czwartek, 30 czerwca 2011

„Drżenie”; Maggie Stiefvater

 
Zimą ludzie się zmieniają”

„Drżenie” Maggie Stiefvater oczarowało mnie od samego początku piękną, ale jednocześnie tajemniczą okładką pełną zagadek i symboli, a także chwytającym za serce opisem o zimnie i o tym, co dzieje się wtedy z niektórymi ludźmi. Autorka pisała już wcześniej powieści dla dorosłych, teraz jednak wydała już drugą książkę wywodzącą się a nurtu literatury młodzieżowej. Zapewnienie z tyłu okładki, że spodoba się ona fanom „Zmierzchu” z jednej strony mnie uspokoiła, ale z drugiej strony miałam pewne obawy – te jednak rozwiały się po przeczytaniu pierwszej strony, pierwszego zdania, pierwszego słowa. I wtedy znalazłam się w Mercy Falls, miasta pełnego wilków. Utknęłam tam na dobre.
Grace w dzieciństwie zaatakowały wilki, a ona była zbyt słaba, by się bronić. Uratował ją wtedy pewien przedstawiciel tego gatunku, a jedynym, co zapamiętała z wyglądu swego wybawcy, były oczy o niesamowitej złotożółtej barwie. Od tamtego czasu minęło kilka lat, a dziewczyna prawie codziennie wyglądała przez okna albo siedziała na huśtawce zrobionej z opony, by przyglądać się „swojemu” wilkowi. Powoli przeradza się to w obsesje, jak komentują jej przyjaciółki. Czas mija, temperatura powoli zaczyna spadać. Wtedy też jeden z uczniów jej liceum zostaje zaatakowany przez zwierzęta. Kilka dni po zaginięciu Jacka myśliwi postanawiają zapolować na wilki, bojąc się o bezpieczeństwo rodzin i okolicznych dzieci. Takiego właśnie – postrzelonego, zakrwawionego i nagiego – poznaje Sama, który tej wiosny po raz ostatni przemienił się w człowieka.
Rozpoczyna się szaleńcza walka z czasem. Grace nie chce utracić „swojego” wilka, który ku jej zdziwieniu okazał się zwyczajnym mieszkańcem Mercy Falls. W Samie podczas przemiany nie zmienia się jedno – oczy. Po nich właśnie dziewczyna go poznaje i postanawia przenocować w swoim domu. Dni mijają, a oni coraz bardziej się do siebie zbliżają. Oboje nie chcą utracić siebie nawzajem, ale natury wilkołaka nie można oszukać. Z każdą upływającą chwilą razem są coraz bardziej zżyci, zakochują się w sobie; ale Sam wie, że nie można tak żyć w nieskończoność – w ciągłym ukrywaniu się w ciepłych pomieszczeniach. Grace zrobi wszystko, by go nie utracić. Czy jej się uda? Czy jednak Sam przemieni się po raz ostatni i do końca życia pozostanie wilkiem?
Wzruszająca. Niesamowita. Niespotykana. To jedne z wielu epitetów, jakimi można opisać „Drżenie”. Nie spotkałam jeszcze w żadnej książce motywu wilkołaków, którzy nie zmieniają się – tak jak w legendach – podczas pełni księżyca, tylko wtedy, gdy temperatura spada, a na zewnątrz robi się coraz zimniej. Autorka pokazała to we wspaniały sposób. Jako walkę o przetrwanie, walkę o to, by nie utracić resztek człowieczeństwa. Walkę z czymś, czego nie można pokonać – z mrozem. Sam pomysł wplecenia takich wilkołaków był świetny i oryginalny, jednak przede wszystkim zachwyciłam się wykonaniem. Maggie Stiefvater w taki sposób operowała słowami – i emocjami czytelnika – że czułam mróz, płatki śniegu albo słońce, słyszałam wycie wilków i szum liści. Cała książka była dla mnie jakby filmem – każda strona pełna była opisów uczuć i sytuacji – a ja widziałam to wszystko oczyma wyobraźni. Potrafiłam wyobrazić sobie wygląd poszczególnych wilków, las czy księgarnię, do której Sam zaprosił Grace.
Trochę zgrzytali mi co prawda rodzicie głównej bohaterki, którzy, po pierwsze: nie zauważali, że ich córka śpi w jednym łóżku z chłopakiem w swoim pokoju, po drugie: nie zwrócili uwagi na to, że nie było jej kilka nocy, że miała wypadek w lesie. Absolutnie nic. Grace mogła dla nich istnieć, ale nie obchodziła mamy-artystki i ojca pracoholika.
O okładce można wiele powiedzieć. Utrzymana jest w jasnej tonacji, z ciemniejszymi zarysami ośnieżonych koron leśnych drzew. Od razu można zauważyć wilka o złotych oczach i czerwoną parasolkę. Choć w treści nie ma ani słowa o żadnej parasolce, to sądzę, że jest jej kolor – czerwony – jest symbolem miłości pomiędzy Samem a Grace; ogólne rzecz biorą, parasolka przypominała mi trochę Czerwonego Kapturka w swojej pelerynie. W oddali stoi postać, jak mniemam główna bohaterka; wygląda to nieco sztucznie, ale nie psuje efektu. Okładka mnie wprost oczarowała.
Grace była inna od szablonowych nastolatek z książek „paranormal romance”. Praktyczna i silna, nie rumieniła się ciągle i nie spuszczała wzroku, ponadto nie peszyło ją to, że osiemnastoletni chłopak śpi z nią w jednym łóżku – chłopak, którego prawie nie znała. Nie była ofiarą losu, walczyła o „swojego” wilka do końca. Sam z kolei to kwintesencja słodkości i romantyzmu. Czytuje poezję (i ją rozumie), gra na gitarze i układa piosenki dla Grace. Rumienił się, kiedy dziewczyna miała się przebrać, w łóżku spał jak najdalej od niej. Mimo to był idealnie „wyważony”, że tak to ujmę. Nie mdliło mnie, kiedy o nim czytałam, ale wręcz zachwycałam się Samem. Był wspaniałą postacią literacką; taką, że chciałabym go spotkać.
Książkę zaczęłam czytać od razu, kiedy przyszła do mnie pocztą, i tego samego dnia ją skończyłam. Wciągnęła mnie niesamowicie. Tak bardzo, że nawet nie zauważyłam, kiedy ta prawie pięćset stronicowa wspaniała powieść się skończyła. Jej się nie czyta – ją się wręcz pochłania.
Polecam wielu osobom, ale ostrzegam - „Drżenie” czytacie na własną odpowiedzialność. Nie ponoszę odpowiedzialności za nieposprzątane pokoje czy niewyprasowane ubrania. Fani wilków, romansów, literatury młodzieżowej albo tego wszystkiego jednocześnie będą z pewnością usatysfakcjonowani.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu Wilga!

środa, 29 czerwca 2011

Konkurs!

Drogie człowieki i ludkowie!
Jako że wygrałam u Pauli książki, ogarnął mnie wręcz szampański nastój. Ogłaszam zatem pierwszy na blogu konkurs! No to może najpierw nagroda, bo to przecież najważniejsze :) Nagrodą będzie – niespodzianka! - książka. Nie spodziewaliście się, prawda? Owa książka jest w mojej biblioteczce zdublowana (klasowe Mikołajki – dziękuję wam), toteż wpierw próbowałam ją sprzedać na Targu z książkami. Nie udało się, potencjalna nabywczyni się nie odezwała, więc skasowałam post i daję tą książkę jako wygraną. A to – fanfary poproszę – Drugie życie Bree Tanner. Taa, nie wiecie o mnie jednego; mianowicie, kocham, ubóstwiam i etc., sagę Zmierzch. No więc, jestem pewna, że nikt się nie zgłosi, zważywszy na zadanie konkursowe, ale zawsze warto mieć nadzieję. Nadzieja co prawdą matką głupich. Ale matka kocha swoje dzieci :)


Właśnie. Zadanie konkursowe może być trudne, nudne albo dla niektórych cudne. O, zrymowało się! Więc, oto ono.

Napisz opowiadanie, którego główną bohaterką jest właśnie Bree. Taka, jaką znacie z „Zaćmienia”. Jak wyobrażasz sobie jej dalsze losy, gdyby jednak jakimś cudem nie została zabita przez Volturi?

(Ja rozumiem, nie czytaliście DŻBT, ale Ci, co sagę Zmierzch czytali (choćby po łebkach) będą wiedzieć, o co chodzi; a przynajmniej taką mam nadzieję)

Więc tego. No, nikt z pewnością nic nie napisze. Ale będę czekała, powiadam Wam! Data zakończenia konkursu – 6 lipca, równo dwunasta w nocy. Wyniki następnego dnia, ale następnego dnia po następnym dniu. Czyli 7 albo 8 lipca. Ważna rzecz: opowiadanie nie krótsze niż jedna strona A4 w Wordzie (TNR 12), nie dłuższe niż cztery strony (ale nie będę narzekać, jak będzie więcej). Wklejacie je bezpośrednio w treść wiadomości.
No tak! Jak to ja, zapomniałam całkowicie o jednym. Teksty wysyłacie na maila nadeine@tlen.pl w tytule wpisując KONKURS. Podajcie adres swojego bloga, jeśli macie, i swoje adresy, których użyję jedynie do wysłania książki.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba i choć jedna osoba coś tam nabazgroli, bym mogła pozbyć się zdublowanej książki :)

A już jutro recenzja „Drżenia”!

wtorek, 28 czerwca 2011

„Czysta jak łza”; Charlaine Harris

Charlaine Harris popularność zyskała dzięki dwunastu tomom wampirzej serii o Sookie Stackhouse, która została zekranizowana w postaci serialu telewizyjnego. Teraz, w apogeum sławy, napisała kolejny cykl, tym razem kryminalny. „Czysta jak łza” z pewnością nawiązuje tytułem do poprzednich książek pisarki, ale jej wnętrze jest zupełnie inne. Wcześniej nie miałam żadnej styczności z autorką, nie czytałam żadnych książek jej autorstwa, toteż byłam bardzo ciekawa tej krótkiej – zaledwie dwustu sześćdziesięciu czterostronicowej – książki.
Lily Bard to sprzątaczka ukrywająca mroczną tajemnicę. Skrupulatnie dba, by jej sekrety nie wyszły na światło dzienne i aby nastawienie do niej sąsiadów nie uległo gwałtownej zmianie po poznaniu jej przeszłości. Każdy dzień w Shakespeare jest dla niej rutyną, a że zatrudnia się u większości mieszkańców Apartamentów Ogrodowych i nie tylko jako sprzątaczka, ma dostęp do ich tajemnic, których nawet policja by nie odkryła. Kobieta ponadto trenuje karate i czasem cierpi na bezsenność. I to właśnie nocny spacer ją zgubił.
Pardon Albee został zamordowany i to właśnie Lily, podczas jednego z nocnych spacerów, znajduje jego ciało owinięte w worki. Nieopatrznie pozostawia na nich odciski palców, więc stara się zatrzeć swoje ślady, pozbywając się owych worków. Wtedy też nadciąga lawina zdarzeń, które mogą raz na zawsze zepsuć jej opinię i reputację wzorowej sprzątaczki – kilka osób poznaje jej przeszłość, ludzie zaczynają kojarzyć ją z morderstwem, a mieszkańcy nagle zachowują się dziwnie, delikatnie mówiąc. Lily, chcąc nie chcąc, włącza się w sprawę i pragnie jak najszybciej odkryć zabójcę Pardona.
W „Czystej jak łza” nie było takiej sytuacji, że główna bohaterka nagle staje się doskonałym detektywem i sama chce rozwikłać zagadkę, o nie. Autorka dużo czasu poświęciła na zwykłe codzienne czynności i opisanie mieszkańców miasteczka, na treningi karate albo opisy miejsc i poszczególne wykonywane działania Lily podczas sprzątania mieszkań.
Akcja z początku rozwijała się wolno, dopiero gdy przeczytałam trzy czwarte książki wreszcie zaczęło się dziać coś niepokojącego i bliskiego rozwiązania zagadki. Spodobała mi się „dziwność” mieszkańców i to, że praktycznie każdy z nich mógł zamordować Pardona. Pogubiłam się za to w nazwach poszczególnych pozycji i ciosów podczas treningów karate, ale podziwiam Charlaine Harris za to, że je znała i zadała sobie trud, by opisać je jak najdokładniej.
Lily Bard okazała się być niesamowitą kobietą, co było świetną odskocznią od nastolatek z „paranormal romance” i ich perypetii miłosnych. Główna bohaterka – a także narratorka – była bardzo silna, nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Potrafiła walczyć w samoobronie i spuścić łomot napastnikowi i zadbać o siebie. Bardzo spodobał mi się motyw mrocznej przeszłości, którą ukrywała przed wszystkimi i to, że nie rozmyślała ciągle o morderstwie. Marshall Sedaka za to zyskał moją sympatię, aczkolwiek nie zawsze zachowywał się tak, jakbym chciała. Ale cenię sobie postacie, które zaskakują swoim zachowaniem.
Książka była wspaniałym odpoczynkiem po wielu młodzieżowych powieściach i choć już znam odpowiedź na to, kto był mordercą, to sięgnę po nią jeszcze nie raz, bo Lily właśnie stała się jedną z moich ulubionych bohaterek literackich.
Polecam – fanom kryminałów, fantastyki, horrorów czy romansów – wszystkim bez wyjątku, bo to jest kawał świetnej powieści.

Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości serwisu Nakanapie, za co bardzo dziękuję!

piątek, 24 czerwca 2011

„Straż”; Marianne Curley


Zmienić bieg historii”

Straż” autorstwa Marianne Curley nie jest kolejną książką, którą można wrzucić na półkę z napisem „paranormal romance”. Nie ma tam wampirów, wilkołaków, aniołów czy demonów; nie ma duchów i zjaw, elfów czy innych nadnaturalnych istot. Jest kobieta będąca Chaosem i jej Zakon, jest waleczna Straż i wieczna walka między nimi o prawidłowy bieg historii. Od pierwszej strony wpadłam do Angel Falls i nie spodobało mi się, że musiałam stamtąd odejść, kiedy przeczytałam ostatnią stronę powieści.

Chyba każdy pragnąłby przenieść się w czasie i ujrzeć starożytne Ateny czy Egipt za czasów panowania w nim faraonów albo niezwykłe historyczne wydarzenia – walkę o niepodległość albo uchwalenie Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych. Taką umiejętność posiada nastoletni Ethan, którego w posługiwaniu się nią nauczał Arkarian. Chłopak już w wieku zaledwie pięciu lat rozpoczął szkolenie, a teraz jest jednym z najbardziej wiernych strażników i ma największe zadatki, by dostać upragnione skrzydła – jednak nie takie, jak u aniołów czy ptaków, tylko takie, które są niewidzialne i pozwolą mu na coś w rodzaju teleportacji. Jednak by je zdobyć, wpierw musi zostać Nauczycielem i wyszkolić w trzy tygodnie nową Uczennicę. Złośliwy los chce, że ową Uczennicą jest nikt inny, jak młodsza siostra byłego przyjaciela Ethana.

Isabel szybko się uczy i wiele już potrafi – szermierkę, łucznictwo czy walkę wręcz ma już od dawna opanowaną. Ponadto posiada niebywały talent – uzdrawianie. Wtedy też powraca wróg Ethana, morderca jego siostry Sery – Marduk. Pragnie zabić ważne dla niego osoby, w tym także Isabel. Chłopak musi pośpieszyć się z jej nauką, by jak najszybciej mogła sama siebie obronić. W tym czasie Zakon Chaosu ponownie zmienia bieg historii i dwójka głównych bohaterów musi zareagować, jednak nie będzie to łatwe, zwłaszcza że Isabel w wyniku ciągu nieprzyjemnych zdarzeń musiała poradzić sobie sama. Czy prawidłowość historii nie zostanie zachwiana? I czy Marduk w końcu zostanie pokonany? Na te i inne pytania odpowiedzi znajdziecie w książce.

Od pierwszego rozdziału w oczy rzucają się bohaterowie – pięknie zarysowani, oryginalni; każdy z nich na swój sposób budził moją sympatię. Ethan nie był typem ciamajdy czy kujona, choć na lekcjach historii dostawał same szóstki – wszak w historii uczestniczył. Umiał walczyć o swoje, ale nie wdawał się w niepotrzebne bójki. I świetnie trzymał język za zębami, bo o Straży nie mógł się dowiedzieć żaden człowiek, jednak do czasu... Isabel za to z początku nie wierzyła w podróże w czasie i w działalność Ethana i innych strażników. Była silna i waleczna, wiele już umiała, jak wspomniałam wyżej. Jedno jednak nie dawało mi spokoju – niestałość i niepewność uczuć i Ethana, i Isabel. Niby ona coś czuje do chłopaka, ale potem już nie; podobnie było z nim. Najlepszą, według mnie, postać zostawiłam na sam koniec. Arkarian od początku podbił moje serce. Spokojny i wytrwały, stanowczy, silny i taki... nie mam pojęcia, jak to ująć. Przyciągał mnie, a kiedy tylko jego imię pojawiało się na kartach książki, uśmiechałam się mimowolnie. Dodajmy jeszcze do tego dość nietypowy wygląd – szafirowe, długie włosy i ciemnofioletowe oczy – a mamy kolejnego kandydata na najlepszego bohatera literackiego z literatury młodzieżowej.

Podobały mi się zwroty akcji i to, że nic nie było pewne. Wspaniale ułożone Proroctwo i długa, pełna pułapek droga do niego dodała aury tajemnicy i niebezpieczeństwa. Bohaterowie okazywali się kimś innym, kimś, kogo się nie spodziewałam. Każda strona emanowała magią, każde słowo było na swoim miejscu, nie było niepotrzebnych opisów czy dialogów. Świetnym zamysłem autorki były rozdziały naprzemiennie z perspektywy Ethana i Isabel, dzięki czemu mogliśmy poznać ich myśli i poglądy na niektóre sytuacje, „wejść” do ich głowy.

Straż” niewątpliwie zalicza się do najlepszych, jakie czytałam i z pewnością jeszcze nie raz do niej powrócę, chociażby po to, by poczytać o Arkarianie i jego hipnotyzujących, ciemnofioletowych oczach. Czas przeznaczony na czytanie nie był zmarnowany i chciałabym cofnąć się w czasie jak Isabel czy Ethan i jeszcze raz przeżyć ich niezwykłe przygody, nie znając zakończenia pierwszego tomu.

Polecam każdemu, szczególnie fanom fantastyki i historii, bo oni z pewnością znajdą tam coś dla siebie. Cieszę się, że w kolejnej części – „Mroku” - narratorami będą Isabel i Arkarian, ale szkoda, że drugi tom wyjdzie dopiero we wrześniu, bo już nie mogę się go doczekać.



Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu Jaguar!

Wakacyjne zapowiedzi

Zagubiony Heros”
Tom I serii „Olimpijscy herosi”
Rick Riordan
Premiera 29 czerwca!
Powitajcie nowych bohaterów i starych znajomych z Obozu Herosów w pierwszym tomie nowej serii „Olimpijscy Herosi”. Jej autor, twórca wielu bestsellerów Rick Riordan, naładował tę książkę niespodziewanymi zwrotami akcji, zagadkami i humorem, tworząc wielką opowieść o niesamowitych przygodach. Kiedy ją przeczytacie, będziecie niecierpliwie wyczekiwać następnego tomu.
JASON MA PROBLEM. Kiedy budzi się w autobusie pełnym nastolatków jadących na szkolną wycieczkę, nie pamięta niczego. Wszystko wskazuje na to, że ma dziewczynę, Piper, i najlepszego przyjaciela, Leona. Są uczniami Szkoły Dziczy, szkoły z internatem dla „złych dzieciaków”. Co Jason zrobił, że skończył w takiej szkole? I gdzie właściwie jest? Jason nie wie nawet, kim jest. Wie tylko, że to wszystko wygląda bardzo źle.


Król Demon. Siedem Królestw – Księga I”
Cinda Williams Chima
Premiera 29 czerwca!
W Fellsmarchu nastały ciężkie czasy. Han Alister, do niedawna złodziej, zrobi niemal wszystko, by utrzymać siebie, matkę i siostrę Mari. Jak na ironię, jedyna wartościowa rzecz, jaką posiada, nie nadaje się do sprzedaży. Odkąd Han pamięta, zawsze miał na rękach grube srebrne bransolety z wygrawerowanymi runami. Wszystko wskazuje na to, że są magiczne – rosną wraz z nim i nie da się ich zdjąć.
Życie Hana komplikuje się jeszcze bardziej po tym, jak chłopak zabiera potężny amulet Micahowi Bayarowi, synowi Wielkiego Maga. Amulet ten niegdyś należał do Króla Demona – czarownika, który przed tysiącem lat omal nie zniszczył świata. Bayarowie nie powstrzymają się przed niczym, by odzyskać tak potężny przedmiot.
Tymczasem Raisa ana’Marianna, następczyni tronu Fells, toczy własną walkę. Właśnie wróciła na królewski dwór po trzech latach swobody u rodziny ojca, w kolonii Demonai, gdzie jeździła konno, polowała i uczestniczyła w słynnych targach klanowych. Po swoim święcie imienia szesnastoletnia Raisa będzie mogła wyjść za mąż, lecz nie jest zachwycona perspektywą poślubienia księcia z dużym zamkiem i małym móżdżkiem. Raisa pragnie być jak Hanalea – legendarna waleczna królowa, która pokonała Króla Demona i uratowała świat. Wygląda jednak na to, że jej matka ma inne plany – niebagatelną rolę odgrywa w nich zalotnik, łamiący wszelkie prawa, na których opiera się królestwo.
Siedem Królestw zadrży w posadach, gdy losy Hana i Raisy zetkną się na kartach tej trzymającej w napięciu powieści.


Pamiętniki wampirów.Pamiętnik Stefano”
Lisa Jane Smith
Premiera 5 lipca!
Pamiętnik Stefano przenosi akcję o sto lat wcześniej i odkrywa początek historii miłosnego trójkąta dwóch braci wampirów i pięknej dziewczyny, której obaj pragną.

