piątek, 30 stycznia 2015

Coś do ocalenia | Cora Carmack


Trylogia Cory Carmack ma tendencję wzrostową. Od głupiutkiego, ale uroczego w swojej naiwności Coś do stracenia, przed nieco poważniejsze Coś do ukrycia, po naprawdę słodko-gorzkie, przemyślane Coś do ocalenia. Humorystyczny romans, jakim były dwie poprzednie części, stał się bardziej dojrzały, ale to wciąż powieść czytana jedynie dla rozrywki. A w tym właśnie swoją rolę spełnia wspaniale.

Przyjaciółka Bliss, Kelsey, podróżuje po Europie. Jednak jej celem nie jest ani zwiedzanie, ani poznawanie nowych ludzi, tylko ucieczka przed pozornie idealną rodziną, która zaplanowała jej całe życie, i znalezienie swojego miejsca na świecie. W Budapeszcie, po zawstydzającym przedstawieniu w jednym z klubów (w rolach głównych: Węgier, Kelsey i obślizgły język), poznaje Hunta, byłego żołnierza, który stara się do niej dotrzeć, ale jednocześnie ciągle ją odpycha, nie pozwalając sobie na nic więcej poza kumpelskimi stosunkami... Jak się okazuje, nie tylko Kelsey skrywa w sobie tajemnicę.

Przeczytałam chyba zbyt dużo książek, by liczyć na zaskoczenie czy choć niewielkie zdumienie, ale o ile tajemnica Kelsey była i owszem zaskoczeniem, o tyle Hunt był dla mnie otwartą księgą. Przejrzałam go na wylot. Nie psuje to rozrywki z czytania, jednak w pewien sposób drażni; takie typowe rozwiązanie, które jest w pewnym momencie aż nazbyt oczywiste. Coś do ocalenia nadrabia jednak całą resztą: humorem, charakterystycznym już dla prozy Carmack (ale kota brak!), fabułą, która wciąga, nie będąc jednocześnie szczególnie oryginalną, językiem - prostym, codziennym, mogącym irytować, ale pasującym do sytuacji i bohaterów, czy właśnie bohaterami - nieźle wykreowanymi, ze swoimi słabościami i przeszłością, która kładzie się na nich cieniem. Obawiałam się, że pewna siebie, piękna Kelsey będzie balansowała na granicy bycia Mary Sue*, ale nic z tego - granicy nie przekroczyła. Ba!, oddalała się od niej z każdym kolejnym rozdziałem.

Niestety, Coś do ocalenia posiada literówki i błędy interpunkcyjne. Rozumiem, że jesteśmy tylko ludźmi i popełnianie błędów leży w naszej naturze, ale książce przydałaby się przynajmniej jedna korekta, która wyłapie błędy takie jak jago zamiast jego.

Szata graficzna jest dobrze dobrana i podoba mi się to, że chociaż każda część opowiada o losach innych osób, to projekt graficzny całości jest spójny i nasuwa na myśl to, że te trzy powieści czymś się łączą. Roboczo nazywam je trylogią, ale nie są nią w taki klasyczny sposób - ciekawy pomysł, by napisać trzy odrębne historie ludzi, którzy się znają. I tak najpierw wszystko koncentruje się wokół Bliss, później przyjaciel Bliss, Cade, ma swoją chwilę sławy, a na końcu poznajemy jej przyjaciółkę, podróżującą po Europie - Kelsey. Dzięki temu wciąż jesteśmy w znajomym środowisku, ale nie nudzimy obserwowaniem gruchającej, szczęśliwej parki (którą Garrick i Bliss, oczywiście, są). Oznacza to również, że nie trzeba książek tych czytać po kolei - każda historia jest bardzo odrębna, a w drugim i trzecim tomie znajdują się tylko niewielkie spoilery dotyczące zakończenia pierwszego. Ale co bardziej domyślni czytelnicy z pewnością wiedzą, jak taki romans się zakończy, więc czytanie w nieodpowiedniej kolejności nie psuje zabawy.

Cóż więcej mogę powiedzieć o Coś do ocalenia? Chociaż poważniejsze, wciąż daje mnóstwo przyjemności z czytania i obserwowania zmagań bohaterów ze sobą i ze swoją przeszłością. Cora Carmack pisze niezwykle lekko i trudno nie wciągnąć się w wir wydarzeń, ale to nie jest powieść dla każdego - myślę, że wielbicielki romansów będą z pewnością zadowolone (a nawet zakochane), osoby szukające lektury na jeden dzień, lekkiej i przyjemnej, służącej za oderwanie od rzeczywistości również, jednak nie polecam tej trylogii nikomu, kto oczekuje czegoś więcej niż paru godzin rozrywki.

--
* Mary Sue - pejoratywne określenie wyidealizowanej postaci literackiej.

Za powieść dziękuję wydawnictwu Jaguar! :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...