poniedziałek, 22 lipca 2013

„Cień i kość”; Leigh Bardugo


Cień i kość”, amerykańskiej autorki Leigh Bardugo to jeden z największych bestsellerów młodzieżowego fantasy ostatnich lat. Książka trafiła na listę bestsellerów New York Timesa, prawa wydawnicze zostały sprzedane do kilkunastu krajów, a prawa do wersji filmowej wykupił sam producent filmów o Harrym Potterze. „Cień i kość” to pierwszy tom trylogii Grisza, która urzeka niezwykle barwnym światem i wciągającą miksturą przygód, magii i emocji.Ravka, niegdyś potężna i dumna, jest dziś otoczona przez wrogów i rozdarta przez Fałdę Cienia: pasmo nieprzeniknionej ciemności, w której czają się przerażające potwory. Niespodziewanie pojawia się nadzieja: samotna, młodziutka uciekinierka jest kimś więcej, niż się wydaje… Alina Starkow nigdy w niczym nie była dobra. Kiedy jednak pułk, z którym podróżuje przez Fałdę, zostaje zaatakowany, a jej najlepszy przyjaciel Mal odnosi ciężkie rany, Alina musi coś zrobić.Odkrywa w sobie uśpioną moc, która ratuje Malowi życie – moc, która może też okazać się kluczem do wyzwolenia wyniszczonego przez wojnę kraju. Potęga ma jednak swoją cenę.Przemocą oderwana od wszystkiego, co jej znane, Alina trafia na dwór królewski, aby uczyć się na Griszę, członkinię władającej magią elity pod wodzą tajemniczego Darklinga.W tym pełnym przepychu świecie nic nie jest takie, jakim się wydaje. Podczas gdy światu grozi ciemność, a całe królestwo liczy na nieujarzmioną i nieprzewidywalną moc Aliny, dziewczyna będzie musiała się zmierzyć z sekretami Griszów… i własnego serca.

Oddzieleni”
Ciemność bywa zdradziecka. Będąc w niej, ślepniemy, stając się łatwymi do upolowania ofiarami dla bestii siedzących w mroku. To powód, przez który Ravka z potężnej i dumnej, stała się rozdarta i osamotniona. Fałda Cienia to pasmo mroku z okrutnymi potworami wewnątrz, bestiami czekającymi tylko na ludzi, którzy jedynie chcą przedrzeć się na drugą stronę...

Alina Starkow była zwykłą dziewczyną, która uczyła się rysowania map, ale i w tym nie była dobra... Właśnie – była. Alina wiedziała, że podróż przez niebezpieczną Fałdę zmieni jej życie, a może nawet odbierze jej je, ale tego, że odkryje w sobie rzadką, przynoszącą nadzieję moc i stanie się ze zwykłej dziewki Griszą otoczoną przez piękne suknie i same bogactwa się... nie spodziewała się. Drzemiąca w niej magiczna moc to szansa dla rozdartej Ravki, szansa na lepszą przyszłość bez Fałdy Cienia, bez kolejnych śmierci. By dokonać cudu, Alina trafia na dwór królewski, gdzie pod okiem nauczycieli uczy się władać własną magią i jak być Griszą, członkinią elity z tajemniczym Darklingiem na czele. Dziewczyna stara się nie zapomnieć o swoich korzeniach, nie zapomnieć o Malu, swoim przyjacielu, jednak świat pełen przepychu łatwo wciąga... i już nie tak łatwo wypuszcza ze swych objęć.
Wszyscy mieszkańcy Ravki czekają na swoją wybawicielkę. Czekają, aż w końcu ktoś uwolni ich z tego muru ciemności; prócz takiej odpowiedzialności, Alina ma też inne problemy... Sekrety Griszów bywają niebezpieczne. A zwłaszcza te samego Darklinga. Ale cóż zrobić, kiedy w grę wchodzą... uczucia?

Długo główkowałam, jak napisać tę recenzję, żeby nie wyglądała na samo wychwalanie książki, bo do tego to nie służy – a problem miałam wielki, bo „Cień i kość” autorstwa niesamowitej Leigh Bardugo to książka, która zostawiła mały ślad w moim serduszku. Od niedawna staram się unikać książek będących marną imitacją „Zmierzchu”, ale paranormalnym romansom nie odmawiam miejsca na mojej półce, jeśli tylko wydają się być ciekawe – ostatnio czytywałam książki bardziej fantastyczne i przygodowe, ale potrzeba było mi właśnie czegoś takiego, jak książka Leigh Bardugo: dobrego fantasy w całkowicie nowym, fantastycznym uniwersum, a nie w zwykłej ziemskiej mieścinie. Doczekałam się, przeczytałam, klęłam troszeczkę, bo drugi tom wciąż nie wydany (ale cóż się dziwić, dopiero co wydano pierwszy) i dlaczego się zakochałam – wyjaśnię zaraz.

Najbardziej zaskoczyła – chociaż raczej bardziej powiedziałabym: zszokowała – mnie jedna rzecz – umiejętności Leigh Bardugo w... tworzeniu i uniwersum, i skomplikowanych charakterów postaci. Był taki moment w trakcie lektury, w którym przez dosłownie kilka zdań całkowicie zmieniłam swoje odczucia co do pewnego bohatera książki. Z pewnością osoby, które już zapoznały się z powieścią, doskonale wiedzą, o którego bohatera mi chodzi. W zasadzie ciężko było żywić jednolite uczucia do postaci – była część Aliny, którą naprawdę polubiłam, bo tego brakowało mi w takich książkach, ale była też ta druga część, której wprost nie znosiłam. Dokładnie tym zaimponowała mi autorka – tak manewruje fabułą, że Czytelnik nie może być niczego pewien. Dzięki temu „Cień i kość” zawiera sporo zaskakujących elementów i dużą dawkę zwrotów akcji, których jakości nie powstydziłby się niejeden thriller. Trudno jednak nie wspomnieć, iż mimo faktu, że książka zostawiła we mnie jakiś malutki ślad, to nie jest to dzieło ambitne i z... hm, przesłaniem. Czytanie jej dało mi ogromną przyjemność, aczkolwiek nie znajdziemy tam żadnych mądrości życiowych typu: miłość wszystko zwycięży...

Często kiedy skończę czytać książkę, myślę sobie, co by było gdyby – gdyby ona nie zrobiła tego, gdyby on nie okazał się być taki, gdyby, gdyby... Może to zbyt pewne siebie, tak w myślach „poprawiać” książkę na swoje własne widzi-mi-się. W zasadzie robię tak z większością książek. Tutaj jednak było zupełnie inaczej – nie zawsze podobała mi się fabuła, klęłam na bohaterów nie raz i nie dwa, ale wszystko było idealnie na miejscu. Każda literka miała swoje miejsce i choć dostał mi się egzemplarz przed korektą, więc na literówki nie mam prawa zwracać uwagi, to właśnie takie odniosłam wrażenie.

Przyznaję bez bicia, że jestem miłośniczką happy endów, które często są dosyć wymuszone albo kiczowate, ale zawsze znajduje się taka perełka, gdzie to nie razi – i ja to uwielbiam. Jednakże gdyby wszystkie książki posiadały happy endy, nie byłoby tak ciekawie, prawda? „Cień i kość” Leigh Bardugo jednocześnie spełnia ten mój fetysz szczęśliwego zakończenia i nie spełnia, co wydało mi się bardzo ciekawe. To jedna z książek, przy której po zakończeniu, po ostatnich słowach ostatniego rozdziału, nie usiadłam przy starym, zniszczonym biurku i nie zaczęłam walić w nie głową, „bo jak to tak można zakończyć?!” Często tak mam, że denerwuję się niemiłosiernie na nie-takie-jakbym-chciała zakończenia, ale... „Cień i kość” jest inna – jest dopracowana w dwustu procentach i nie śmiałabym narzekać, że skończyła się tak, a nie inaczej.


Nie jestem w stanie dokładnie wyjaśnić, co mnie tak w tej powieści zauroczyło – magiczna otoczka, fantastyczna fabuła, genialnie stworzeni bohaterowie czy sam świetny i lekki styl pisania autorki. Faktem jednak jest, że „Cień i kość” to jedna z genialniejszych książek w roku 2013, która już zajęła zaszczytne miejsce na mojej półeczce chwały, tuż obok „Pieczęci ognia” Gesy Schwartz. Leigh Bardugo stworzyła całe uniwersum, mocno inspirowane kulturą rosyjską, ale to tylko dodawało klimatu. Jeśli o mnie chodzi, to całkowicie odpłynęłam podczas czytania i zapewne odpłynę nie raz, bo to kolejna pozycja, która nie jest jednorazówką i można ją czytać i czytać, i wciąż mieć z tego przyjemność. Osobiście uważam, że „Cień i kość” jest godna polecenia, ale wiadomo – gusta są różne i nie wszystkim może się ona spodobać. Mimo to dla mnie i tak będzie ona niesamowita!



Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Papierowy Księżyc!

2 komentarze:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...