż z tylko jednego błędu w
zadaniach zamkniętych z języka polskiego jestem dumna). Matematyka
i przyrodnicze – tego nawet trochę się bałam. Co jeśli właśnie
przez nie nie dostanę się do szkoły?! Na egzamin szłam z bijącym
sercem, a wyszłam cała w skowronkach. Mimo tego, że w zadaniach
otwartych na pewno mam błędy, to zadania zamknięte zrobiłam
bezbłędnie. Podczas pisania byłam w szoku – test był na
poziomie „pokoloruj drwala”, że tak powiem. :) Ale nie wszyscy
uważali, że był taki łatwy. Z kolei zaś przyrodnicze...
oczekiwałam masakry i strzelnicy na sali. Było jednak lepiej niż
sądziłam; zadań, do których trzeba było cokolwiek wiedzieć,
pamiętać było może pięć. Reszta to już tylko logiczne myślenie
i czytanie tekstu ze zrozumieniem. I w końcu angielski! Uważam, że
oglądanie filmów z napisami w tymże języku przydało się. Nie
sprawdzałam odpowiedzi, ale czuję, że będzie coś około 37-40
punktów. :)
Wiecie,
moi drodzy, co było najdziwniejsze w tym wszystkim? Nie bałam się
egzaminu. „Spływało” to po mnie. Naprawdę, nawet testów
próbnych nie pisałam z takim stoickim spokojem (chociaż przy
matematyce było trochę stresu). Lecz o ile egzaminu się nie bałam,
to martwiłam się i martwię nadal tylko jedną sprawą – czy
dostanę się do szkoły, którą wybrałam.
Nie
pisałam ostatnio recenzji dość często. Mimo że przeczytanych
książek mam niemało. Na szczęście już po egzaminach, można
przestać pisać szaleńczo rozprawkę za rozprawką (to nic, że tym
razem była charakterystyka; ostatnie trzy lata – rozprawki w
ilościach hurtowych, okazyjnie opowiadania i listy), będzie więcej
recenzji, obiecuję.
Miłej
majówki wszystkim i niech książki będą z Wami!