„Paranoja powraca w wielkim stylu”
Atticus O'Sullivan powraca w „Raz wiedźmie śmierć” z jeszcze większymi problemami! Wydawałoby się, że kiedy pokonał Aenghusa Óga, mógł sobie wziąć wakacje od kłopotów. Nic bardziej mylnego. Inni bogowie ciągle zawracają mu głowę, by zabił ich wrogów, ale wszyscy zgodnie twierdzą, że umrzeć powinien też nordycki bóg piorunów Thor. Cóż, Atticus grzecznie odmawia, a tymczasem kłopoty same znajdują jego. I znów ujawnia się paranoja druida.
W „Raz wiedźmie śmierć” problemami druida będą: obrażony wampirzy prawnik, który za nic nie chce mu pomagać dopóty, dopóki Atticus nie zgodzi się pokonać Thora; niewielki sabat pod wodzą Maliny znów poprosi o „pomoc”, tym razem w sprzątnięciu diabolicznych nazistowskich wiedźm, dybiących na życie Atticusa i jego przyjaciół; indiański bóg-oszust Kojot, żądający pomocy w unicestwieniu upadłego anioła, zabijającego ludzi w okolicy; na dodatek do miasta przybędzie horda bachantek, chcąc uczynić tam kolejne ogromne gniazdo rozpusty. Pomijając już rosyjskiego, wnerwiającego rabina z tajnej organizacji, ciągłą ochronę swojej druidzkiej uczennicy Granuaile i wdowy pani MacDonagh oraz ukochanego wilczarza irlandzkiego Oberona, siedzącą nadal na karku policję z niemiłych i wkurzającym gliną na czele, złowróżbną przepowiednie bogini śmierci Morrigan, oświadczyny bogini poezji Brighid i latanie z gołym tyłkiem po ulicach, to właściwie Atticus już i tak ma przerąbane.
Kevin Hearne podbił moje serce szalonym, paranoicznym druidem i słodkim Oberonem, a także szaloną fabułą i naprawdę wielkim, wielkim humorem, toteż miałam ogromne wymagania względem „Raz wiedźmie śmierć”. I cieszę się, że się nie zawiodłam! Bo Atticus ma jeszcze więcej problemów, ale nie przeszkadza mu to pomaganiu przyjaciołom. Prawdę mówiąc, to te jego kłopoty są trwale związane z jego przyjaciółmi, więc i tak nie miał zbyt wielkiego wyboru. Żałowałam tylko, że nie było dużo Oberona, chyba mojego ulubionego zwierzęcego bohatera. O ile w pierwszej części grał ważniejszą rolę dla fabuły, o tyle w tym tomie było go po prostu za mało jak na mój gust. Polubiłam za to Granuaile, mimo dziwnego imienia, i jej pomysł na tajne przemycanie informacji przez telefon. To było po prostu idealne dla Atticusa i jego paranoi!
„Urban fantasy” w najczystszym wydaniu, wspaniale poprowadzona akcja, boscy bohaterowie, cudowny pies - „Raz wiedźmie śmierć” to istne cudo. To lektura na jeden, góra dwa wieczory. Ja czytałam najszybciej, jak mogłam, bo chciałam się dowiedzieć, co będzie dalej, jak to się zakończy. Nie muszę chyba wspominać, że ciągle na mojej twarzy widniał ogromny uśmiech przez zabawne sytuacje. Jak można nie śmiać się z ripost Atticusa, jego udawania chłopaka mającego „IQ mniejsze niż osiemdziesiąt”, cytując książkę, latania z gołym tyłkiem po ulicy i tekstów wdowy, która zasłużyła chyba na mojego prywatnego Oskara za ogromny wybuch śmiechu.
„Raz wiedźmie śmierć” to naprawdę humorystyczna, wciągająca książka z szybką akcją, szaloną i ciekawą fabułą oraz fantastycznymi postaciami! Fani fantastyki powinni być zachwyceni natłokiem mitologii w jednej – właściwie dwóch, doliczając też „Na psa urok” - książce. Pod koniec jednak zwolniłam z czytaniem, bo... nie chciałam się rozstawać z Atticusem, z Oberonem i z Granuaile. Wiedziałam, że trzeba będzie czekać na kolejną część „Między młotem a piorunem”, i nie chciałam tak długo czekać. Jednak w końcu skończyłam i jestem zachwycona i rozżalona zarazem. Bo książka jest świetna i cudowna, ale trzeba czekać na kontynuację. Myślę, że dla druida i jego kolejnych kłopotów warto. Naprawdę warto.
Za książkę bardzo dziękuję Domowi Wydawniczemu Rebis!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz