niedziela, 8 marca 2015

Powstaniemy. Czerwoni niczym świt! (Czerwona królowa, Victoria Aveyard)


Sporo czasu minęło odkąd książka tak bardzo zawojowała Internet, że jej reklama była dosłownie wszędzie, a niesiedzący w rynku książkowym znajomi mówili o niej z ciekawością. Od takich książek wiele się wymaga, bo skoro tyle trudu zadaje się, by ją wypromować, musi być czymś... niesamowitym! niepowtarzalnym! oryginalnym! wciągającym! cudownym! podbijającym serca! Co tu dużo mówić: Czerwona królowa Victorii Aveyard z pewnością jest taką powieścią, zasłużenie promowaną gdzie tylko się da. I ja będę wciskała ją komu się, bo, kurczę, jest świetna! Ale wykreśliłabym niepowtarzalna i oryginalna z powyższej wyliczanki.

Nad Mare Barrow wisi przymusowy pobór do wojska: ma prawie osiemnaście lat, nie pracuje i nie przyucza się do zawodu, więc pozostaje jej tylko wojsko i gasnąca nadzieja, że na froncie nie zginie zbyt szybko. Nikogo oprócz rodziny i przyjaciela, Kilorna, nie obeszłaby jej śmierć. Mare jest Czerwoną - zwykłym człowiekiem, wieśniaczką, chociaż zdolną i zwinną złodziejką. Czerwoni są tanią siłą roboczą, są nikim. To Srebrni rządzą twardą ręką - są nadludźmi, w których żyłach płynie prawdziwie srebrna krew, dająca im niesamowite zdolności, m.in. władzy nad ogniem, wodą czy ludzkim ciałem.

Jedno potknięcie Mare zaważyło całej reszcie jej życia. Przy ludziach, przy Czerwonych i Srebrnych, okazało się, że prosta dziewuszka włada nad elektrycznością, chociaż krew w jej żyłach z pewnością jest czerwona. Trafia do pałacu, kontrolowana na każdym kroku przez króla i królową, bo wiadomość o jej zdolnościach zniszczyłaby władzę, jaką wypracowali sobie przez lata. A w tle oczywiście rozgrywa się rewolucja o równouprawnienie - do której Mare ochoczo dołącza pod nosem samych władz.

Victoria Aveyard poprzez Mare Barrow wprowadza gładko do stworzonego przez nią państwa, w którym zasady są banalnie proste: jeśli masz czerwoną krew, jesteś w zasadzie niewolnikiem. Miłe było to, że państwo to nie uznaje się za utopijne, ba!, trzy czwarte społeczeństwa - Czerwoni - otwarcie gardzi panującym monarszym ustrojem, jednak to król decyduje o wszystkim, nawet nie patrząc na swoich poddanych z krwią inną niż srebrna. I on nawet raz nie wspomina o tym, że jego państwo jest idealne - siedzi na tronie i ma wszystko, czego chce, więc po co to niszczyć? To właśnie sprawia, że trudno powiedzieć o Czerwonej królowej jako antyutopii - bo nikt nie sądzi, że państwo, w którym rozgrywa się akcja, jest utopijne nawet przez chwilę.

W tego typu powieściach nie może zabraknąć wyrazistych, silnych charakterów, które są motorem napędzającym fabułę. Mare Barrow wpasowuje się w archetyp walecznej rebeliantki. Bez trudu można postawić ją w jednym rzędzie z Katniss Everdeen czy Tris Prior. Jednak Mare w swojej prostocie i z uroczo sarkastycznymi komentarzami budzi ogromną sympatię w czytelniku przez cały czas, co w przypadku innych wymienionych dziewczyn nie zawsze miało miejsce. Cóż, nie mogłoby być inaczej, skoro nie rozstajemy się z nią ani na sekundę - to ona pokazuje nam nieidealny świat, w którym przyszło jej żyć. Mamy też całą gamę innych postaci: od przyjaciela z dzieciństwa, Kilorna, czy przywódczyni rebeliantów Farley (choć pojawia się rzadko, strasznie polubiłam jej charakter - taki szorstki i władczy), przez mnóstwo władających różnymi mocami Srebrnych poznanych w pałacu, jak przerażająca królowa Elara czy mściwa przyszła królowa, Evangeline, po dwie równie ważne co Mare postaci: księcia Cala i księcia Mavena.

Czerwona królowa, choć bardzo wciągająca, napisana z polotem i lekkim piórem, ze świetnie skonstruowanym światem i fabułą, która aż się prosi o kolejne części, nie jest oryginalna czy niepowtarzalna, bo schemat rewolucji znany jest od dawna, od kiedy powstaje coraz więcej i więcej antyutopii (w Czerwonej królowej przynajmniej nikt nie uznaje tamtejszego ustroju za idealny i utopijny), a sama fabuła łudząco przypominała mi moją ukochaną trylogię Leigh Bardugo. Tam również biedna, zwyczajna dziewczyna w wyniku splotu wypadków okazuje się posiadać moc taką, jak inni Grishowie (prawie jak Srebrni) i trafia do pałacu. Z tym że w Cieniu i kości przez większość fabuły brakowało jednak niebezpieczeństwa wiszącego nad główną bohaterką, a Mare Barrow ma przechlapane od samego początku.

Czerwona królowa wydaje mi się zszyta z kilku różnych książek, od Igrzysk śmierci, przez Trylogię Grisha, po nawet Czas żniw Samathy Shannon z powodu osób, które posiadają różne niesamowite moce i mają na siebie dziwne nazwy. Jednak w dobie wydawania tylu powieści jednego gatunku, trudno o brak podobieństw. Mimo to Czerwona królowa jest cudowną książką, w której historię bardzo łatwo się wciągnąć i zapomnieć o całym Bożym świecie na te kilka godzin, kiedy pochłaniamy fabułę z narastającym tempem.

Nie sposób zaprzeczyć, że Czerwona królowa Victorii Aveyard podbiła serca wielu czytelników, w tym i moje. Napisana lekko i przystępnie, z czarującymi głównymi bohaterami i zwrotami akcji, których nie powstydziłyby się dobre thrillery, z pewnością spełnia swoje zadanie - jest świetną rozrywką, dobrą powieścią na miarę Igrzysk śmierci. Czytając, bawiłam się przednio i wczułam się w ten nieidealny monarszy świat, który przedstawia Aveyard z niezwykłymi szczegółami, nie skąpiąc nam skrajnie różnych opisów obskurnych miast Czerwonych i pełnych przepychu pałaców Srebrnych.

Nie pozostaje Wam już nic innego, jak iść i poznać historię Mare Barrow. Bo warto.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...