czwartek, 2 października 2014

19 razy Katherine | John Green


Funkcje dla mnie to dla mnie najgorsze zło tego świata. Algebra, trygonometria czy geometria - nie ma sprawy, ale funkcje? Nienawidzę! Ale taki Colin Singleton je uwielbia, jak na geniusza przystało. Chce za ich pomocą przewidywać przyszłość swoich związków. A trzeba przyznać, że nie ma do nich szczęścia.


Dziewiętnaście. Tyle dziewczyn miał Colin. Tyle również z nim zerwało. Wszystkie miały na imię Katherine. Nie Katerina, nie Catherin albo, o zgrozo!, Cathrin! Katherine. Cudowne dziecko jest zrozpaczone, kiedy K-19 z nim zrywa. Jego przyjaciel Hassan postanawia wyrwać Colina z depresji i naprawić jego złamane serce. Wsiadają w samochód i jadą... donikąd. Na poszukiwanie kleju do łatania serc. Colin w międzyczasie chce opracować wzór przewidujący jego związki. Czy miłość da się wyrazić matematyką?

Przy czwartym Greenie nie było już płaczów i szalejących emocji, nie było... fajerwerków. Wiedziałam dokładnie, czego się spodziewać i dokładnie to dostałam. Zaskoczeniem był co prawda wątek wyrażania miłości za pomocą paraboli i przewidywania przyszłości tym samym sposobem. A jednak Green ma w sobie coś przyciągającego, magnetyzującego. Nawet jeśli znałam fabułę bez wcześniejszego czytania książki - a ją akurat nietrudno przewidzieć - to i tak 19 razy Katherine podobało mi się.

Nie będę owijała w bawełnę - schemat Greena pojawia się i tym razem. Wielbiący anagramy, będący cudownym dzieckiem Colin, jego wesoły, mający swoją własną manię (Sędzia Judy) przyjaciel Hassan, niezwykła dziewczyna (a właściwie dziewiętnaście dziewczyn, co jest samo w sobie niezwykłe) i podróż w poszukiwaniu siebie/miłości/odpowiedzi na pytania/spokoju/zapomnienia (niepotrzebne skreślić). I co z tego? I to, że znowu wciąga, znowu się podoba i schematów może być i tysiąc, a Green wciąż będzie dla mnie interesujący.

Może to moja wewnętrzna awersja do funkcji, może po prostu jestem głąbem matematycznym - ale nie rozumiałam, jakim cudem chciał przewidywać swoje związki wzorem matematycznym. Było to wyjaśnione, owszem, ale dla mnie niejasne; przebiegłam wzrokiem i przyjęłam do wiadomości, że jakoś chciał, bez wnikania w szczegóły. Jednakże to świetny pomysł, by w aneksie na końcu książki wyjaśnić wszystkie zawiłości i nie wtrącać na siłę wyjaśnień do fabuły.

Przypisy w 19 razy Katherine są częścią składową powieści. Bez nich ta książka nie byłaby już taka sama. Większość z nich pochodzi od Johna Greena i jest czymś w rodzaju mrugnięcia okiem do czytelników. Tekst mógłby się znaleźć bez problemu w treści właściwej, a jednak jest przypisem, najczęściej wesołym i powodującym uśmiech. 

Czy warto więc sięgnąć po 19 razy Katherine? Warto. Dla tego specyficznego, zielonego klimatu, dla anagramów i mnogości innych dziwactw cudownego dzieciaka Colina, dla miłośnika Sędzi Judy Hassana i... dla Greena. A także jego przypisów. To nie jest najlepsza powieść tego autora - chociaż mnie nią akurat zauroczył - ale jednak warta uwagi i wciągająca. Lekka i życiowa. Jak wszystkie zresztą.


9 komentarzy:

  1. O tak, przypisy! Po skończeniu lektury, przejrzałam całą książkę i jeszcze raz przeczytałam przypisy. Czytając płakałam ze śmiechu :D Uwielbiam Greena i każdą jego powieść. Wszyscy o schematach, ja zresztą też w swojej recenzji, o ile się mylę, wspomniałam. Jak dla mnie fenomen Pana Zielonego, który pomimo tych schematów potrafi stworzyć wspaniałe dzieło, jedyne i niepowtarzalne, polega

    OdpowiedzUsuń
  2. Póki co mam po dziurki w nosie matematyki xD

    Zapraszam do mnie ;)
    http://ravenstarkbooks.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja ulubiona zaraz po GNW :) Wesoła i wciągająca <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetna książka. Dziwiła mnie rekacja wielu osób - rozczarowanie, że to nie kolejna "Gwiazd naszych wina". Ale to świetnie, że autor nie ogranicza się do jednej tematyki. I nawet stosując schemat pisze lekko i zabawnie (uwielbiam jego styl) poruszając kwestie ważne. (A przypisy były genialne!)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pomimo tego, że "Gwiazd naszych wina" nawet mi sie podobała, nie mam niestety chęci przeczytać recenzowaną przez Ciebie pozycje, ponieważ fabuła wydaje mi sie płytka. Wolę sięgnąć po "Szukając Alaski".

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdzie on znalazł tyle Katarzyn? :) Twórczość Greena znam z dwóch książek - Gwiazd naszych wina i Papierowych miast. Ta pierwsza mnie zauroczyła, druga - trochę mniej.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ha! Katarzyny to moja druga ulubiona powieść Greena zaraz po GNW. :) To właśnie w tych dwóch autorowi udało się zawrzeć ten niecodzienny, oryginalny klimat. "Szukając Alaski" i "Papierowe miasta" też są dobre, ale nie powaliły mnie aż tak na łopatki.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie znam książek Greena, ale korci mnie, by po jakąś sięgnąć. Nie chcę czytać GNW, bo stety/niestety oglądałam film. Myślałam właśnie o tym tytule i tylko mnie utwierdziłaś w tej decyzji :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mnie ''19 razy Katherine'' nie wciągnęło i książka była po prostu... średnia. Wykresy, funkcje - myślałam ze umrę z nudów przy tych fragmentach, były one dla mnie bez sensu i totalnie nie ogarnęłam ich. Za to Colin jest dla mnie najgorszym kretynem książkowym ever. Chociaż później się zmienił, ale nie cierpię go bardzo bardzo. Hassana polubiłam, bo był zabawny. Ale książki akurat nie polecam raczej :D

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...