„I niech los zawsze wam sprzyja!”
„Igrzyska śmierci” autorstwa Suzanne Collins okazały się bezsprzecznym bestsellerem. Ochy i achy spływały z klawiatur czytelników tonami, wszędzie wychwalano, jaka to świetna książka, jak prawdziwie przedstawia daleką dość przyszłość. I ja w końcu uległam pozytywnym recenzjom i wreszcie trzymałam swój egzemplarz w rękach, podziwiając piękną okładkę. Od pierwszej strony wpadłam do okrutnego Panem. Co ważne – nie zamierzam stamtąd wyjść.
Ameryka Północna stała się ruiną, na której powstało rozległe państwo Panem z Kapitolem otoczonym przez dwanaście – niegdyś trzynaście – dystryktów. Trzynastka uległa zbombardowaniu po wznieconym buncie, przestała istnieć na powierzchni Ziemi. Prezydent i władze zmuszają każdy z dystryktów do dania daniny w dzień dożynek: chłopca i dziewczynę w wieku od dwunastu do osiemnastu lat, którzy będą musieli walczyć na śmierć i życie na arenie podczas Głodowych Igrzysk. Zwycięzcom może być tylko jedna osoba, ta, która przeżyła krwawą rzeź.
Katniss Everdeen została głową rodziny po śmierci ojca, straciła zaufanie do matki, a swoją siostrą Prim opiekuje się jak najlepiej potrafi. To ona wyżywia całą rodzinę upolowanymi poza obszarem Dwunastki zwierzętami. Razem z Gale'm sprzedają je na Ćwieku, tamtejszym czarnym rynku, lub zachowują zdobycze dla swoich rodzin. W dożynki Katniss omal nie spóźnia się na najgorsze chwile swego życia – burmistrz ma wylosować trybutów. Nie pada na nią. Tylko na Prim.
Dziewczyna zgłasza się na ochotnika za swoją siostrę, choć i tak wie, że nie przeżyje na arenie. Potem wszystko toczy się jakby we śnie. Drugim trybutem zostaje Peeta Mellark, chłopak, który wiele lat temu uratował jej życie. Teraz Katniss będzie musiała wybierać – przeżyć, jak obiecała to Prim, czy pozwolić żyć Peecie, by wyrównać rachunki. Siedemdziesiąte czwarte Głodowe Igrzyska uważam za otwarte. I niech los zawsze wam sprzyja!
„Igrzyska śmierci” to majstersztyk, prawdziwa perełka wśród książek. Suzanne Collins ukazała w nich całą brutalność ludzi, pokazała, do czego są zdolni, by utrzymać władzę. Walki na śmierć i życie w dżungli? Nie ma sprawy, byle telewidzom się podobało i by nie zapomnieli, co władze mogą zrobić. A mogą co tylko zechcą. Długo po przeczytaniu nie mogłam się otrząsnąć po końcowych wydarzeniach. Przeżywałam wszystko z Katniss, czułam to, co ona. Nawet poparzenie na łydce wydawało mi się realne. Autorka opisuje wszystko w piękny sposób, a przy tym niesamowicie dynamiczny, więc nie nudziłam się ani chwili.
Kolejny raz miałam do czynienia z narrację pierwszoosobową – przez co zżyłam się z główną bohaterką – w czasie teraźniejszym, więc wszystko działo się bardzo, bardzo szybko. Lecz i tak nic nie przebije pomysłu na fabułę. Nigdy, przenigdy nie spotkałam się z igrzyskami na śmierć i życie, i to tak opisanymi, że wciągnęło mnie od pierwszej strony. Suzanne Collins z pewnością miała wszystko zaplanowane od samego początku, bo w „Igrzyskach śmierci” nie ma bezsensownych scen czy zachowań. Cóż, jak to w młodzieżowych książkach, i tu pojawia się wątek miłosny. Jednak nie jest on taki, jak w wielu innych powieściach – obie strony zakochane na zabój – tylko... zresztą, przekonajcie się sami.
Bohaterowie są chyba największym atutem książki, po fabule rzecz jasna. Katniss to nie ofiara losu, umie walczyć o swoje i... przetrwać w prawdziwym buszu. Peeta też mi się spodobał, tak jak wszystkim mieszkańcom Kapitolu. Nie było wiele Gale'a, więc nie mogę się dużo o nim wypowiedzieć. Mam tylko nadzieję, że będzie go więcej w kolejnej części. Jednak moim bezsprzecznym numerem jeden jest Cinna. Jego pomysł na zaprezentowanie trybutów z Dwunastki był świetny, wręcz wspaniały. Wyobraziłam sobie minę Katniss, kiedy ta peleryna jej się paliła...