Jest rok 1864. Echa wojny Północy z Południem docierają do plantacji w Wirginii, rodzinnego domu Stefano i Damona Salvatore. Braci, którzy byli nierozłączni, dopóki w Mystic Falls nie pojawiła się Katherine - olśniewająca i tajemnic za.
To przez jej uwodzicielski uśmiech najlepsi przyjaciele stali się rywalami w wyścigu o jej względy. I odkryli, że jej przepyszne suknie i połyskujące diamenty skrywają straszliwy sekret. I że jej jeden pocałunek zmieni ich życie - na wieczność…


Spętani przez Bogów”
Josephine Angelini
Premiera 5 lipca!
Ich przeznaczeniem jest odwieczna nienawiść.
Ich pragnieniem – wieczna miłość…
Czy miłość zdoła przezwyciężyć przeznaczenie?
Helena Hamilton przez całe swoje szesnastoletnie życie czuła się inna, choć nie chciała tego okazywać. A teraz zaczyna dręczyć ją sen… Powraca co noc. Helena wędruje przez jałową pustynię. Rano budzi się cała w pyle i krwi. A w dzień widzi trzy płaczące kobiety w bieli…
A potem w liceum zjawia się Lucas, najpiękniejszy chłopak, jakiego spotkała. Wzbudza w niej, tak nieśmiałej i łagodnej,szaleńczą nienawiść. Dlaczego pierwszego dnia Helena próbuje zabić go na oczach całej szkoły?
Wkrótce Lucas odkrywa przed nią, że oboje mają odegrać rolę w tragedii napisanej przez los tysiące lat temu i zsyłanej na świat przez greckie boginie zemsty.
Co stanie się z ich miłością?


Strąceni”
Gwen Hayes
Premiera 5 lipca!
W jej snach jest jak ze snów: uwodzicielski, czuły, piękny.
To dlaczego odtrąca ją na jawie?
Życie siedemnastoletniej Thei zawsze pełne było zakazów i nakazów. Ojciec nie pozwalał jej spotykać się z koleżankami ani umawiać z chłopcami. Nigdy nie miała takiej swobody, jak inne dziewczyny w jej małym miasteczku.
A potem zaczęły ją nawiedzać sny. Straszne i piękne. Gdzie błądziła w labiryncie cierni i przemierzała rzekę łez. I gdzie był On.
I nagle chłopak ze snów pojawia się w jej szkole.

Jest cudowny. Pociągający jak magnez. Ale inny niż w snach.
Dlaczego za dnia ją odpycha?
Jaką skrywa tajemnicę?
Miłość Thei jest silniejsza niż strach, nawet gdy odkryje jego straszliwy sekret.
I gdy przyjdzie jej wybierać między miłością a sobą samą…
Strąceni Gwen Hayes to jeden z najgoręcej przyjętych tytułów 2011 roku. Setki czytelniczek dzielą się swoimi entuzjastycznymi opiniami o książce na portalach i prześcigają się w pochwałach, zauroczone piękną i mroczną wizją romantycznej miłości. Oszałamiająca okładka świetnie pasuje do opowieści o rozdzielonych zakochanych i każe marzyć o wielkim i dramatycznym uczuciu.

Atrofia”
Lauren DeStefano
Premiera 12 lipca!
Dzieci poczęte naturalnie są niedoskonałe. Dlatego – żeby stworzyć idealnych ludzi – ruszyła produkcja embrionów bez najmniejszych wad genetycznych. Ale tylko pierwsze pokolenie to okazy zdrowia; potomkowie perfekcyjnych ludzi umierają w wieku dwudziestu paru lat. W tym ponurym świecie dziewczęta zmuszane są do poligamicznych małżeństw, by zapewnić przetrwanie gatunku. Rhine, Jenna i Cecily trafiają do ekskluzywnej rezydencji w gaju pomarańczowym, gdzie wszystkie poślubia młody syn właściciela. Serce Rhine bije jednak dla Gabriela, młodego Służącego, który zaryzykuje wszystko, by pomóc jej odzyskać wolność. Dziwaczny świat luksusu i piękna, skrywający mroczne sekrety, rozciąga swoje macki, wabi dziewczęta iluzją. Lecz widmo śmierci wciąż krąży wokół nich, niepogodzonych z losem. Liczą na cud, a każdemu z czymś innym się kojarzy prawdziwe życie.


Zapraszam także na konkursu organizowane przez wortal Nastek. Oczywiście nagrodami są książki :)

Pierwszy z nich kończy się już jutro, a do wygrania jest „Namiestniczka. Księga II” Wiery Szkolnikowej. Wystarczy zarejestrować się i wcielić w rolę władcy królestwa i ustanowić swój pierwszy dekret.

W drugim nagrodą jest „Łotr” Trudi Canavan. Lubicie rymować? To coś dla was :)

Jest też łatwiejszy konkurs związany z czytaniem ze zrozumieniem, za co dostać można książkę „Gdzie Indziej” Gabrielle Zevin. Niedługo także pojawi się jej recenzja.

Ostatni jest związany z nową odsłoną wortalu. Wystarczy odpowiedzieć w sondzie i mieć szczęście w losowaniu. Wygrać można aż dziesięć książek! Warto!

Zatem zapraszam do rejestracji na Nastku!

