sobota, 1 sierpnia 2015

Ruina i rewolta, Leigh Bardugo


Ostatnio zakończyłam już jedną trylogię płaczem i smutkiem, a tu zaraz czekało kolejne zwieńczenie - tym razem pożegnanie z Aliną Starkov, Malem Orecevem i Darklingiem. Leigh Bardugo pokochałam po wspaniałym pierwszym tomie (Cień i kość), a Szturm i grom tylko pogłębił to uczucie. Świat inspirowany klimatami rosyjskimi i coś w rodzaju rasy nadludzi z różnymi mocami, do której - jak się przypadkiem okazuje - należy bohaterka trylogii, okazali się fenomenalnym podłożem do cudownej, wciągającej historii.

Alina, Mal i kilkoro ich przyjaciół trafili do podziemia, gdzie ukrywający się tam uciekinierzy stworzyli coś w rodzaju sekty, wynosząc Przyzywaczkę Słońca do rangi Świętej, gdzie czczą ją i są w nią wpatrzeni jak w obrazek. Apparat, tamtejszy kapłan, jest sprytnym manipulatorem i nie pozwala nikomu z jej grupki wyjść na powierzchnię. Schronienie okazuje się kolejną klatką, w którą wpadła Alina. Ma trudności ze swoją mocą, musi więc liczyć na swoich przyjaciół, oprócz Mikołaja - o którym słuch zaginął po zawaleniu się budynku. Darkling  zaś zaczął posuwać się do drastycznych metod i Alina jest jedyną osobą, która może stawić mu czoło raz na zawsze. Lecz do tego potrzebny jej trzeci wzmacniacz Morozova - jak jednak znaleźć ognistego ptaka, będąc uwięzionym pod ziemią?

Nieoczywista. Takie słowo przychodzi mi na myśl o Ruinie i rewolcie. Żadna fabuła tak mnie nie zaskoczyła. Owszem, były zwroty akcji, które rzeczywiście zdumiały, ale całościowo, sam pomysł jeszcze nigdy nie był tak nietypowy. Gdy myślę o rozprawianiu się z Wrogiem, widzę patetyczne sceny poświęcenia, długi monolog Złego, dlaczego robił źle i - oczywiście z gigantyczną dawką patosu i poświęcenia - zgładzenie go. Po czym powrót do szczęśliwego życia z ukochanym/ukochaną. Tymczasem Bardugo wyłamuje się z tego schematu i pokazuje taką bardziej ludzką stronę takiego przedsięwzięcia. Pokazuje, że ci, którzy ratują kraj, są ludźmi i to wszystko zmieni ich nieodwracalnie. Dodatkowo, sama fabuła jest bardzo dopracowana i trudna do przewidzenia (choć nie całościowo, w trakcie Czytelnik łatwo domyśli się pewnych rzeczy). Ale tak naprawdę zakończenia przewidzieć się nie da. Jest takie nieoczywiste.

Możliwe, że przeżywszy dwa dni wcześniej całą gamą uczuć od smutku, przez rozpacz, po akceptację zakończenia ostatniego tomu, wyczerpałam swój zapas skrajnych emocji i dlatego nie zareagowałam tak gwałtownie na Ruinę i rewoltę. Powieść rzeczywiście wywołuje wiele emocji, jest obfita w różnorakie zwroty akcji (naprawdę fenomenalne zagrania, za których obecność mam ochotę jednocześnie uściskać i zabić Bardugo) i nie daje odetchnąć. Niestety, zaczyna się dosyć nudnym opisem codzienności Aliny w podziemiu, który nie zniechęca do dalszej fabuły, jednak też nie zachwyca.

Ruina i rewolta zaczyna się powoli. Jest troszkę jak z jazdą kolejką górską, z czego większa część powieści jest jazdą pod górkę (dość ciekawą, jednak nie aż tak, jak sądziłam, że będzie), aby końcową jedną trzecią zjechać gwałtownie w dół. Bardzo gwałtownie, z wszelkimi atrakcjami w postaci ogromnych emocji, bo rozwiązania fabularne są zaskakujące - aczkolwiek można je odgadnąć częściowo wcześniej, jednak trudno się spodziewać tego, co następuje. Po prostu Ruina i rewolta nabiera rozpędu pod koniec, reszta to ciekawa, acz rozwijająca się średnim tempem akcja.

Zakończenie satysfakcjonuje. Mnie usatysfakcjonowało, przede wszystkim dlatego, że jest jednocześnie smutne i szczęśliwe. Zazwyczaj w tego typu książkach bohaterka uratuje świat i żyje sobie szczęśliwie z ukochanym, a Ruina i rewolta pokazuje, jak te wydarzenia zmieniają bohatera. Bo nie sposób otrząsnąć się do końca po tym, co się wydarzyło, nie da się wrócić do zwyczajnego życia ot tak, po prostu. Cieszę się, że Leigh Bardugo to uwzględniła. Epilog był taki prawdziwy i wprawiający w smutny nastrój... Idealny.

Całą trylogię oceniam bardzo dobrze. Jest ciekawie napisana, z interesującym pomysłem i co ciekawe, historia pomyślana jest jako całość i dopiero potem podzielona na części, przez co zaskakiwani jesteśmy znaczeniem scen z poprzednich tomów. Zawsze bardzo mnie cieszy takie dopracowanie, zwłaszcza w powieściach, które bazują na własnym uniwersum. Ruina i rewolta to fenomenalne zwieńczenie serii - z nudnawym początkiem i późniejszą jazdą bez trzymanki!

Za książkę dziękuję wydawnictwu Papierowy Księżyc!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...