„W oddali łąki, wejdźże do łóżka,Czeka tam na cię z trawy poduszkaSkłoń na niej główkę, oczęta zmrużRankiem cię zbudzi słońce, twój stróż
Tu jest bezpiecznie, ciepło jest tuStokrotki polne zaradzą złuNajsłodsza mara tu ziszcza sięTutaj jest miejsce, gdzie kocham cię.”*
Co mogę jeszcze dodać prócz tego, że to cudowna lektura, którą czyta się w niesamowicie szybkim tempie? Zakochałam się w tej książce, wręcz ją pochłonęłam w niecały dzień. Najgorsze jest to, że chcę więcej, że chcę poznać dalsze losy Katniss, Peety i Gale'a, że chcę wiedzieć, jak Kapitol się zemści za robienie z nich pośmiewiska na arenie. Jak najszybciej będę musiała zdobyć „W pierścieniu ognia”, by się o tym przekonać.
Komu polecam? Wszystkim! „Igrzyska śmierci” są FENOMENALNE!
*Igrzyska śmierci, s.202
23 marca 2012 na ekrany kin wejdzie ekranizacja „Igrzysk śmierci”!
"Igrzyska Śmierci" mam już za sobą. Faktycznie, świetna książka. :)
OdpowiedzUsuńCzytałam Igrzyska jakiś czas temu i szczerze mogę powiedzieć, że to jedna z najlepszych książek jakie kiedykolwiek czytałam ;)
OdpowiedzUsuńIgrzyska... to była książka... Szkoda, że następne już mnie tak nie wciągnęły, ale ta pierwsza jednak mimo wszystko... zapada w pamięć.
OdpowiedzUsuńPo prosto KOCHAM tą ksiązkę!
OdpowiedzUsuńSkromnie zapraszam do siebie :D
ta książka jest super!
OdpowiedzUsuńnawet prowadzę o niej bloga z przyjaciółkami :D
http://thehungergames-poland.blogspot.com/
Jeja, Czytałam ją tydzień temu. Jeszcze nigdy żadnej książki tak szybko nie przeczytałam. Praktycznie przez cały czas tylko czytałam, 0 kompa, 0 jedzenia, 0 odrabiania lekcji, tylko czytałam! Co do niesamowitości projektów Cinny to się zgadzam. Ale ja najbardziej polubiłam Pettę. Żałuję, że nie dowiedziałam się o książce przed filmem - nie oglądałam, ale widziałam dużo zdjęć i plakatów, więc od razu się skapnęłam, że Petta to ten gościu, którego ma grać Josh, czyli gościu który grał Jess'a w Moście do Terabithii. Po mimo to, nie sądzę, że to przez Josh'a polubiłam Peetę - ten bohater był cudny sam w sobie. Romantyczny, opiekuńczy, uroczy, piekarz ... i jeszcze znakomity malarz! No i jak tu takiego nie polubić :*
OdpowiedzUsuńPodsumowując: Książka była świetna. Po przeczytaniu stwierdziłam, że dobrym wyborem było przeczytanie jej przed 'Synem Neptuna'. Jedyne co mnie wkurzyło w książce to koniec - to jak się Kotna wygadała, że wszystko udawała było chamskie. Od, hym, od kąt na scenie powiedział, że ją kocha byłam przekonana, że mówi szczerą prawdę! I tak w myślach się dałam na tą Katniss żeby to zrozumiałam, ale nie - musiała go zranić. Po mimo wszystko z radością sięgnęłam po kolejną część - już mniej wciągnęła ale i tak bardzo! :D
Ps. Największym atutem na początku 1 tomu Igrzysk był jednak łuk. Strasznie mi się spodobało to, że główna bohaterka własnie łuku używa, że to łuk jest jej ulubioną bronią. Miłe zaskoczenie. Ale i tak nic mnie nie zdziwiło tak bardzo jak fakt, że dały 12 dystrykt i arenę wyobrażałam sobie jak Metina2. Wszystko zdawało mi się jak w grze - po pewnym czasie przeszło to uczucie, ale i tak nadal mnie dziwi takie połączenie :PP