niedziela, 19 lutego 2017

Nowe seriale w tym sezonie – czy warto oglądać?

Sezon serialowy w pełni – a studenci po sesji. Od kilku tygodni możemy obserwować rosnącą popularność kilku nowych seriali, które nie są kolejnymi sezonami, ale całkowicie nowymi historiami, które dopiero się rozkręcają i dopiero zdobywają rzesze fanów. Dlatego przychodzę do was z trzema interesującymi (na obecny moment) serialami, z którymi warto się zapoznać i zobaczyć, czy czasem nie jest to propozycja idealna na weekend przed telewizorem (i książką, książka musi być zawsze, ale czasem warto odetchnąć).


Emerald city

Emerald city, czyli po polsku Szmaragdowy gród, to kolejny retelling znanej nam historii, tym razem Czarnoksiężnika z krainy Oz. Dorotka to nie mała dziewczynka, ale kobieta, która pragnie poznać tożsamość swojej matki. Poprzez tornado trafia do krainy Oz, w której aktualnie trwają walki o władzę i magię.

Tym, co mnie przekonało do Emerald city, jest zabawa podstawą historii, czyli powieścią L. Franka Bauma. Oglądanie kolejnych odcinków (jestem na czwartym) to wyczekiwanie znanych postaci – już na samym początku niespodziewane wprowadzenie Stracha na Wróble całkowicie mnie w sobie rozkochało. Uwielbiam taką zabawę treścią i kombinowanie. Po poznaniu Blaszanego Drwala kupili mnie ostatecznie. Mam nadzieję, że fabuła będzie równie ciekawa, jak dotychczas, i twórcy nie popadną w schematy, klisze i wysuną wątki miłosne na pierwszy plan. Zapowiada się intrygujący, rozrywkowy serial, i zachęcam do zapoznania się z nim. :)


Riverdale

O Riverdale mówią wszyscy. Oglądają wszyscy. To taki serial, który bardzo szybko zdobył popularność nie tylko w Ameryce, ale na całym świecie. Czy to sprawka przystojnego protagonisty? Cole'a Sprouse'a w jednej z ról? A może tego, że podstawą jest kultowy amerykański komiks, większości z nas raczej nieznany?

Będę szczera: to high school drama. Dramaty nastolatków, miłości, miłostki, zadurzenia, przyjaźnie... O tym zapowiada się cały serial. Jest przyjemny, owszem, i Cole Sprouse w roli Jugheada wymiata całkowicie, ale w zasadzie to bardzo zakamuflowany typowy serial o licealistach. Kamufluje się z pomocą wątku kryminalnego, bowiem cała historia zaczyna się od śmierci i na początku wydawało się, że koncentrować się będzie głównie wokół niej. Tymczasem to bardziej obyczajówka z elementami kryminału, bardzo małymi. Ale nie ma się co dziwić, skoro oryginał – komiks – skupiał się właśnie na Archiem i jego wielkim problemie: Betty czy Veronica? Ogląda się przyjemnie, owszem, ale nie jest to coś specjalnego, coś szałowego.


Taboo

I wisienka na koniec – zamiast zasiąść przed telewizorem, by obejrzeć drugi odcinek Belle Epoque (raczej nie warto), lepiej popatrzeć na Toma Hardy'ego w roli Jamesa Delaneya. W chwili pisania jestem po obejrzeniu trzeciego odcinka i jestem zachwycona – oddaniem klimatu, naturalizmem, brudem, błotem i wszechobecną ciemnością. Tak głęboką, że ledwie można dostrzec niektóre elementy na ekranie. Zachwyca też oddanie epoki, gdzie nie dostrzeżemy pięknych hollywoodzkich uśmiechów i perfekcyjnej cery, ani majtek prostytutki podczas wykonywania roboty (musiałam, wybaczcie). Mroczne tajemnice, intrygi, spiski, niebezpieczeństwa i przemoc – czysta przyjemność z oglądania! Tylko dla osób o mocnych nerwach.

Och, no i gra tam Mark Gatiss. Bardzo lubię Gatissa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...