[The
catching fire]
reżyseria:
Frances Lawrence
Setki
tysięcy fanów na całym świecie. Setki tysięcy sprzedanych
książek. Igrzyska Śmierci, część pierwsza –
dobra ekranizacja, mnóstwo sprzedanych biletów. Wszyscy czekali na
premierę W pierścieniu ognia jak na
szpilkach. Będzie dobrze? Czy zepsują film? A może wręcz
przeciwnie, będzie jeszcze lepiej? Tyle pytań, a wszystkie
odpowiedzi zawarte w dwu i półgodzinnym filmie.
Przyszłość,
totalitarne państwo Panem. Wydawałoby się, że po wygraniu 74.
Głodowych Igrzysk Katniss Everdeen i Peeta Mellark, cudem oboje
będący zwycięzcami, powinni mieć zapewnione chociaż
bezpieczeństwo swoje i swoich rodzin. O spokoju nawet nie marzą –
wszyscy mieszkańcy dystryktów rok w rok będą obserwowali ich jako
mentorów i zakochanych na zabój kochanków z Dwunastki. Stracili
życie prywatne, ale przetrwali morderczą walkę na śmierć i życie
i teraz ich rodziny mają dużo lepsze życie niż to wcześniejsze.
Nie brakuje pieniędzy i codziennie mogą zjeść ciepły obiad.
Pewnie byłoby to dla nich rajem. Ale nie jest.
W
dystryktach wybuchają zamieszki i bunty. Katniss stała się
zarzewiem rebelii, a jej broszka z kosogłosem – symbolem tego.
Ludzie buntują się przeciw panującemu w Panem reżimowi, jednak
prezydent Snow trzyma wszystko pod... powiedzmy, kontrolą. Tylu
wściekłych ludzi nie da się opanować. Tylko Kotna, jako początek
tego wszystkiego, byłaby w stanie opanować rozpoczynające się
powstanie. Jednak miłość jej i Peety to jedynie gra, a mieszkańcy
zauważają to. Jakiekolwiek przejawy prawdziwej Katniss powodują
śmierć niewinnych ludzi. Bycie sobą to teraz największe
zagrożenie. 75. Igrzyska rozpoczynają się zaraz po tournee, a
Snow, by opanować bunt, postanawia na Ćwierćwiecze na trybutów
wyznaczyć nie zwykłych ludzi, a Zwycięzców, którzy kiedyś już
jako jedyni przeżyli krwawą walkę. Poprzednie Igrzyska to było
jedynie przedszkole, w porównaniu do tego, co się będzie działo.
A Katniss to jedyna Zwyciężczyni z Dwunastki...
Obsada W
pierścieniu ognia wywołała we mnie dwa odczucia:
pierwszym, kiedy zobaczyłam wybranych już stuprocentowo aktorów,
była niechęć i przypuszczenie, że nie dadzą rady, drugim, już
po seansie – poczucie popełnienia błędu, bo wbrew moim
oczekiwaniom, spisali się wyśmienicie. Często tak bywa ze mną, że
wątpię w sukces ekranizacji książek, później jednak nagle
okazuję, że byłam w błędzie, i wcale jakoś mnie to nie
przeszkadza. Ekranizacje powieści mają to do siebie, że różnią
się od oryginału, czego nienawidzę. Rozumiem wycięcie pewnych
scen, ale zmienianie czegokolwiek... Całkowicie jestem na nie! Na
szczęście reżyser i scenarzysta W pierścieniu ognia nie
popełnili tego błędu, jednak też nie zrobili wszystkiego
idealnie.
Idealnie
za to spisali się aktorzy. Jennifer Lawrence, która wydaje mi się
naprawdę interesującą i wesołą aktorką, której trudno nie
lubić, odegrała swoją rolę wyśmienicie. Ona była Katniss.
