Powstawanie
spin-offów, prequeli, sequeli i forqueli (kto zna GF Darwin, ten
wie) nie jest niczym nowym. Nie zabija się kury znoszącej złote
jaja. Dlatego oprócz zwyczajnych, tradycyjnych cykli pojawiają się
nowelki, dodatkowe historie, nowi bohaterowie, albo młodość tych,
którzy w serii właściwej są już w podeszłym wieku bądź nie
żyją. Dla fanów to dobrze: dostają kolejna porcję prozy
ulubionych autorów, kolejna dawkę emocji do przeżycia w ukochanym
świecie, w którym spędzili tyle czasu, czytając.
Całkiem
niedawno przeczytałam nowelki do serii Rywalki autorstwa Kiery Cass
-- serii powiedziałabym dość przeciętnej, acz przyjemnej i z
pewnością umilającej czas. Nie były to pierwsze nowele tej
autorki, które poznałam, jednak jedna z nich zmusiła mnie do
zastanowienia się nad pewną sprawą, którą zarysowałam już w
recenzji. Pogdybałam, co by było, gdyby trzytomową historię, a
nie zaledwie parędziesiąt stron, dostała królowa Amberly, a
romans Americi i Maxona byłby przedstawiony w krótszej formie.
I
wiecie, do jakiego doszłam wniosku?
Że
byłaby to o wiele ciekawsza historia.