czwartek, 16 kwietnia 2015

Sight is only a distraction (Daredevil, 2015)


Wiecie, co może ucieszyć fana superbohaterów, którzy coraz częściej pojawiają się w kinie i telewizji? Kolejny serial o superbohaterze ratującym świat, miasto albo, jak w tym wypadku, dzielnicę wielkiego miasta. Kiedy tenże fan, kochający DC Comics, a jeszcze bardziej Marvela i wszystko, co od nich wychodzi, dowiaduje się, że serial o marvelowskim bohaterze zrealizuje Netflix, stacja znana z genialnego House of cards, szczęściu nie ma końca. Natomiast jeśli jest się dodatkowo mną (ewentualnie sobą, uwielbiającym wszystko, co brytyjskie) to wiadomość o tym, że Charlie Cox gra głównego bohatera w nadchodzącym serialu może przyprawić o śmierć ze szczęścia, a przynajmniej stan przedzawałowy. Daredevil zrobił ze mnie zombie, bo Netflix jednego dnia publikuje cały sezon. Przysięgam, przez te dni, kiedy oglądałam Daredevila, przez myśl mi nie przemknęło, by obejrzeć cokolwiek innego. Po prostu wpadłam.

Mam ten problem z superbohaterami, że przemawia do mnie sama idea ratowania miasta na własną rękę, walka ze złem, walka o lepsze jutro. Natomiast od czasów Supermana denerwuje mnie fakt tych lateksowych strojów i nagłych wypadków zmieniających kogoś w superbohatera. Wiecie, meteoryt, promieniowanie, radioaktywny pająk, porażenie piorunem czy po prostu pochodzenie z innego świata - dotychczas bohaterowie nagle, w wyniku zbiegu okoliczności, dostawali te moce. Ot tak! Dlatego tak uwielbiam Iron Mana - on sam zbudował wszystko, czym walczy. Sam do tego doszedł i żadne pająki go nie ugryzły, a jednak może ratować świat. I być absolutnie genialnym facetem, ale to już swoją drogą. Własnie dlatego tak bardzo Daredevil mnie zachwycił - Matt Murdock, główny bohater, jest bowiem... ślepy.


W wyniku wyżej wspomnianych superbohaterskich zbiegów okoliczności, w wieku dziewięciu lat Matt nie dostał nagle nadludzkiej siły ani magicznych mocy, natomiast stracił wzrok. Zachłysnęłam się prostotą tego pomysłu, genialnego w tej prostocie; to nic nowego, że kiedy traci się wzrok, inne zmysły się wyostrzają. Tak właśnie Matt, którego mentor uczył, że wzrok jedynie rozprasza uwagę, zaczął ćwiczyć. Świetnie rozegrano to, że wada stała się nagle największą zaletą, atutem Matta. Ponadto, nawet będąc ślepym, mogę spokojnie stwierdzić że ma dużo lepsze wyczucie gustu od większości superbohaterów - zero lateksu i całkowicie rozpoznawalnych strojów, czerwonych, niebieskich, przyciągających uwagę. Czarny, prosty strój kupiony w Internecie. I maska, zasłaniająca całkowicie oczy - przecież i tak ich nie używa. Nie wspominam tutaj o filmie pełnometrażowym, tam latekso-skóra kole moje oczy. Ugh, naprawdę, w serialu mają o wiele lepszego projektanta. 

Pieśni pochwalne na temat Charliego Coxa pominę i krótko tylko wyjaśnię, czemu tak według mnie dobrze zagrał. Grać niewidomego jest trudno, a ja z wrodzonej ciekawości patrzyłam, czy Cox nie popełnił błędy w związku z... oczami. Kiedy ktoś nie widzi - albo widzi tak, jak Matt - a jego źrenice (jak rzekła pewna nocna pielęgniarka) nie reagują na światło, to widać. Bo patrzy w przestrzeń, nie na żaden istotny punkt. Przyjemne było patrzenie na oczęta Charliego Coxa - i chyba w większości scen zachował ten smutny, ale pusty wzrok.

Tym, co mnie jeszcze zaskoczyło, były wszystkie postacie drugoplanowe - Foggy, Karen i Ben. Czytałam, że w komiksie Foggy został jedynie komicznym elementem i cieszę się niezmiernie, że w serialu tak się nie stało. To strasznie fajna postać, która rozjaśnia trochę mroczną otoczkę swoim zabawnym, ale nie komicznym usposobieniem. Jego żart o avocados cały czas mnie bawi, zwłaszcza na lekcjach hiszpańskiego. Taka mała rzecz, a cieszy niesamowicie! Na Foggy'ego nie zwracałam specjalnie wielkiej uwagi, chociaż sympatyczny z niego koleżka, natomiast po odcinku z retrospekcjami z młodości jego i Matta zaczęłam patrzeć na niego częściej. Natomiast z Karen nie wiedziałam, jak potoczy się sytuacja - całkowitym zaskoczeniem było dla mnie jej dołączenie do Nelsona i Murdocka. Zazwyczaj postacie damskie są strasznie irytujące (jak Jane z Thora, na przykład), ale Karen taka nie jest - jest sympatyczną, zwykłą dziewczyną. Nieirytującą, co ważne. I Ben Urich, redaktor, którego wątek pojawił się dopiero w drugiej połowie sezonu. Ben był ciekawym człowiekiem, całkowicie oddanym pracy i dziennikarskim śledztwom. Podobało mi się, jak połączono wątek badania sprawy Fiska i prywatnej sytuacji Bena zaledwie jedną sceną, ale rzutującą na kolejne wydarzenia. 