Wciąż szokuje mnie pewna scena, gdzie ukazano moim zdaniem, jak
wielki talent ma ona – kiedy Kotna, dowiedziawszy się strasznych
wieści, płacze... A chwilę później w jej oczach płonie żądza
mordu. To dosłownie sekundy, delikatna zmiana mimiki, którą ciężko
zauważyć – a jakie skrajne emocje. Woody Harrelson zaś, którego
nie mogę nie wspomnieć – uwielbiam go – ponownie wcielił się
w rolę pijaka-mentora Haymitcha. Chciał dobrze, wyszło jak zawsze.
Czyli jeszcze lepiej! :)
Reszta
(bo tak właśnie dzielę obsadę, na Jennifer, Woody'ego i resztę,
z wyszczególnieniem Sama Claflina (Finnick) i Lynn Cohen (Mags)).
Prawdą jest, że to Jennifer, Sam i Lynn zagarnęli całe show dla
siebie. I to wcale nie jest złe – wyszło genialnie. Lynn może
jednak nie tak bardzo, jednakowoż dla mnie była tak idealną, tak
pocieszną i uroczą staruszką, że nie sposób było jej nie
obdarzyć sympatią i nie zwracać na niej uwagi. A Sam Claflin?
Drodzy Czytelnicy, Finnick Odair, czarujący uśmiech, piękne
umięśnienie i ten charakter – jak tu gościa nie polubić?
Pamiętacie
scenę podczas bankietu przed 75. Głodowymi Igrzyskami, kiedy
organizator Plutarch Heavensbee rozmawia z Katniss
i przypadkiem pokazuje jej swój
zegarek, przypadkiem sprawdzając godzinę? A
potem przypadkiem okazuje się, że arena jest
jednym wielkim zegarem? Osoby, które obejrzały jedynie film, pewnie
nie pamiętają wymienionego przeze mnie pierwszego wydarzenia.
Trudno im się dziwić – nie było go w filmie. Usunięciem tej
sceny jestem najbardziej zawiedziona, gdyż według mnie Katniss
dzięki temu odkryła zagadkę areny. Bolało mnie też, chociaż nie
jestem sadystką, że tak szybko odkryli zastosowanie tej dziwnej,
malutkiej rzeczy – sączka. Jednak to jestem w stanie zrozumieć;
czas w filmie był ograniczony, chociaż znalazłoby się parę
zbędnych, aczkolwiek ciekawych scen.
Z
miejsca chciałabym powiedzieć, że mimo iż fanką mody nie jestem,
zakochałam się w absolutnie wszystkich strojach panny Everdeen. Nie
wiem, kto je projektował (szkoda, że nie Cinna), ale były one
absolutnie zjawiskowe! Nie mogłam się napatrzeć na każdy z nich,
od stroju Katniss w Dwunastce, podczas tournee, po płonący strój w
czasie jazdy rydwanem. I oczywiście suknia ślubna. Cinna, jak wiemy
– uwaga, spoiler – przypłacił życie za tę kreację, która po
„spaleniu” stała się strojem kosogłosa, symbolu buntu. Ta
scena... była piękna.
Kiedy
film wywołuje dużo emocji, jest dla mnie dobrym filmem. To, co
czułam podczas seansu, emocje, które mną targały... Trudno je
opisać. Mimo że dobrze wiedział, co się stanie, ekranizacja i tak
zaskakuje. Nie tyle wiernością książce, co wykonaniem. Chciałabym
przejść się do osób odpowiedzialnych za efekty specjalne i
uścisnąć im dłonie, bo to, co wykonali, to był czysty
majstersztyk. Akcja filmu rozgrywa się w przyszłości, ale wszystko
wyglądało przerażająco pięknie, prawdziwie. Francis Lawrence
wie, co zrobić, żeby wbić w fotel widza albo wycisnąć z niego
łzy. W pierścieniu ognia, chociaż dużo brutalniejsze, bardziej
krwawe i poważniejsze od pierwszej części, jest w stanie wywołać
wodospad łez. Scena z trującą mgłą... Nie byłam w stanie nic
powiedzieć po tym.
