sobota, 26 kwietnia 2014

Sto lat to za mało!


Nie celebruję urodzin jak niektórzy, spraszając całą rodzinę i znajomych na tort czy wyprawiając domówkę niczym z Projektu X. Dlatego też w związku z trzecią rocznicą mojego blogowania tutaj, nie spodziewajcie się stresującego śpiewania Sto lat! i aut w basenie. Trzecią rocznicą! To dla mnie bardzo duża liczba, zwłaszcza że mój nieco przygasły już na szczęście słomiany zapał utrudniał mi stwarzanie takich wspaniałości jak ten blog. Bywały okresy lepsze i gorsze, ale on pomimo tego wciąż istnieje i – co więcej – ktoś go czyta! Dwa lata temu zapadła cisza w dniu 26 kwietnia. A rok temu siedziałam i pisałam, o ile dobrze pamiętam, test gimnazjalny z przedmiotów przyrodniczych. Więc teraz świętujemy z przytupem!
(A właściwie ja świętuję, i to z takich cichutkim przytupem, bo nie lubię hałasu.)

Nie zaczynałam od Książkoholiczki na tropie. Będąc bodajże w szóstej klasie podstawówki pisałam, o zgrozo!, kontynuację Zmierzchu, bo wtedy byłam bardzo zafascynowana stuletnim sztywnym wampirem i wiecznie nieogarniętą nastolatką. Jak ja uwielbiałam tę sagę! Na samo wspomnienie o Meyer moje oczy robiły się maślane. I chociaż teraz już bym tetralogii tej nie tknęła, bo wyrosłam, to budzi ona we mnie miłe wspomnienia. Wiecie, bez niej nie zaczęłabym pisać recenzji. Nie, chwila. Bez niej nie zaczęłabym czytać.

Chciałabym móc powiedzieć, że jako brzdąc podczytywałam sobie Harry'ego Pottera, że przy kominku rodzice czy dziadkowie czytali mi baśnie Andersena, ale chociaż mam zezwolenie na kłamanie od polonistki (długa historia), to kłamać nie chcę. Dopóki mama nie przytachała z biblioteki Księżyca w nowiu, nie czytałam nawet lektur. Bo po co czytać o jakiś pingwinach? Nawet zaczarowanych, czy jak to tam było.

Blog początkowo powstał na Onecie i było nam miło, tylko że ja kompletnie pisać nie umiałam. To znaczy, jakoś tam umiałam, nieskromnie mówiąc nieco lepiej od rówieśników, ale moje teksty były długości ulotki. Szybko jednak przeniosłam się na blogspot, który całkowicie spełnił moje oczekiwania, nauczyłam się pisania w htmlu, projektowania szablonów i, co najważniejsze, pisania dobrych recenzji. Przynajmniej wtedy myślałam, że są dobre.

Jak sobie czytam archiwum bloga, to w mojej głowie rodzą się te same pytania: ja to napisałam? ja tak myślałam? ta książka aż tak mi się spodobała?, czyli krótko ujmując, zdumiewam się nad swoim szybko dorastającym gustem książkowych. Na przykład o Nevermore moje zdanie jest niezmienione, aczkolwiek już Dziewczyny z Hex Hall odstraszałyby mnie samym tytułem. Podoba mi się to. Nie, nie to, że boję się książki. Tylko że wyrabiam sobie gust. I nie idę owczym pędem (którym, wydaje mi się, szłam podświadomie wcześniej), nawet jeśli wszyscy coś wychwalają, ja nie będę, jeśli to jest według mnie przesadzona reakcja. Tak było z Rywalkami – sama książka sympatyczna, tylko że nie aż tak bardzo, jak wszyscy piszą. Bo kolejna schematyczna opowieść, tyle że w iście disneyowskim stylu. Ile można?!

No ale nie samym blogiem człowiek żyje. Żyję też rysowaniem, kuciem do testów i szkołą. W większości. Właściwie, w tygodniu wracam ze szkoły, uczę się/odrobię lekcje, piszę trochę recenzji i idę spać. Bo naprawdę uważam, że doba powinna mieć dwadzieścia sześć godzin. Przynajmniej. A w międzyczasie, korzystając ze specjalnego łącza wi-fi dla uczniów, przebywam często na instagramie czy twitterze, gdzie można mnie częściej znaleźć niż na blogu. Takie już życie humanisty.

Wiem, że chce w przyszłości pracować z książkami, nawet jeśli dostawałabym minimalną krajową, stojąc kilka godzin dziennie na kasie w Matrasie. Ale mam nadzieję, że się załapię do jakiegoś miłego, sympatycznego wydawnictwa, gdzie będę mogła wspierać blogerów od drugiej strony. To mnie cały czas napędza! Dlatego właśnie poszłam na profil humanistyczny do liceum (taaak, już ćwiczę poprawnie wymawiać A może frytki do tego?, spokojnie) zamiast – jak namawiali mnie wszyscy, znajomi, rodzina, nauczyciele – w tym wypadku wyjątkowo irytująco – bym poszła do liceum plastycznego. Cóż, nie w smak mi stanie kilka godzin nad sztalugą, malując owoce.


 Zamiast owoców wolę rysować Saurona. Albo oczęta.

Dobra, jakiś tam talent posiadam, wrzucam prace tu i ówdzie, spotykam się z pozytywnym odzewem... Ale jeśli miałabym już pracować jako ktoś związany z grafiką komputerową, projektowałabym okładki książek. Uparłam się na te książki, nie ma co. :) Ale to moja pasja. Największa. Pisanie sprawia mi ogromną przyjemność i będę pisała tak długo, jak będę żyła. Bez tego nie mam bladego pojęcia, co zrobiłabym ze swoim życiem.

I wiecie co? Za kilka lat, w, dajmy na to, dwunastą rocznicę mojego blogowania w tym moim małym internetowym zaciszu, chciałabym móc napisać, że te moje wszystkie dotyczące przyszłej pracy marzenia się spełniły.
(I żeby blog istniał. Bo żeby napisać na nim, musi istnieć.)

7 komentarzy:

  1. Wszystkiego najlepszego :)
    A prace są cudowne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratulacje i spełnienia marzeń! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Łaał. Gratuluję ! ;D
    I talent masz ogroomny.../pozazdrościć ;*
    Pozdrawiam i życzę kolejnych sukcesów
    przygody-mola-ksiazkowego.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluję i kolejnych lat życzę :)
    Cudowne prace *o*

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratulacje!
    Btw, tez kiedyś zachwycałam się "Zmierzchem". Teraz nie mogę uwierzyć, że byłam aż tak głupia. :D I chociaż czasami wracam do tej serii, bo mam do niej pewien sentyment, to uważam, że jest słaba.
    PS Te oczy są zachwycające! Dziewczyno, masz wielki talent.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...