Fabuła serialu nie ma charakteru odcinkowego, dzięki czemu miałam poczucie, że oglądam kilkunastogodzinny film, a nie serial. Wszystko przedstawiono bardzo spójnie i byłam zaskoczona, z jaką prostotą i lekkością połączono różne wątki w jedną, logiczną całość. Interesującym wątkiem okazało się picie latte z księdzem - bardzo lubiłam te momenty, zwłaszcza kiedy mówili o istnieniu Szatana. Dawały one chwilę wytchnienia i osobiście czułam się popchnięta do zastanawiania się jak Matt i ksiądz nad kwestiami, o których rozmawiali.

Daredevil jest bardzo mrocznym serialem nie tylko ze względu na podjęcie tematu walki ze złem, chociaż krew leje się gęsto, kości głośno chrupią (co wywołuje dreszcze u co wrażliwszych), a w walkach zarówno Matt, jak i jego przeciwnicy ostro obrywają. To nie jest tak, że Matt przywali dwa razy pięścią i jego przeciwnik leży nieprzytomny - choreografia walki wydała mi się nadzwyczaj realistyczna, pomijając fragmenty, kiedy Daredevil właściwie lata, kopiąc z półobrotu. Jeśli ma za przeciwnika gościa dwa razy większego od niego, nie wygra dwoma ciosami, i to mi się podobało. Nie o tym jednak miałam pisać - serial jest mroczny w dosłownym tego słowa znaczeniu... Kadry są po prostu niesamowicie ciemne. Większość akcji toczy się po zmroku, w ciemnych alejach Hell's Kitchen albo kiepsko oświetlonym biurze Nelsona i Murdocka.

W Daredevilu dopatruję się mnóstwa dość ważnych kwestii - w tym stricte rozrywkowych serialu, wszakże Marvel jest źródłem niekończącej się rozrywki, można wynieść trochę... lekcji? Nie ma tam żadnych moralnych gadek czy psychologicznego paplania o motywacji i pokonywaniu trudności, ale trudno się choć raz nie zastanowić, między omójbożemattjesttakisłodki a takoszulauwypuklajegoklatę (wersja dla panów: między takprzyłóżmu! a nodalejwalczpodnieśsięidajmupopalić!), nad tym, jak Murdock do tego wszystkiego doszedł. Zwłaszcza podczas odcinków, w których przewijają się retrospekcje z dzieciństwa Matta, a potem jego i Foggy'ego młodości. Mając dużo trudniej niż my, pod górkę, zrobił dużo więcej niż ktokolwiek inny. Sporo przy tym oberwał, ale to kwestia szczegółów. Zawsze mnie to zadziwiało, kiedy czytam przykładowo o niepełnosprawnych wspinających się na Mount Everest i innych takich sytuacjach - jak oni potrafią z siebie tyle wycisnąć?

Dość o ważnych kwestiach. Daredevil to rozrywka w najczystszej postaci. Doskonałość realizacji Netflixa, gdzie każdy kadr jest dopracowany, dopieszczony, a postacie drugoplanowe rozbudowane są niczym główni bohaterowie, w połączeniu z geniuszem Marvela i absolutnie cudowną grą aktorską Charliego Coxa - który całkowicie nie przypomina komiksowego Daredevila, ale mimo to jak najbardziej nim jest - stała się iście perfekcyjnym dla fana superbohaterów serialem. I nie wątpię, że dla tych mniejszych fanów i pół-fanów również. W zasadzie, dla większości ludzi. Każdy znajdzie tam coś dla siebie: świetną fabułę, widowiskowe walki albo przystojnego Brytyjczyka z oszałamiającym głosem przypominającym mruczenie kocura. Wybaczcie, ja po prostu jestem zafiksowana na punkcie Brytyjczyków. 


Z doświadczenia wiem, że Daredevil kogoś znudził (cześć, Haniu!) i troszkę jestem w stanie to zrozumieć, bo sama bywałam lekko zirytowana przedłużającym się wątkiem z miłością Fiska do Vanessy. Podobnie jak współpracownicy Fiska, którzy dobrze sądzili, że ta kobieta go rozprasza. I chociaż lekko mówię, że Daredevil jest perfekcyjny - bo jest - to ewentualnie wadą można nazwać ten wątek. Sam Fisk nie był specjalnie spektakularnym czarnym charakterem, chociaż jak każdy definiowany był swoją mroczną, straszną przeszłością.

Najlepiej obejrzyjcie. Nic nie stracicie, a możecie zyskać nową obsesję. :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...