Ach, wakacje! Teraz będzie tyle czasu do czytania...! No i tyle książek do kupowania :)

poniedziałek, 20 czerwca 2011

„Uczeń Diabła”; Kenneth B. Andersen

 
 
Przyspieszony kurs zła”

Piekło. Wiele o nim już pisano. Wszechobecny ogień, diabły z rogami i ogonami, którzy dzierżą widły czy jęki potępieńców? Cóż, mniej więcej tak zostaje opisane przez duńskiego pisarza, Kennetha B. Andersena, w „Uczniu Diabła”. Zgaduję, że niewiele osób chciałoby tam trafić po swojej śmierci i przyznam się, że ja też. Jednak po przeczytaniu tej książki trochę zmieniłam nastawienie do Piekła.
Filip Engell to syn, jakiego chciałaby chyba każda matka – uczynny, pomocny i grzeczny niczym anioł, a do tego pozmywa naczynia z własnej, nieprzymuszonej woli! Przez pomyłkę po przedwczesnej śmierci chłopiec trafia do Piekła, gdzie – cóż, delikatnie mówiąc – nie pasuje w zupełności. Lucyfer dość szybko dowiaduje się o swoim błędzie, ale czas ucieka, a jest go już zbyt mało, by ściągnąć tu innego przyszłego Arcydiabła. Tak więc zmuszony jest przy pomocy gadatliwego kota Lucyfaksa zmienić Filipa w prawdziwego mieszkańca Piekła i swojego godnego następcę, bowiem władca jest śmiertelnie chory i niebawem umrze. Chłopak, jak przystało na uosobienie anioła, oblewa wszystkie testy i sprawdziany, co doprowadza Lucyfera do wściekłości, przez co coraz bardziej choruje. Czy Filip ukończy przyspieszony kurs zła i zasiądzie na tronie Piekieł? Czy Lucyferowi i Lucyfaksowi uda się zmienić anioła w demona?
W czasie, kiedy Filip nie uczy się bycia złym, zwiedza pałac swego nauczyciela i Piekło. Takim właśnie sposobem poznaje Satinę, diablicę i Kusiciela w jednym. Nie obywa się oczywiście od kłopotów – chłopak poznaje wrednego i aroganckiego Aziela, który trzykrotnie wygrał Festiwal Paskudnych Kawałów i jeśli wygra i w tym roku, ustanowi nowy rekord. Diabeł ów jeszcze nie raz uprzykrzy głównemu bohaterowi życie i naukę w Piekle i obudzi w nim tę drugą stronę duszy.
Pomysł na fabułę „Ucznia Diabła” był naprawdę świetny. Jeszcze nie przeczytałam książki, która traktuje o iście anielskim chłopcu trafiającym do Piekła albo o nauce bycia złym przez samego Lucyfera. Z początku powieść ta była jedynie opowiadaniem, jak wyczytałam, ale przerodziła się w trylogię, a ta w tetralogię.
Nie mogę nie wspomnieć o wspaniałych i sympatycznych bohaterach. Filip miałam czasami szczerze dość, no bo jak można oblać każdy test? Wyobraźcie sobie – idzie mężczyzna ulicą, wyraźnie się śpieszy, a wy stoicie na jego drodze, trzymając w ręce skórkę od banana. Co byście zrobili, wiedząc, że Diabeł was obserwuję? Tak, ja też podłożyłabym ją pod nogi temu mężczyźnie. A Filip... Filip wyrzucił ją do kosza na śmieci. Polubiłam jednak nad życie kota Lucyfaksa. Zresztą, kto by go nie polubił? Współczułam mu, kiedy Lucyfer w złości obdzierał go ze skóry, ale na szczęście futro odrastało w jedną noc. Król Piekieł też nie był najgorszy. Arcydiabeł był bardzo, bardzo wyrozumiały w stosunku do Filipa, ale i jego czasem ponosiły nerwy. A Satina... Z jednej strony ją lubiłam, z drugiej nie, za pewne zachowania. Ale kiedy dowiedziałam się całej prawdy, moje nastawienie do niej było całkowicie pozytywne.
Akcja z czasem nabrała szalonego tempa, ale na samym początku trochę się wlokła. Jednak wspaniałe opisy sytuacji nie pozwalały oderwać się od „Ucznia Diabła” ani na chwilę. Znalazł się – oczywiście... – wątek miłosny, ale był tak bardzo subtelny, że prawie go nie wyczuwałam i tylko zazdrość Filipa utwierdzała mnie w przekonaniu, że naprawdę gdzieś on istnieje.
Spodobał mi się cały wachlarz wymyślonych w większości przez autora demonów – Kusiciele, Diabły, Szeptacze i Potępieni... Każdy z nich miał określone cechy i zadania, każdy żył na swój własny sposób. Nie będę opisywała, co kto robił w Piekle, ale większość można wywnioskować z nazw.
Nieoczekiwane zwroty akcji, z czasem szybkie tempo i niekończące się pokłady czarnego humoru – to wszystko możecie znaleźć w „Uczniu Diabła”. Ta powieść nie zmieni ani was, ani waszego nastawienia do świata czy poglądów. Pokazuje za to, że Piekło wbrew pozorom nie musi być takie złe, jakim się wydaje.
Moim zdaniem czas spędzony na czytaniu tej pozycji, nie był czasem zmarnowanym. Polecam zatem każdemu lubującemu się w fantastyce, bo fani innych gatunków raczej nie znajdą nic ciekawego w tej powieści. Jednakże myślę, że „Uczeń Diabła” zyska w równym stopniu tyle samo czytelników, co wrogów, przez poruszany dość kontrowersyjnie temat Piekła.

piątek, 17 czerwca 2011

„Las Zębów i Rąk”; Carrie Ryan


Serdecznie zapraszam do przeczytania recenzji „Lasu Zębów i Rąk” autorstwa Carrie Ryan na wortalu Nastek, gdzie – muszę się pochwalić – zostałam recenzentką.