Coldplay
swoim kawałkiem „Atlas” podbił moje serce, zresztą nie
pierwszy raz. Szkoda, że nie mogłam posiedzieć w kinie do samego,
samiutkiego końca, by na napisach końcowych wysłuchać tej
piosenki. Utwór ten bardzo dobrze wpasował się w tematykę filmu,
zakochałam się w nim od pierwszego usłyszenia, ale nie pasował do
napisów końcowych po dość brutalnych, pełnych napięcia scenach
– był zbyt wolny, zbyt spokojny, zbyt melancholijny, nie pasował
mi po prostu do takiego momentu. „Who we are” Imagine Dragons
również okazał się być świetny. Zresztą, trudno wybrać mi
najlepsze piosenki – wszystkie zachwycały, mniej lub bardziej.
Warto
poświęcić dwie i pół godziny na W pierścieniu ognia,
warto iść do kina i wydać dwadzieścia złotych, by przeżyć te
emocje i zobaczyć film na wielkim ekranie. Bardzo dobry film pełen
zwrotów akcji, z małym naciskiem na romans, a w szczególności na
trójkąt Kotna-Peeta-Gale, co jest zdecydowanym plusem. Facetom
również może przypaść do gustu – więcej jest napięcia i krwi
niż pocałunków, co wcale nie zmienia faktu, że i to, i to pojawia
się w filmie. Ja, osobiście, jestem zachwycona efektywnością W
pierścieniu ognia! Jeśli tak dalej pójdzie, to ja chcę już,
zaraz natychmiast kolejną część, zwłaszcza po takim zakończeniu.
Co z tego, że wiem, co się stanie – w końcu trylogia Igrzyska
Śmierci jest jedną z moich ulubionych – jeżeli kolejna
część będzie jeszcze lepsza albo chociaż na tym samym poziomie,
warto. Naprawdę warto.
Kurka, a ja w kinie nie zobaczę z jednego prostego powodu - najpierw chce przeczytać książkową trylogię, a potem - ewentualnie - skusić się na ekranizacje, już na DVD ;-)
OdpowiedzUsuńZawsze możesz iść na maraton ze wszystkimi częściami przy okazji premiery trzeciej. :)
UsuńDla mnie film zagarnęła dla siebie Katniss, Haymitch, a poźniej dołączyli Johanna i Finnick. Stroje Katniss byly obłędne, szczególnie ta kosogłosowa. ,,W pierścieniu ognia" jest zdecydowanie lepsze od ,,Igrzysk śmierci", twórcy się postarali.
OdpowiedzUsuńSPOILER
Scenę z zegarkiem Plutarcha mogli pozostawić, skoro i tak Katniss się z nim spotkała na przyjęciu. Nie rozumiem, czemu zarzucili ten pomysł.
KONIEC
Właśnie tego też nie rozumiem - przecież to tylko kilkusekundowe ujęcie zegarka! :)
UsuńNa pewno obejrzę ekranizację drugiej części trylogii, chociaż nie nastawiam się na to, iż przebije wersję papierową. Tak jak było w przypadku "Igrzysk śmierci" - film spodobał mi się, ale jednak książka była lepsza. :)
OdpowiedzUsuńKsiążka w większości przypadków jest lepsza (bywają wyjątki, ale jak rzadko!), nic jej nie przebije. Ale W pierścieniu ognia jest tuż-tuż za papierową wersją. :)
Usuńjutro idę do kina :D zobaczymy, czy rzeczywiście naprawdę warto ;)
OdpowiedzUsuńByłam w kinie chwilę po premierze. Film absolutnie wbija w fotel. Polecam gorąco, jeśli jeszcze ktoś nie widział ;)
OdpowiedzUsuńJejku IŚ są boskie i rzeczywiście 2 cz filmowa jest lepsza niż pierwsza.
OdpowiedzUsuńU mnie na blogu również o IŚ
zakochanawtresci.blogspot.com zapraszam