środa, 30 września 2015

Klejnot, Amy Ewing


Mam problem z Klejnotem Amy Ewing, ponieważ z jednej strony to powieść intrygująca, ciekawa, niezwykle porażająca tematem, jaki sobie obrała, jednak z drugiej korzysta ona ze znanych schematów tak często używanych w nurcie young adult, tak bardzo wyeksploatowanych, że to już przestało być zabawne. 

Co roku w Samotnym Mieście odbywa się Aukcja, na której sprzedawane są przyszłe surogatki - dziewczyny z najbiedniejszej stolicy z genem we krwi, który daje im moce przydatne podczas kształtowania przyszłego dziecka. Dzięki temu genowi i rynkowi surogatek, arystokracja rządząca miastem-państwem, ale mająca zniszczone geny, przez co rodzenie dzieci staje się wręcz niemożliwe, może przedłużyć swoje rody. Wystarczy kupić surogatkę.

Violet jest numerem 197, jednym z najwyższych numerów, a tym samym jedną z najcenniejszych okazów. Kupiona przez apodyktyczną Diuszesę Jeziora, trafia do pięknej rezydencji, gdzie traktowana jest jak księżniczka. Do czasu aż Violet zaczyna dostrzegać rysy w najbogatszej warstwie społecznej, niebezpieczność tworzonych przez nich intryg i poznaje sekrety, które arystokracja dotąd skrzętnie ukrywała przed swoimi poddanymi.

Klejnot mogłabym podzielić na dwie części, przed trafieniem Violet do Diuszesy Jeziora, i po trafieniu tam. Pierwsza część to schematyczne połączenie znanych dystopijnych bestsellerów z dodatkowym motywem surogatek, który jednak niknie wśród powtarzalności i podobieństwach do innych znanych książek. Przez to początek Klejnotu jest nieciekawy dla kogoś, kto czytał Igrzyska śmierci, Rywalki czy Czerwoną królową, bo niektóre sceny czy budowa świata łudząco przypominają te powieści.

Jednak kiedy Violet zostaje sprzedana na Aukcji i trafia do rezydencji Diuszesy Jeziora, nagle powtarzalność niknie. Klejnot to nie powieść z wartką, wciągającą akcją; nacisk kładziony jest na ciche snucie kolejnych intryg, na walkę o władzę i wpływy wśród arystokracji, co nawet doprowadza do drastycznych wydarzeń. Co ciekawe, walka ta istnieje jedynie między kobietami, które wydają się drapieżne i niebezpieczne od pierwszego spotkania. Mężczyźni przemykają w tle i chociaż to oni mają realną władzę, nie przeszkadza to ich żonom i dalej rzucają rywalkom kolejne kłody pod nogi - w końcu to właśnie one, poprzez opiekę nad kupionymi surogatkami, pilnują przedłużenia rodu arystokratycznego.

Ciekawą rzecz zrobiła autorka, tworząc Samotne Miasta - miasto-państwo to bowiem znajduje się na wyspie, a więc akcja rozgrywa się w zamkniętej społeczności. Nie ma gdzie uciec, gdy coś pójdzie nie tak, gdy stanie się coś złego. Intryguje również zależność arystokracji, rządzącej miastem, od najbiedniejszej warstwy (Bagna). Biedaków mogliby całkowicie zignorować, tymczasem nie mogą, bo jedynie w tej warstwie społecznej pojawia się gen Augurii, dzięki którym istnieją surogatki mogące rodzić dzieci arystokratom. Bez nich, rody założycieli prędzej czy później by wyginęły.

Zabraknąć nie mogło wątku miłosnego, który jednak jedynie irytował. Mocno irytował. Zbyt szybko rozwinięty, zbyt nagle i od razu z miłością na całe życie, zdecydowanie nie należał do udanych. Żadne przestrogi nie pomogły zrozumieć Violet swojej i jej ukochanego sytuacji: że jak nie przestaną chichotać po kątach niczym dzieciaki, to prędzej czy później ktoś się zorientuje, a śmiercią szasta się w elicie towarzyskiej niczym pieniędzmi. Przebłysk (jeden!) rozsądku szybko został stłumiony, bo przecież on tak kocha, ja tak kocham, no jak nie możemy być razem? Choć przyznam, że fakt, że Violet wychowywała się przez lata w iście damskim gronie i od lat dziecięcych, gdy mieszkała z bratem, nie spotkała żadnego chłopaka, sprawił, że nieco pobłażliwiej patrzyłam na ten wątek między Ashem, który powinien - a nie był - być rozsądny, a Violet, której właściwie nikt nie mówił o relacjach damsko-męskich.

Pozostaje mi mieć nadzieję, że w kolejnych tomach Amy Ewing nie pójdzie w kierunku rebeliantów i zmiany systemu sprawowania władzy, gdzie oczywiście Violet będzie grała pierwsze skrzypce. Klejnot to obiecująca powieść, poruszająca temat, o którym zazwyczaj się nie rozmawia, i robiąca to dobrze: surogatki to integralny element fabuły, świetnie wpasowujący się w realia stworzone przez autorkę. Klejnot mógłby być książką oryginalną, odbiegającą tematyką od innych młodzieżowych lektur, ale motyw surogatek ubrano w schematy znane nam z tysiąca innych powieści, które przyćmiły ten powiew świeżości.

Sięgnę po kontynuację, zwłaszcza, że nie czytało się Klejnotu źle: narracja była płynna, styl stosowny i bardzo przyjemny, a i nieczęsto po głowie chodziła myśl trzepnięcia Violet po głowie za idiotyczne zachowanie. Klejnot idealnie wpasował się w nurt young adult, a przez to stał się jedną z wielu podobnych do siebie powieści - bez inspiracji Igrzyskami Śmierci, Czerwoną królową i Rywalkami, powieść Amy Ewing mogłaby być o stokroć lepsza. W momencie, w którym te inspiracje powoli zanikają (czyli mniej więcej po trafieniu Violet do Diuszesy Jeziora), powieść staje się intrygująca. I oby tak było dalej.

Również na YT:


Za książkę dziękuję wydawnictwu Jaguar!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...