czwartek, 16 czerwca 2011

„Mroczny sekret”; Libba Bray

Międzyświat – miejsce inne niż wszystkie”

Coraz więcej zostaje wydawanych pozycji toczących się w czasach epoki wiktoriańskiej, często z fantastycznymi i nadnaturalnymi elementami. Taką właśnie książką jest „Mroczny sekret” autorstwa Libby Bray, który zyskał niemałe grono czytelników. Otwierająca trylogię „Magiczny krąg” powieść przeniesie was do czasów dawnego Londynu, kiedy to damy nosiły ciężkie halki i spódnice, a padające z ich ust przekleństwo było skandalem na ogromną skalę. Okres panowania królowej Wiktorii charakteryzował się nienagannymi manierami, wymyślnymi sukniami i wymagającymi szkołami dla młodych dziewcząt.
Właśnie do takiej szkoły po tragicznym morderstwie matki trafia Gemma Doyle. Akademia Spence ani trochę nie zyskała jej sympatii, ponadto tamtejsze uczennice bezustannie pogardzają ludźmi z mniejszym majątkiem niż ich, jak na przykład cichą, spokojną zazwyczaj Ann, która jako stypendystka po ukończeniu szkoły będzie musiała w niej pracować. Panują tam surowe zasady – dziewczęta uczą się między innymi tańców, manier, sztuki i muzyki, codziennie także uczęszczają na nieszpory. Gemma z początku czuje się tam niezręcznie, całe życie bowiem spędziła w Indiach, gdzie nie było tak rygorystycznie. Teraz musi uważać co i jakim tonem mówi i co robi, bo nawet najmniejszy błąd mógłby zepsuć jej reputacje w Londynie. W wyniku ciągu pewnych zdarzeń zapoznaje się bliżej z Ann oraz z Felicity i Pippą, które wcześniej należały do wymienionych wyżej „dręczycielek” słabszych.
Gemma jednak nie mówi im, że nawiedzają ją realistyczne wizje, w jednej z których widziała śmierć własnej matki, ani też że znalazła w jaskiniach dziennik Mary Dowd, opisujący niezwykłe miejsce – międzyświat, w którym ponoć rządził tajemniczy Zakon. W końcu i tak by się dowiedziały, ale dziewczyna stara się to ukrywać tak długo, jak tylko może. Dzięki zapiskom znalezionym w jaskini, a po części także magii we krwi głównej bohaterki, wszystkie cztery trafiają do wspaniałej krainy. Zapewne wszystko byłoby piękne, gdyby nie Kirke, jedna z członkiń Zakonu, która pragnęła posiąść całą moc zaklętą w Runach Wyroczni. Teraz Gemma, Ann, Felicity i Pippa będą musiały ją pokonać i odnaleźć ukryte członkinie, bo tylko to może uratować międzyświat.
Libba Bray doskonale przedstawiła życie młodych dziewcząt w ówczesnych czasach i Londyn za panowania królowej Wiktorii. Zaskoczeniem dla mnie było pierwsze wrażenie Gemmy o stolicy Anglii – nie było to idealne miejsce, ale ciągle zachmurzone, pełne deszczu miasto, gdzie nie żyła tylko i wyłącznie arystokracja z nienagannymi manierami, ale byli też zwinni kieszonkowcy, slumsy czy bezdomni. Pokazała, jak to naprawdę wyglądało i że tam nie było wcale tak pięknie, jak sobie wyobrażałam. Wydarzenia rozgrywające się na tle wiktoriańskiego Londynu były zaskakujące, a sam opis niezwykłego międzyświata niezwykle działający na wyobraźnię.
Brakło mi niestety języka używanego w tamtejszych czasach. Niektóre wypowiedzi tak mnie zdumiały, że zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy aby na pewno powiedziano by tak w dziewiętnastym wieku. Jednak sam pomysł na fabułę i niezwykle barwne opisy miasta w zupełności rekompensują nie do końca odpowiedni styl.
Co to byłaby za książka dla młodzieży, jeśli nie występowałby wątek miłosny? Potwierdzam, że wątek taki jest, ale tak bardzo subtelny, że czasami w ogóle go nie zauważałam. Ujął mnie hinduski chłopiec należący do Rakshana, który dołączył do Cyganów i miał pilnować Gemmy. Kartik sprawiał często, że uśmiechałam się do książki bez większego powodu – wystarczyło, że powiedział coś, co niegodne byłoby powiedzieć w tamtych czasach damie, albo że po prostu się pojawiał w pewnych zabawnych momentach. Co do Gemmy – była silna i ciągle miała nadzieję, że będzie dobrze i że uratuje międzyświat. Była też taka inna od tamtejszych dziewcząt uczących się w Spence; potrafiła podstawić nogę czy skłamać w żywe oczy dyrektorce, byleby uratować przyjaciółkę od skandalu. Mogłabym nawet powiedzieć, że „nie dawała sobie w kaszę dmuchać”. Walczyła o swoje do końca i nie traciła wiary.
„Mroczny krąg” to ponad trzysta stron niekończących się zaskakujących zdarzeń, niezwykłej magii międzyświata i wiktoriańskiego Londynu. To także wspaniała książka, która pozwala odetchnąć po ciężkim dniu, ale do ambitnej literatury niestety nie należy.
Polecam głównie fanom lekkiej i niewymagającej fantastyki, wielbiciele powieści z akcją w epoce wiktoriańskiej też nie powinni czuć się zawiedzeni. Ja osobiście spędziłam miło czas i z pewnością sięgnę po kontynuację.

