środa, 7 lutego 2018

„Kłamczucha” E. Lockhart

Byliśmy łgarzami E. Lockhart było powieścią, która zaskoczyła wielu, jednak nie mnie. Zwrot akcji w kulminacyjnym momencie historii przewidziałam jakoś po ponad połowie powieści, sporo przed kulminacją, styl autorki nie do końca mi pasował — ma w sobie coś, co sprawia, że nie czyta mi się jej książek dobrze, mimo że język teoretycznie jest lekki i przyjemny, to w połączeniu z fabułą już niekoniecznie — i być może właśnie dlatego Kłamczucha nie przypadła mi do gustu. Znając chwyty autorki i jej sposób budowania fabuły, nie trudno było przewidzieć wszystkie zaskoczenia tej książki. Tym razem jednak nawet sam zamysł całkowicie mnie nie porwał.

Kłamczucha opowiada historię nastoletniej Jule, jednak nietypowo, bo od samego końca. Dlaczego dziewczyna ukrywa swoją tożsamość, kto chce ją dopaść, jakie wydarzenia doprowadziły ją do ucieczki aż w okolice Meksyku? Cofając się w czasie coraz bardziej, powoli odkrywamy kolejne elementy tej skomplikowanej, chaotycznej układanki, którą jest życie Jule. Najważniejsze jednak, to to, kim dla niej była Imogen i jak wpłynęła na to, co się wydarzyło?

Lockhart zastosowała chwyt znany już z Byliśmy łgarzami, czyli postawiła na tzw. narratora niegodnego zaufania. Bo to Jule jest centrum historii i to ona nam ją przedstawia ze swojej perspektywy, pomimo narracji trzecioosobowej. Ten zabieg plus tytuł wskazują na to, że Jule nie wolno ufać do końca i spodziewać się niespodziewanego. Bo tak jest zawsze, kiedy narrator skupia się na jednej postaci i nie daje nam całkowicie obiektywnego spojrzenia na całokształt historii. Kolejny zabieg autorki, ciekawy i przyznaję, że bardzo intrygujący, to przedstawienie tej historii od końca. Zamiast zaczynać od początku fabuły, dostajemy prawie sam koniec i cofając się stopniowo w czasie odkrywamy kolejne wydarzenia mające wpływ na sytuację wyjściową, początkową. Znamy już skutki, a przyczyny dopiero musimy odkryć w miarę kolejnych wydarzeń. Dokładnie tak, jak w filmie Memento w reżyserii Christophera Nolana, tam również rozpoczynamy od końca i cofamy się wydarzeniami do samego początku.

Czytając o tej książce i inspiracjach autorki, natknęłam się na opinię, że jej inspiracja Utalentowanym panem Ripleyem Patricii Highsmith balansuje na cienkiej granicy inspiracji i czegoś więcej, bowiem fabularnie przypomina dokładnie historię przedstawioną w powieści Highsmith, łącznie z rekwizytami używanymi przez bohaterów. Na ile jest to zasadne stwierdzenie, nie wiem, zaciekawiło mnie jednak do zapoznania się z Utalentowanym panem Ripleyem w przyszłości. Ponadto Kłamczucha to powieść pełna odniesień do przede wszystkim komiksów i filmów superbohaterskich; wspominki o nich mają ważne miejsce w fabule, bardzo też wpływa to na Jule. Znajdziemy też odniesienia do wiktoriańskich powieści, Wielkich nadziei Dickensa i Targowiska próżności — za tak wiele odniesień kulturalnych ogromny plus dla autorki. Widać wyraźnie, że książka jest głęboko osadzona w tekstach kultury.


A jednak odniesienia i inspiracje nie powstrzymają mnie od stwierdzenia, że Kłamczucha to nie jest powieść dla mnie. Nieco przekombinowana fabularnie i zdecydowanie nie będąca thrillerem psychologicznym (chyba że dla bardzo wrażliwego czytelnika) nie przypadła mi do gustu. Myślę, że to główny problem — nie fascynuje mnie taka tematyka, obie główne bohaterki irytowały wręcz nieziemsko, a styl autorki uznałam za zbyt silący się na prostotę kontrastującą ze skomplikowanym splotem wydarzeń składających się na sytuację wyjściową, w jakiej znajduje się Jule. Nie polecam, jeżeli chcecie ciekawy motyw odwróconej chronologii odsyłam do Memento w reżyserii Nolana, który realizuje podobny motyw nawet fabularnie (wzbogacony o amnezję głównego bohatera). Nie rozczarowałam się, bo znając autorkę z Byliśmy łgarzami, przygotowałam się na to.


Recenzja we współpracy z wydawnictwem Czwarta Strona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...