Pierwszy
miesiąc nowego roku już za nami, czas więc - jak obiecałam sobie
w grudniu - podsumować to, co przeczytałam jeżdżąc przerażająco
chłodną komunikacją miejską, podczytując książkę za książką
- niekoniecznie z wyboru, raczej z przymusu, w końcu jeszcze 92 dni
do spotkania z wielkim potworem zwanym maturą! :)
Granicy Zofii
Nałkowskiej niestety nie dokończyłam - to jedna z tych powieści,
przy których człowiek męczy się tak straszliwie, że każda
kolejna strona przyprawia o fizyczny ból. Co prawda walory
literackie dostrzegam i rozumiem, czemu powieść zaliczono do
klasyki literatury polskiej, ale historia Zenona Ziembiewicza okazała
się całkowicie nie dla mnie.
Moim
pierwszym tegorocznym odkryciem jest twórczość Jarosława
Iwaszkiewicza (rychło w czas, ale lepiej późno niż wcale!).
Przymusem była lektura Panien z Wilka, jednak
styl Iwaszkiewicza - troszkę melancholijny, smutny, niesamowicie
absorbujący, sprawił, że sięgnęłam po kolejne, czytając prawie
wszystkie znajdujące się w moim zbiorze opowiadań wypożyczonym z
biblioteki.
Złe
dziewczyny nie umierają Katie Alender czytałam w
przerwach między jedną a drugą lekturą, by odpocząć od pełnych
kontekstów i pięciu den klasyków literatury. Powieść ta jest
horrorem w wersji light, jak to ujęłam - powoduje jedynie niewielki
dreszczyk emocji i pozwala spokojnie zasnąć po lekturze, ale
zapewnia pierwszorzędną rozrywkę.
Po Sklepy
cynamonowe, a konkretniej opowiadanie Sierpień, sięgnęłam
jak po większość książek w tym miesiącu, ze względu na to, że
cykl opowiadań Schulza był moją lekturą. I chociaż zazwyczaj
czytam więcej niż trzeba, to poetyzacja prozy okazała się nie dla
mnie i nic poza Sierpniem i Ulicą
Krokodyli nie przeczytałam.
Proces Franza
Kafki, klasyka literatury światowej - czy ja muszę więcej o tej
pozycji dopowiadać? Co prawda przestraszyłam się po przeczytaniu,
że tłumaczem jest Bruno Schulz, co biorąc pod uwagę moje odczucia
do jego twórczości nie jest zaskakujące, jednak szybko okazało
się, że nie musiałam się martwić. To absurdalna historia, obok
której nie można przejść obojętnie.
Rozkaz
zagłady Jamesa Dashnera, będąc prequelem trylogii
Więzień labiryntu, odpowiada na wiele moim pytań dotyczących
genezy Pożogi - dla wszystkich miłośników Thomasa, Newta i Minho
lektura obowiązkowa, rzucająca światło na to, co wydarzyło się
w trylogii. Nieraz odkładałam książkę, łapiąc się za głowę
- tak szokujące fakty stawia przed czytelnikiem Dashner!
Gombrowiczowskie Ferdydurke to
lektura specyficzna - kpiąca sobie z reguł tradycyjnej powieści, a
więc dla kogoś rozczytanego w tradycyjnych powieściach właśnie,
ciężka do przełknięcia. Na szczęście im dalej w las, tym
lepiej, a w dodatku w tym galimatiasie pełnym czarnego humoru i
absurdu dostrzegam pewien geniusz.
A
jak wasz styczeń? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz