niedziela, 23 listopada 2014

May the odds be ever in your favor! (Kosogłos, część 1)


Wojny zbliżają do siebie ludzi - i jedną, i drugą stronę. Solidarność, współpraca i ogromne poświęcenie rebeliantów w Kosogłosie, części 1 zszokowały mnie. A kiedy ludzie na sali zaczęli podnosić trzy palce lewej ręki w geście zjednoczenia z nimi - oniemiałam. I sama rękę podniosłam.

*
Dlaczego te ruiny są tak bardzo kiczowate?, zadawałam sobie pytanie podczas kiedy Katniss stąpała po kościach zbombardowanych ludzi i gruzach dawnego dystryktu Dwunastego. Niezwykle jasne jak na ruiny po wybuchu i bardzo nienaturalne dla mojego wrażliwego artystycznego oka - dostrzegam z łatwością ingerencję komputera, co nie jest oczywiście przeze mnie potępiane w najmniejszym stopniu, jednak stworzone ruiny były tak rażąco jasne, tak bardzo jasnoszare, że mrużyłam oczy. To był jedyny moment, kiedy krajobraz mnie nie zachwycił. Bo tysiące róż na ziemi, opustoszała Wioska Zwycięzców czy okolice szpitala polowego rebeliantów już były świetne i bardzo realistyczne.


Aktorzy... ach. Jennifer Lawrence nigdy nie była moją Katniss, jeśli chodzi o tak trywialną rzecz jak wygląd. Jest śliczną kobietą i naprawdę podziwiam ją za charakter, jednak to nie było do końca to. Z każdą kolejną częścią przekonuję się do niej: bo wszystkim innym, całą sobą, jest Katniss Everdeen. Na zdjęciach promujących nie widać tego, jak gra - a gra wspaniale. Drobne gesty, nieznaczne zmiany mimiki, ogień w oczach - to cały Kosogłos. Piękny i niebezpieczny. I na skraju załamania psychicznego - to rzecz ulotna, w książce średnio ukazana, ale Kotna nie wyszła bez szwanku z Głodowych Igrzysk; to nie tak, że postanowiła być Kosogłosem i wszystko zniknęło. I Jennifer pięknie to uchwyciła.


Finnicka z chęcią bym przytuliła. Prezentował sobą taką rozpacz i bezsilność, że jedynie o tym myślałam. To zasługa nie tylko jego pięknej buźki ani tego, że go po prostu uwielbiam. A potem stanął przed kamerą... i był tym Finnickiem zabijającym z zimną krwią swoim trójzębem. Oczywiście nie może zabraknąć słówka o Haymitchu. Jeśli jest jakiś aktor, którego uwielbiam absolutnie w każdej roli, to właśnie Woody Harrelson wyprzedza wszystkich. Haymitch to postać bardzo specyficzna; niby pijak, ale ma na uwadze życie i dobro Katniss i Peety. Martwi się o nich. A w Katniss odnalazł nawet przyjaciela. Harrelson jest kwintesencją literackiego Haymitcha. Dodał wiele od siebie i jest nawet lepszy.

Z kolei od W pierścieniu ognia ze smutnym uśmiechem obserwuję postawę Effie Trinket. Smutnym, bo Effie z filmu na film przestała być taką zwolenniczką Głodowych Igrzysk. Już w drugiej części jej mina podczas losowania porusza. A teraz, nawet pod ziemią i zmuszona do noszenia ohydnego szarego kombinezonu, Effie wciąż pomaga, wciąż jest razem z Katniss. Była jedną z tych elitarnych osób w Kapitolu, podążała za tamtejszą modą, a po poznaniu trybutów z Dwunastki, zaczęła się zmieniać, co w książce nie została tak pięknie ukazane jak na filmie.


Brakowało mi muzyki. Owszem, mamy Yellow Flicker Beat Lorde, będący utworem wpadającym w ucho i jakby stworzonym do nucenia pod nosem. Owszem, Katniss śpiewa swoją groteskową piosenkę o drzewie wisielców - pięknie zaśpiewana, bardzo przejmująca, a głos Jennifer brzmiał cudownie, jednak to fragment śpiewany przez rebeliantów niezwykle mnie poruszył, prawie do łez. Jednak Kosogłos to walka. To wojna domowa, strajki i powstania. Brakowało czegoś mocnego, co dałoby przysłowiowego kopa, co pchałoby do walki. Coś szybkiego, z mocnym bitem, głośnego i nawet agresywnego. Pomijając fakt, że niewiele utworów z soundtracku usłyszałam - nie było tam żadnej takiej piosenki.


Trudno mówić o zawodzie - jeszcze żadna z części Igrzysk śmierci mnie nie zawiodła, wręcz przeciwnie: wszystko mnie zachwycało. Kosogłos, część 1 to dobrze zrealizowany film, który trudno przestać oglądać. Szokujące sceny, walka, krew i śmierć - wszystko to zostało dosadnie ukazane, ale nie aż tak, by osoby wrażliwe na takie sceny wpadły w panikę. Jestem zachwycona Kosogłosem, bo spełnił wszystkie moje oczekiwania. Był po prostu genialnym filmem.

Are you, are you
Coming to the tree
They strung up a man
They say who murdered three

Czuję się bardzo związana z książką i jeśli film zniszczyłby moją wizję, nie ukrywałabym tego. Tymczasem Kosogłos to wyjęta z mojej wyobraźni powieść Collins, tylko bardziej rozbudowana, bogatsza o parę scen, które nie zmieniają fabuły, ale rozszerzają uniwersum. Jakby nagrali to, czego nie napisała pisarka tworząc historię Katniss Everdeen, a co mogłaby napisać. Kosogłos jest przykładem idealnego uzupełniania się literackiego pierwowzoru i ekranizacji.

May the odds be ever in your favor. Idźcie na ten film do kina - nie stracicie nic. Co prawda parę - ale ilość ich mogę policzyć na palcach jednej ręki - scen wydawało mi się nieco kiczowatych, ale przynajmniej jedna z nich mogła być zrobiona z premedytacją (Join the mockingjay, no proszę was). Nieliczne wady są jednak przyćmione niezliczonymi zaletami, które sprawiają, że seans jest czystą przyjemnością. Kiedy nie wzruszamy się, oczywiście.

Strange things did happen here
No stranger would it be
If we met at midnight
In the hanging tree




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...