Gdzie
kończy się normalność, a zaczyna szaleństwo? Czy jest jakaś
granica, po przekroczeniu której nie można się już cofnąć,
jedynie przeć naprzód? Jak wiele czynników wpływa na psychikę
człowieka? To trudne pytania, pytania, na które ciężko uzyskać
sensowną odpowiedź. Stephen King, pisząc pod pseudonimem Richard
Bachmann, nie odpowiada na nie, a jedynie je porusza w Ostatnim
bastionie Barta Dawesa. Jednak robi to tak, że nie sposób nie
przystanąć na chwilę i nie pomyśleć nad tym.
Zacznę
od tego, że nie jest to typowa proza Kinga, którą tak lubimy,
czyli pełna krwi lub paranormalnych zdarzeń, przerażająca do
głębi strachem przed czymś materialnym: człowiekiem, zjawą,
potworem; Ostatni bastion Barta Dawesa to powieść
psychologiczna, skupiająca się na tytułowym bohaterze. To studium
ludzkiej psychiki człowieka powoli sięgającego dna,
zniechęcającego się do ludzi i do życia, zapadającego się w
swoim bólu. King pokazuje historię człowieka, któremu bezwzględny
system wydarł wszystko, co kiedykolwiek miał, i nawet się na niego
nie obejrzał.
Bart
Dawes wiedzie monotonne, ale wydaje się pozbawione smutków życie,
poza śmiercią jego jedynego dziecka. Z dnia na dzień jego świat
się wali – najpierw, gdy kilkunastoletni Charlie dostaje diagnozę
(rak mózgu), a drugi raz wiele lat później, wraz z wiadomością o
przymusowej przeprowadzce – miasto chce w tym miejscu wybudować
przedłużenie autostrady. Filia firmy, w której od lat pracuje
(pralnia Blue Ribbon) też ma być zburzona. Decyzja z góry zmusza
wielu ludzi do przeprowadzki i rozpoczęcia nowego życia, do zmiany
miejsca pracy, do opuszczenia domu, w którym możliwe, że żyli od
urodzenia... Bart rozpoczyna samotną walkę, choć wie, że z góry
jest skazany na przegraną.
Ostatni
bastion Barta Dawesa przedstawia rozpacz i destrukcję, człowieka
doprowadzonego do ostateczności. W tle snują się szara
rzeczywistość i monotonna codzienność, idealnie dopełniające
ten smutny obraz, jakim jest życie Dawesa. A nawet i to zostaje w
pewnym momencie mu odebrane – szansa na powrót do domu, całus od
żony i wieczór z drinkiem przy brzęczeniu telewizora staje się
czymś nierealnym i przeszłym, gdy do 20 stycznia Bart jest zmuszony
opuścić dom.
Bezlitosna
wizja rzeczywistości, jaką rozciąga przed nami King, nie daje
spokoju: jest do bólu prawdziwa, szara, bohaterowie – nieważne,
czy zwykli obywatele, czy gangsterzy – są niedoskonali. Najlepsze
jest, że nie sposób odgadnąć, w którym momencie Bart przekroczył
granicę i stracił możliwość cofnięcia się, naprawienia błędów.
W którym momencie do normalności wkrada się obłęd. W jednym
momencie śledzimy człowieka bez perspektyw, monotonnego i szarego
jak wielu innych, w drugim zaczynamy widzieć jego szaleństwo.
Ostatni
bastion Barta Dawesa to depresyjna historia człowieka
doprowadzonego do ostateczności przez bezlitosny system, to historia
o destrukcji człowieka i powolnego zniechęcenia się do życia.
Stephen King pisząc pod pseudonimem stworzył opowieść zupełnie
inną niż większość swoich powieści, skupiającą się na
monotonii i powolnym sięganiu dna przez bohatera. Mnie życie Barta
Dawesa poruszyło, choć czy był jedynie zgorzkniałym, zrujnowanym
człowiekiem, czy już szaleńcem – dalej nie wiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz