sobota, 25 października 2014

Ekranizacje, których nie żałuję


Ekranizacje,które nie powinny powstać już wymieniałam. Nie wspomniałam o takim Jutrze, które było tak nijakie, że po prostu wyrzuciłam je z pamięci. Jednak nie samymi rozczarowaniami wypełniony jest świat filmowy, bo zdarzają się genialne dzieła na podstawie książek, o których nie sposób zapomnieć. I o nich dzisiaj będzie mowa.



Więzień labiryntu

O Więźniu... rozpisałam się bardzo w recenzji ekranizacji, ale w skrócie: piękne widoki, w miarę trzymająca się książkowego pierwowzoru fabuła i najlepiej dobrana obsada na świecie. Jestem zdecydowanie na tak!


Władca pierścieni

Kilka godzin naprawdę dobrej, porządnie zrealizowanej ekranizacji genialnej trylogii Tolkiena, której co prawda wciąż nie przeczytałam, ale filmy obejrzałam i zakochałam się w tych momentach, w których Frodo nie jest irytującym, małym hobbitem targanym żądzą pierścienia. A momenty, w których był Aragorn, były najlepsze, po prostu. Ilość Oscarów mówi chyba sama za siebie :)


Igrzyska śmierci

Zdania wśród fanów trylogii Suzanne Collins o ekranizacji są dosyć podzielone, ale dla mnie pieniądze wydane na bilety do kina na obie dotychczas wyświetlane części były pieniędzy dobrze wydanymi. Dobra, nienaganna realizacja, brak zmian w fabule i aktorzy, którzy pasują do postaci, zwłaszcza Haymitch. Lubię wracać do Igrzysk śmierci, bo film i książka nigdy mnie nie zawodzą - wciąż budzą takie same emocje. A już 21 listopada kolejna część - Kosogłos, cz. 1 - w kinach; na pewno jej nie przegapię!


Harry Potter

Raz lepiej, raz gorzej, ale nie można Potterowi odmówić jednego - za każdym razem, kiedy jest w telewizji, rzesze fanów i nie-fanów, młodzi i starzy, siadają i oglądają. Magia, która wycieka z każdego filmu o młodym czarodzieju, działa na wszystkich.


Duma i uprzedzenie

Jedyny film na podstawie powieści Jane Austen, jaki obejrzałam, ale kiedy już obejrzałam, przepadłam na wieki w tych smutnych oczach pana Darcy'ego, w tych pięknych czasach szykownych, przyciągających wzrok sukien i tej specyficznej subtelności... Ach, jak ja bym chciała się w tamte czasy przenieść!


Gwiazd naszych wina

O filmie rozpisałam się w recenzji, a w skrócie: najbardziej wierna ekranizacja, jaką kiedykolwiek widziałam. Brak paru scen, ale nie wpływających znacząco na fabułę, ale przecież w dwugodzinnym filmie trudno zmieścić kilkuset stronicową powieść. Ekranizacja jest tak poruszająca jak książka Johna Greena. Warto ją obejrzeć, bo trudno się zawieść na opowieści o Gusie i Hazel. 

A Wy, jakie macie swoje najlepsze ekranizacje?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...