niedziela, 16 lutego 2014

Badacz potworów | Rick Yancey


Małe, kieszonkowe wydanie Badacza potworów Ricka Yanceya, autora bestsellerowej Piątej fali, nie wywołało u mnie żadnych uczuć. Ot, książka jak książka. Okładka z prostą ilustracją cmentarza, z krukiem na tle księżyca w pełni, raczej nie zapowiadała porywającej lektury – spodziewałam się raczej prostej historyjki, usilnie stylizowanej na horrory. W żadnym razie nie spodziewałam się opowieści mrożącej krew w żyłach na miarę Stephena Kinga. A po lekturze moje zdanie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Proszę państwa, Rick Yancey od dzisiaj dla mnie jest Kingiem dla młodzieży.


Dwunastoletni Will Henry, kiedy jego rodzice zginęli w pożarze, został przygarnięty przez byłego już pracodawcę jego ojca. Dotychczas chłopak nie miał pojęcia, jaką profesją zajmował się jego tata i doktor Warthrop – i wtedy chyba było lepiej. Warthrop jest monstrumologiem, badaczem potworów, który kiedy widzi obrzydliwe cielska bestii, nawet z wystającymi z jamy gębowej ciałami, cieszy się jak dziecko. Will Henry zostaje następcą swojego ojca, asystentem doktora, i jednocześnie jego gosposią – chcąc nie chcąc, chłopak musi zatroszczyć się nie tylko o siebie, ale i o Warthropa, który w naukowym amoku jest w stanie nie spać i nie jeść nawet tydzień. Kiedy wieczorem do drzwi ich domu puka tajemniczy mężczyzna z jeszcze bardziej tajemniczym pakunkiem, zaczyna się mrożąca krew w żyłach walka o przetrwanie. Nikt nie wie, jakim cudem antropofagi, stwory jedzące ludzkie ciała, przedostały się na kontynent. Wiadomo natomiast jedno: wcześniej czy później zapolują i trzeba je powstrzymać.


Badacz potworów jest dość specyficzny. Bynajmniej nie chodzi mi tu o język, jakim został napisany – chociaż prosty, to jednak zachował on ducha XIX wieku – ale o samą historię. Wciągająca, niezbyt skomplikowana, ale za to niezwykle oryginalna. Monstrumologia jest dziedziną wymyśloną przez autora, dziedziną bardzo... obrzydliwą. Na kartach powieści często pojawiają się okropne opisy ciał potworów czy na wpół zjedzonych ciał ludzi – część Czytelników to może odstraszać. Wbrew pozorom jednak książkę czyta się nadzwyczaj lekko jak na ten typ literatury. Trudno nie dać się porwać fabule, która ani nie nudzi, ani nie pędzi na złamanie karku.

Na pierwszy rzut oka widać, jak duży research wykonał autor – antropofagi nie są wytworem jego umysłu, te obrzydliwe, krwiożercze stworzenia wspominane były na przykład w sztukach Szekspira. Tam jednak był to po prostu synonim kanibala, ludożercy, a Rick Yancey w Badaczu potworów wykreował zupełnie inny obraz tych istot. Wyszło to na dobre i nadało powieści nieco grozy, ale nie przesadzałabym ze stwierdzeniem, że jest to przerażająca książka. Przerażające może być co prawda traktowanie Willa Henry'ego przez doktora. Ach tak, Will Henry. Nie Will, Willuś czy Willie, nie William, tylko zawsze Will Henry. Nie przypominam sobie, by mówiono do kogoś dwoma imionami. Nawet w XIX wieku. Było to nużące, a z czasem można było się przyzwyczaić, a nawet, po ponad połowie książki, jak było w moim przypadku, przestać zwracać uwagę. Na wspomnienie zasługuje postać Pellinore'a Warthropa. Przypominał mi on Sherlocka Holmesa minus parę dobrych sherlockowych cech, plus dziwna profesja. Jego stany czasem kilkutygodniowej depresji, trudny charakter, cieszenie się jak dziecko na widok martwej, na wpół zjedzonej dziewczyny. Doprawdy, istny Sherlock.

Badacz potworów, pomimo minimalnego wieku Czytelnika sugerowanego z tyłu okładki, jest moim zdaniem raczej książką przeznaczoną dla młodszego odbiorcy. Nie oznacza to, że starszym się nie spodoba – wręcz przeciwnie, z wiekiem wiele osób coraz bardziej lubi krew i flaki, a tych w tej powieści akurat niemało – jednakże infantylność Willa Henry'ego i sam sposób narracji przywodzi mi na myśl jednak książki przeznaczone raczej dla dzieci. W pewien sposób sprawia to, że Badacz potworów jest nieco groteskowy, a przez to bardziej przerażający.


Powieść Ricka Yanceya nie przypadnie do gustu wszystkim: z powodu krwi i flaków, infantylności głównego bohatera czy języka, jakim książka ta jest napisana – specyficznym i prostym, takim, jakim dziewiętnastowieczny dwudziestolatek umiał się posługiwać. Nie przeszkadzał mi żaden z tych czynników i Badacz potworów zyskał moje uznanie, jednak wiele osób z pewnością będzie oceniać książkę zgoła inaczej. To mimo wszystko historia godna polecenia, wciągająca i w żadnym stopniu nie nużąca, ale odradzam co bardziej lękliwym czytania po zmroku – przysięgam, że widziałam w ciemnym, prowadzącym do łazienki korytarzu zarys ludzkiej bezgłowej sylwetki po całej nocy czytania Badacza potworów. Może to były tylko halucynacje... oby...

Za koszmary senne podziękowania dla wydawnictwa Jaguar. Jak zawsze niezastąpieni.

7 komentarzy:

  1. Właśnie kończę i jestem zachwycona :D Aczkolwiek jak przed feryjnym wyjazdem, o 4 rano wyrzucałam śmieci to bałam się, że ze śmietnika wyskoczy potwór XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, no widzisz, potwory, potwory wszędzie!
      Dobrze, że już teraz coraz wcześniej jest jasno, bo nie mam pojęcia, jakim cudem rano chodziłabym o 6:40 na autobus - chyba tylko z bronią w torbie. :P

      Usuń
  2. Haha, muszę przeczytać. Twoja recenzja okropnie mnie zaciekawiła, a komentarz Moniki tylko wzmógł moje pragnienie dostania jej w swoje łapki :D
    Tylko czekać, aż ją złapię :)
    Pozdrawiam Serdecznie

    weronine-library.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. haha chyba nie dla mnie, ta krew i flaki mnie nie przekonują ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. King dla młodzieży? Krew i flaki? To na zdecydowany plus ;) Tylko ta infantylność... Jeśli będzie okazja zbadać potwory, to czemu nie, ale specjalnie biegać za nimi to nie będę

    OdpowiedzUsuń
  5. Brzmi intrygująco, choć nie ukrywam, że prostota nie do końca może być atutem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Za staro się czuję, jak na tą książke :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...