czwartek, 2 czerwca 2011

„Błękitnokrwiści”; Melissa de la Cruz

„Przysunęła się bliżej, czując niemal, jak drży powietrze pod wpływem gorąca między nimi.”
Melissa de la Cruz, Błękitnokrwiści
 
Autorką „Błękitnokrwistych” jest znana już z cyklu „Au pair” Melissa de la Cruz. Zanim zaczęła pisać powieści współpracowała z czasopismami takimi jak The New York Times. Po imponującym sukcesie sagi „Zmierzch” księgarniane półki zaczęły uginać się pod nadmiarem książek o tematyce wampirzej czy paranormal romance. Cóż, z pewnością „Błękitnokrwistych” można spokojnie wrzucić do obu tych worków, bowiem są i wampiry, i romans nie z tego świata.
Piętnastoletnia Schuyler Van Alen jest outsiderką w liceum Duchesne, nie nosi modnych ubrań, nie nadąża za nowinkami ze świata śmietanki towarzyskiej. Ma przyjaciela, jak to zwykle w tego typu książkach, który absolutnie nie jest w niej zakochany, a pewnego dnia – niespodzianka! - dostaje list ze sławnego Komitetu, na którego spotkanie się stawia i dowiaduje się prawdy... Ale od początku. Uczniów Duchesne, a jednocześnie członków wspomnianego Komitetu, ktoś morduje, pytanie tylko, kto jest na tyle silny, by zabić osobę z pozoru nieśmiertelną? W dodatku najprzystojniejszy chłopak w szkole, a zarazem brat bliźniak najgorszego szkolnego wroga Schuyler, nagle zwraca na nią uwagę. Dziewczyna w końcu dowiaduje się, kim jest – aniołem zrzuconym z Raju na Ziemię, innymi słowy po prostu wampirem.
Nie powiem, że akcja mknie szybko, bo to nie byłoby prawdą, ale mówiąc, że jej nie było, też skłamałabym. Nie wyczułam dynamiki wydarzeń, nie wpadłam w znany mi już wir słów i sytuacji. Czytając opis sądziłam, że będzie to mdła opowiastka o miłości i modzie w jednym, więc nie chciałam zakupić owej pozycji, ale złośliwy los chciał, że wkrótce zagościła w moim domu. No, może nie aż tak złośliwy, ale jednak los. Z początku poznajemy krótkie streszczenie historii Błękitnokrwistych, który sięga czasów pierwszych kolonistów w Ameryce Północnej. Wątek historyczny nadaje książce klimat, a pisarce chce pogratulować świetnie wykorzystanych faktów historycznych.
Znacie historię o zaginionej koloni Roanoke i wyrytym na palisadzie słowie Croatoan? Nie musicie jej znać, by zrozumieć, o co chodzi i jaką rolę odgrywa ona w „Błękitnokrwistych”, ale jej znajomość może podnieść naszą ocenę o powieści. Melissa de la Cruz połączyła fantastykę z historią i wyszło jej to świetnie – Błękitnokrwiści koloniści i legendarny stwór Croatoan? Może być ciekawie... Ale aż tak ciekawie nie było.
Do plusów zaliczyć można wcześniej wspomniane połączenie wątków historycznych z fantastycznymi, świetny nie do końca pomysł i dialogi. Tak, one z pewnością są atutem. Bohaterowie mówili coś, co powiedziałabym ja w danych sytuacjach, ich odpowiedzi nie były wymuszone na siłę, sztuczne. I chyba na tym kończą się zalety. Choć występuje tu jedynie narracja trzecioosobowa, to rozdziały pisane są z różnych „perspektyw” - raz Schuyler, raz Mimi, a raz Bliss. Utrudniało to połapanie się w treści, ale po jakimś czasie nauczyłam się odróżniać wszystko. Kolejny minus to opisy. Ja, jako maniaczka wszelakich opisów, dziwię się sobie, że to mówię. Ale ów opisy znajdowały się w nieodpowiednich, moim zdaniem, miejscach i tylko spowolniały akcję.
Przejdźmy zatem do bohaterów, bo to coś, co uwielbiam. Spodobała mi się Schuyler Van Alen, outsiderka w renomowanym liceum, spokojna, ale uparta. Pełnowymairowa. Prawdziwa. Gorzej było z Oliverem, bo nie dowiedziałam się nic więcej niż to, co czytałam w innym tego typu książkach. Jack i Mimi Force – o ile tego pierwszego polubiłam i szczerze podobało mi się to stawianie wobec siostry, to ją wprost znienawidziłam, ale właśnie tak ów bohaterka została skonstruowana; jako wróg numer jeden Schuyler. Bliss zyskała moją sympatię jako zagubiona, nieznająca otoczenia nowa uczennica, ale z każdą stroną było tylko coraz gorzej. Co do babki głównej bohaterki, Cordelii – nie wiem, dlaczego, ale polubiłam tą nieco ekscentryczną staruszkę, ironiczną i upartą.
Nie jest to zła książka, ale świetną czy cudowną nazwać jej nie można. Ot, kilka godzin relaksu i spokoju w śmietance towarzyskiej Nowego Jorku i nie tylko. Nie stawiajcie sobie wygórowanych wymagać co do niej, bo zawiedziecie się. Sięgnę po kolejną część po to, by dowiedzieć się, czy poszukiwania głównej bohaterki legną w gruzach, bowiem Melissa de la Cruz zakończyła książkę w takim momencie, że osoby bardziej ciekawskie z pewnością przeczytają kolejny tom.

Błękitnokrwiści
Blue Bloods
Melissa de la Cruz
Stron 350
Wydawnictwo Jaguar
2010