poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Japońska katastrofa, Holly Smale


Gdy masz naście lat i setki faktów w małym palcu, a jedyne, co być robiła, to czytała kolejne książki i kupowała podręczniki, zostanie nagle modelką może troooszkę zmienić twoje życie. Ale jeśli ten cały modeling pomoże ci przeżyć podróż życia do Japonii - Kraju Kwitnącej Wiśni, ojczyzny mang i sushi, mekki geeków - to nie może być taki zły, prawda? I nie jest zły, chyba że jesteś chodzącą katastrofą.

A Harriet taką katastrofą jest. I to rudą. Z własnym, prywatnym, licencjonowanym stalkerem. Moc przyciągania kłopotów nie opuszcza jej nawet, gdy ląduje w Tokio, gdzie jest ma pozować w kolejnej sesji Yuki Ito. Każdy dzień przynosi nowe przygody: martwe ryby, ogromne karaluchy, byłego chłopaka, szpilki na ringu... Ale przecież nikt nie powiedział, że życie modelki jest łatwe!

Geek girl dla starszych czytelników może wydawać się absurdalną lekturą - taką przeznaczoną wyłącznie dla młodszej młodzieży, o przygodach piętnastolatki w wielkim świecie. Holly Smale bardzo wyolbrzymia całą modelingową karierę Harriet. Autorka zna się na rzeczy, sama będąc taką modelką z przypadku, ale Japońska katastrofa to karykaturalne momentami przedstawienie bycia modelką - trochę takie nierealne, a trochę wzięte z rzeczywistości i pomnożone parę razy. Daje to bardzo zabawne sytuacje, jednak gdy chwilę się pomyśli, to te sytuacje muszą być zmorą wszystkich pracowników pracujących przy takich kampaniach.

Nastrój każe mi dalej snuć poważniejsze rozmyślania, ale to przecież książka napisana, by bawić, i rzeczywiście - bawi. Starcie świata mody z umysłem geeka jest sympatycznym wątkiem: z jednej strony Harriet dzielnie pozuje z pomalowaną na złoto twarzą, albo udaje zapaśnika sumo, albo siedzi w małym szklanych pudełku, a z drugiej strony wszystko widzi nie jak dziewczyna modą się interesująca. Mając sesję wśród automatów z grami, zachwyca się grami, a nie koronkową, różową, kawaii sukienką. Mieszkając z innymi młodymi modelkami, nie rozmawia o najlepszym balsamie do ciała i odżywkach, tylko zasypuje je niekoniecznie użytecznymi faktami dotyczącymi wszystkiego.

Całkowicie rozumiem Harriet, zwłaszcza tę Harriet po wylądowaniu w Japonii. Też byłabym zachwycona miejscami wcale niezwiązanymi z modą, i pewnie z chęcią poszłabym na przykład do muzeum i fascynowała się miejscem, gdzie powstało Studio Ghibli! Japonia staje się jednym z bohaterów tej książki: sporo informacji o stolicy i opisów tego, jak Harriet widzi to pełne ludzi miasto, a sama sesja zdjęciowa, czyli główny watek powieści, ma na celu obalenie stereotypów dotyczących Japończyków. Holly Smale połączyła więc przyjemne z pożytecznym: zabawną komedię i całkiem racjonalne spojrzenie na to, jak inni postrzegają japońską kulturę.

Jeśli masz piętnaście lat, pożerasz książki i odpowiednio często odwiedzasz strony z bezużyteczną wiedzą, to z pewnością utożsamisz się z Harriet. Będąc prawie pełnoletnią, raczej nie zaliczam się do grupy docelowej - jednak Japońską katastrofę naprawdę polubiłam. Czytałam z pobłażliwym uśmiechem, będąc rozczulona wielkimi problemami Harriet - karaluchami, szpilkami na ringu i nieciekawą sytuacją z chłopakiem. Przesympatyczna - tak jednym słowem mogłabym określić Geek girl.

Dla młodszych czytelników lektura perfekcyjna na wakacje. Z pewnością wciągnie ich ta komedia omyłek pełna ciekawych - acz bezużytecznych - faktów, a dla starszych czytelników, którzy w Geek girl znajdą chwilę zapomnienia i naprawdę lekką, sympatyczną lekturę - jest całkiem sporo nawiązań do literatury, filmów i najważniejsze - to, jak małe, piętnastoletnie, przestraszone rude coś widzi Tokio i straszny świat mody.

I nigdy nie wchodźcie w szpilkach na ring!


Za geekową przygodę dziękuję Jaguarowi! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...