środa, 2 maja 2018

„Podróżniczka” Alexandra Bracken


Nie jest tajemnicą, że mam ogromną słabość do historii o podróżowaniu w czasie. Lubię, kiedy autor odrabia lekcję historii i w jednej powieści możemy skakać od carskiej Rosji, przez wiktoriańską Anglię, aż po Pragę sprzed wieków. Dzięki temu w ciągu lektury jednej pozycji zwiedzam pół świata i to w poprzek czasu, a mam swoje ulubione miejsca w historii i często to właśnie do nich sięgają autorzy takich powieści. Dlatego zarówno Pasażerka, jak i Podróżniczka mają szczególne miejsce w moim serduszku, które łaknie tego typu historii. 

Etta i Nicholas zostają rozdzieleni. Co się stało z Ettą po tym, jak zniknęła? Nicholas będzie musiał to odkryć, a jego sojusznikiem zostaje ktoś, kogo się nie spodziewał w tej roli — Sophie, przez którą w Pasażerce doszło do niektórych dramatycznych wydarzeń. Znowu czeka ich wycieczka w poprzek czasu, by różnymi portalami dotrzeć najpierw do tajemniczej i bardzo niebezpiecznej Belladonny (prawie że legendarnej persony wśród podróżników w czasie), a potem nie dać się zwieść ani oszukać, a zdobyć informacje, które pomogą odnaleźć astrolabium zanim wpadnie w niepowołane ręce Cyrusa.

Więcej akcji. W Podróżniczce Alexandra Bracken rezygnuje z tłumaczenia wielu elementów jej świata przedstawionego — czytelnik wraz z Ettą dowiedział się najważniejszych rzeczy w Pasażerce, więc drugi tom tej dylogii poświęcony jest jedynie akcji, z nielicznymi retrospekcjami czy wstawkami tłumaczącymi zawiłości czasoprzestrzeni. Jest to właśnie powód, przez który Podróżniczkę czyta się w zastraszającym tempie; sami bohaterowie narzucają sobie szybkie tempo, bo czas ich goni, a czytelnik przelatuje przez kolejne wydarzenia jak błyskawica. Przyśpieszenie akcji i jej zwielokrotnienie powoduje też inna rzecz, mianowicie rozbicie fabuły na dwa równolegle prowadzone wątki, a przeskakiwanie od jednego do drugiego tylko dodatkowo dynamizuje Podróżniczkę.

Więcej miejsc. To rozdzielenie historii na dwie narracje, śledzące dwie grupy bohaterów, powoduje jeszcze zwielokrotnienie odwiedzanych miejsc w czasie i przestrzeni. Dla mnie właśnie te wycieczki w czasie są kwintesencją tego typu powieści, dlatego ogromnie się cieszę, że dzięki zabiegowi Bracken miałam szansę odwiedzić o wiele więcej miejsc; bohaterowie mogli jednocześnie przebywać w dwu różnych miejscach w tym samym czasie fabularnym. Zaznaczyć muszę, że autorka odrobiła lekcję historii i dobrze przedstawiła rzeczywistość minionych wieków — jako że jest to powieść młodzieżowa, nie będzie ta rzeczywistość odtworzona jeden do jednego, ale na tyle, by nie przerysować realiów konkretnych miejsc z historii.

Więcej bohaterów. Nie mogło zabraknąć nowych twarzy. Bracken dodała nową bohaterkę, która idealnie wpasowuje się w fabułę i podbija serce — tak dobrze odnajduje się w wydarzeniach i wpływa na innych bohaterów, a także na czytelnika, bo… oczywiście, nie jest jednoznacznie dobrym lub złym bohaterem, tylko balansuje na cienkiej linii między wspieraniem bohaterów a oszukiwaniem ich. Inne nowe postaci w Podróżniczce to osoby, o których już słyszeliśmy w Pasażerce, a którzy dopiero w drugim tomie odgrywają jakąś rolę i mają swoje miejsce w fabule. Nie zdradzę, kto to taki, ale te postacie dobrze zarysowują nam tło całej historii i wprowadzają wyjaśnienia dotyczące przeszłości. A te nam znane przechodzą przemianę, są dynamiczni, rozwijają się — a ja uwielbiam, kiedy bohater nie stoi w jednym miejscu.

Więcej/mniej romansu. Dziwnie ujęte, ale tak to odebrałam. Jest to powieść młodzieżowa, a więc romansu, jak przy okazji recenzji Pasażerki pisałam, braknąć nie mogło. Natomiast w Podróżniczce relacja między bohaterami zepchnięta zostaje na dalszy plan — ma to trochę związek z ich dojrzewaniem w trakcie fabuły, bo hierarchizują pewne sprawy i okazuje się, że miłostki są błahe w porównaniu z niebezpieczeństwem czyhającym na znany im świat i bliskich. A czemu więcej romansu? Bo pojawia się kolejny, drugo- czy nawet trzecioplanowy wątek miłosny, gdzie nic nie jest powiedziane wprost, tak prosto z mostu, ale napięcie między dwójką bohaterów widać cały czas w tle. Bracken rozplanowała to świetnie!

Polecałam Pasażerkę, więc tym bardziej polecam Podróżniczkę — to dobre zwieńczenie dylogii, seria ani za długa, ani za krótka; nie ma rozciągniętej fabuły, ale same ciekawe rzeczy (choć bardziej w Podróżniczce niż pierwszym tomie). I chociaż nie powiem, że zakończenie jest zaskakujące, bo łatwo je przewidzieć, to wszystkie wydarzenia prowadzące do epilogu są już zaskakujące, szokujące i tak, musiałam przerywać lekturę, by chwilę odetchnąć, tyle ładunku emocjonalnego autorka wcisnęła w samą końcówkę. Polecam!




Recenzja we współpracy z wydawnictwem SQN!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...