piątek, 19 kwietnia 2013

Hobbit: Niezwykła podróż

Hobbit: Niezwykła podróż, reż. Peter Jackson
"Hobbit" - filmowa adaptacja książki J.R.R. Tolkiena, wstęp do "Władcy Pierścieni", to opowieść pełna niezwykłych wydarzeń i magicznych postaci, przedstawiająca odwieczną walkę dobra ze złem. Hobbit Bilbo Baggins niechętnie wyrusza w niezwykłą i niebezpieczną podróż. Pokierowany przez czarodzieja Gandalfa opuszcza swój przytulny domek w Shire, by wraz z trzynastoma krasnoludami zmierzyć się ze smokiem Smaugiem.

Zanim zacznę recenzję, uprzedzę, że popełniłam karygodny czyn – nie czytałam „Hobbita” przed obejrzeniem filmu, pomimo mojej złotej zasady: najpierw książka, potem adaptacja. Uznałam, że skoro „Władcę Pierścieni” chciałam przeczytać, ale zniechęciło mnie opisywanie lasu na dwie strony, to i „Hobbita” również będzie mi ciężko czytać. A teraz nie dość, że przeczytałam to dzieło Tolkiena, to jeszcze bardzo mi się spodobało, a w planach mam również trylogię, chociaż z tym raczej poczekam trochę. Czasem im później, tym lepiej.

Biedny Bilbo, ma na głowie aż 13 krasnoludów!

Jestem przykładem tego, że gusta z czasem się zmieniają. Jeszcze kilka lat temu oglądałam „Władcę Pierścieni”, a właściwie początek, narzekając, że nie ma magii, że nudne, że oni tak cały czas idą do tego Mordoru i leją się mieczami. I w zasadzie do niedawna w ogóle nie obejrzałam trylogii tak na poważnie, skupiając się na filmie. Odrzucał mnie trochę ten świat, tak bardzo, bardzo fantastyczny, podobny do średniowiecza – wolałam Pottera, bo był bardziej... realistyczny? :) Ale skoro Wiedźmin okazał się wspaniałą książką, a koncepcja takiego fantasy spodobała mi się, postanowiłam dać Tolkienowi szansę. I tak wylądowałam razem z dwudziestką członków szkolnego Elitarnego Klubu Dyskusyjnego Bywalec w sali kinowej, z popcornem w ręku, okularami 3D na nosie i obietnicą 48 klatek na sekundę, oczekując na początek „Hobbita”.

"Z-zwęglenie?"

Martin Freeman jako Bilbo Baggins moim zdaniem spisał się świetnie. Jego mimika i gestykulacja były bardzo... hobbickie. Najbardziej lubię sceny, jak próbuje – bezsilnie – zapanować jakoś nad trzynastką krasnoludów, którzy wyjedli mu całą spiżarnię oraz kiedy czyta kontrakt. „Z-zwęglenie?”, zapytał wtedy przerażony. No cóż, drogi Bilbo, to smok. Taki piecyk ze skrzydłami. :) Reszta gry aktorskiej również wywarła na mnie duże wrażenia, była na wysokim poziomie. Na wspomnienie zasługuje także charakteryzacja – krasnoludy wyglądały jak krasnoludy, takie z krwi i kości (prócz Kiliego, bo wyglądał na chucherko, ale nieźle strzelał z łuku).

Kili był uroczy, ale nie wyglądał na krasnoluda z krwi i kości.

Nie mogę zapomnieć o wspaniałej ścieżce dźwiękowej. Zauważyłam, że umiejętnie zostały wplecione fragmenty soundtracku z „Władcy Pierścieni”, co dało świetny efekt. Nie wiem, jak brzmiała pieść krasnoludów „Misty Mountain's Cold” w dubbingu, ale aranżacja była idealna. Kiedy tylko usłyszałam, jak Thorin zaczyna śpiewać, wiedziałam, że przygoda nie będzie taka do końca wesoła, że czas żartów się skończył.

Far over the Misty Mountain's Cold,
To dungeons deep and caverns old,
We must away ere break of day,
To find our long-forgotten gold.

The pines were roaring on the heights,
The winds were moaning in the night,
The fire was red, it flaming spread,
The trees like torches blazed with light.”


Krajobrazy wyglądały przepięknie, aż miło było na nie patrzeć. Nowa Zelandia, wydaje mi się, była strzałem w dziesiątkę. Bałam się nieco, że niektóre sceny będę za bardzo wyglądały na wygenerowane komputerowo, ale myliłam się – nie było tego widać. Wielkie wrażenie wywarło na mnie Rivendell, które wyglądało wprost magicznie! Akcja trwała tam dość krótko, jednakże to wystarczyło, żeby ten widok zapadł w pamięć.

Rivendell robi ogromne wrażenie! :)

Są dwie rzeczy, których mogę się czepiać. Jedna, mniej mnie denerwująca – 48 klatek na sekundę i 3D. Może to moja wina, bo moje oczy są takie a nie inne, ale pod koniec prawie trzygodzinnego seansu oglądanie bolało. Wzrok mi trochę świrował. I nie tylko mnie, kilku osobom również. Nie narzekam za bardzo, bo dla tych widoków było warto. Druga rzecz to oczywiście podzielenie filmu na trzy części. O ile podzielenie trylogii jest logiczne, ponieważ zawiera wiele treści, są trzy tomy, da się to jakoś wytłumaczyć, to podzielenie „Hobbita” jest... dziwne. Wiem, że tu chodzi o pieniądze, bo jak komuś pierwsza część się spodobała, pójdzie na następne i film zarobi mnóstwo kasy. Mimo to, wciąż mi się nie podoba. Chociaż oczywiście będę w kinie na kolejnych częściach.

Thranduil i jego łoś "made my day" :)

(...) tylko szkoda, że jak film zaczął się w końcu rozkręcać, skończył się.” – tak ujął to jeden z członków Bywalca po seansie. Faktycznie, jeśli spojrzeć na to obiektywnie, niewiele się działo. To przecież zaledwie jedna trzecia książki. Nie pojawił się smok, nie przeszli nawet połowy drogi do Samotnej Góry. Co nie znaczy, że było nieciekawie, bo ja się nie nudziłam. Nie znałam książki, więc nie porównywałam odruchowo filmu i nie wiedziałam, co się za chwile stanie. Rozbawiła mnie scena rzucania podpalonymi szyszkami. Gandalf Szary, wielki, silny mag, a jego najbardziej użyteczna broń w starciu z Orkami – podpalone szyszki. :)

Film był fantastyczny! I pod względem fabularnym, i technicznym. Można obejrzeć „Hobbita” chociażby dla pięknych, nowozelandzkich krajobrazów i zniewalających efektów. Ale radzę uważać z 3D – jak wspomniałam, po dwóch i pół godzinie oczy zaczynają boleć, a przynajmniej tak było w moim przypadku. Dla mnie film jest jednym z najlepszych, jakie oglądałam, i mogę nawet powiedzieć, że nie jest gorszy od trylogii – prezentuje podobny poziom. Polecam każdemu, bo to świetna rozrywka nawet dla kogoś, kto książek Tolkiena nie tknie kijkiem przez szmatkę (cóż, są różne gusta). :)

***

Teraz już tak mniej po recenzencku, ale wciąż w temacie – jako iż niedawno poznałam świetny mini-serial „Sherlock” (w którym skądinąd Doctora Watsona gra Martin Freeman, nasz Bilbo; oglądając „Hobbita” jeszcze tego nie wiedziałam :)), w którym baaardzo spodobał mi się Benedict Cumberbatch, jeśli chodzi o grę aktorską (i głos :3), cieszę się strasznie, że zagra on w „Hobbicie” jako głos Smauga, a potem w trzeciej części jako Czarnoksiężnik. A recenzja „Sherlocka” również się się pojawi, ale dopiero po egzaminach gimnazjalnych. :)

5 komentarzy:

  1. Przekonałaś mnie :). "Hobbita" czytałam, spodobał mi się, chociaż przypominał mi trochę baśń. Tak więc bałam się sięgnąć po "Władce pierścieni", ale że tę książkę dostałam na urodziny, więc się za nią zabrałam i, na szczęście, językiem bardzo różni się od tej pierwszej. Książki jeszcze nie skończyłam, ale już teraz mogę powiedzieć, że trzyma poziom filmu, który mnie oczarował.
    Już raczej za późno, że pójść na "Hobbita" do kina, ale po Twojej recenzji na pewno obejrzę go na komputerze :).
    A serię o Wiedźminie, o której wspomniałaś (musiałam się do tego przyczepić :D)kocham. To jedna z moich ulubionych serii, ale co się dziwić? No, ale może nie będę się na jej temat rozpisywać, bo mój komentarz urośnie do niebotycznych rozmiarów ;).
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie czytałam Hobbita, choć ta książka oraz cała seria Władcy Pierścieni leżą u mnie na półce (mój tato jest ogromnym fanem Tolkiena).
    Po przeczytaniu Twojej recenzji jestem bliżej niż dalej tej półki i pewnie wkrótce sięgnę po Hobbita. Dzięki! :-)

    Pozdrawiam i zapraszam:

    im-bookworm.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem jedną z osób, które powieści Tolkiena nie tkną kijkiem przez szmatkę (bywa...), bo zaczęłam czytać "Hobbita", robiłam do niego cztery podejścia i za każdym razem kończyło się na 4. rozdziale. Za to na film wybrałam się, co prawda nie z własnej woli, i bardzo mi się spodobał - efekty specjalne, pieśni krasnoludów, dobrze dobrani aktorzy, krajobrazy. ;) Również z miłą chęcią udam się do kina, aby obejrzeć kontynuację.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, książki Tolkiena, trzeba przyznać, są "ciężkie" :) Ale tak samo było z Krzyżakami, a znam osoby, które w szkole jako lekturę tego nie zdzierżyli, a za kilka lat czytali i im się podobało. Zależy od czytelnika. :)
      Również pozdrawiam. :)

      Usuń
  4. Film szalenie mi się podobał, choć nie aż tak, jak Władca Pierścieni ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...