sobota, 29 marca 2014

Nie taki diabeł straszny...

... jak go malują. Chociaż jeśli za tytułowego, frazeologicznego diabła uznamy osobę czytającą książkę w jakimkolwiek publicznym miejscu, to zastanawiam się, czemu jeszcze nie została ona obficie oblana wodą święconą i wyegzorcyzmowana w każdy możliwy sposób. Dobra, generalizuję, nie zawsze i nie każdy na widok czytania czegoś, co ma więcej niż sto czterdzieści znaków albo co nie jest krótkim pseudo-artykułem o kolejnym dziecku jakiejś tam znanej celebrytki rzuca zdumione spojrzenia, jakby osoba czytająca książkę – o mój Boże, o zgrozo, i to bez obrazków! – była uciekinierem z psychiatryka. I to nie z byle psychiatryka, tylko od razu z Bedlam.

Co mnie cieszy, spotykam więcej takich świrów jak ja w autobusach. Wyciąganie jednotomowego wydania Władcy pierścieni Tolkiena w zatłoczonym środku komunikacji miejskiej to dość zabawny widok, którego byłam świadkiem. A jeszcze zabawniejsze są te spojrzenia na tak wielką, grubą cegiełkę trzymaną w dłoniach Czytelnika – on przeczyta tyle literek, nie do uwierzenia!


Dlaczego ludzie reagują alergicznie na czytanie?

Powtarzam: trochę generalizuję. Bo wiecie, są ludzie i ludzie, są mole książkowi i... nie-mole książkowi, i chociaż ja się skłaniam ku molom, to przecież nie-mole nie są gorsi. I nie wszyscy reagują alergicznie. Jednak bycie obrzuconą niezliczoną ilością dziwnych spojrzeń, bo siedziałam na murku i czytałam Kąpiąc lwa Jonathana Carolla w oczekiwaniu na spóźniający się autobus, nie było miłym przeżyciem. Nie zrobiłam nic dziwnego, siedziałam tylko z nosem w książce, a patrzono na mnie, jakbym była duchem lewitującym nad ziemią (nie lewitowałam, sprawdziłam). Z książkami czytanymi publicznie i przyznawaniem się do czytania takiej-a-takiej książki jest trochę jak z disco polo – za Chiny Ludowe nie powiesz, że lubisz Boys, ale jak przyjdzie co do czego, zaczniesz śpiewać niech żyje wolnooość! Z niektórymi pozycjami strach wyjść do ludzi, bo bądźmy szczerzy, już teraz jesteśmy biczowani za to, że wyglądamy inaczej, zachowujemy się inaczej, jesteśmy inni. A teraz weźcie 50 twarzy Greya i spróbujcie poczytać w otoczeniu młodzieży gimnazjalnej. Gwarantuję niezapomniane komentarze, kiedy zobaczą, co to za książka.

Smutno się robi, bo takie sytuacje sprawiają, że potem już wolimy nie ryzykować czytania wśród ludzi. A ja na przykład lubię obserwować, kto co czyta, podglądać tytuł czy czytać przez ramię. Kiedyś przez dziesięć minut z koleżanką czytałyśmy pewną książkę o nieznanym nam jeszcze tytule przez ramię może dwunastoletniego chłopaka. To była Ania z Zielonego Wzgórza – chociaż czytałam, wtedy jakoś nie wpadła mi do głowy!


Zamiast marnować czas dojeżdżając do szkoły czy pracy, lepiej poczytać. Wzbogacimy słownictwo, będziemy mogli poszerzyć swoją wiedzę i być w tej połowie statystycznych Polaków, którzy czytają przynajmniej jedną książkę rocznie. Żeby być oczytanym, nie trzeba od razu sięgać po Ferdydurke, ale z drugiej strony też nie 50 twarzy Greya, wystarczą zwykłe, lekkie, może nawet neutralne, jeśli boimy się komentarzy ludzi, powieści, w sam raz do czytania w komunikacji miejskiej (ale cięższych wagowo pozycji brać nie radzę; wiecie, te nasze polskie drogi... upadek 1000-stronicowej książki na stopy jest bolesny, a jak ma twardą okładkę na dodatek...) czy podczas czekania na przystanku. To też dobry pretekst do zagadania do kogoś – widzisz chłopaka z Wiedźminem, możesz podejść, zapytać o książkę... Ja w tym widzę same plusy, nie licząc kontuzji z powodu uderzenia książką.

(c) @ksiazkowo

I, cholera, uwielbiam patrzeć, jak ludzie czytają.

9 komentarzy:

  1. Kiedy np. widzę w szkole, jak ktoś czyta na korytarzu, to od razu idę podpatrzeć tytuł : )

    OdpowiedzUsuń
  2. Ludzie strasznie reagują na osobę, która czyta. Ale cóż, nie każdy może lubić książki :)

    weronine-library.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie muszą lubić książek, wystarczy, że je szanują. :)

      Usuń
  3. Hmmm... Piszesz o zjawisku właściwie całkowicie mi obcym - również dość często widuję ludzi czytających np. w autobusie, sama nie rzadko czytam w miejscach publicznych (chociaż głównie na czytniku - nie chce mi się taszczyć wszędzie ze sobą grubych tomisk, a nawet w wypadku cienkich książeczek boję się, że się poniszczą), ale jeszcze nigdy nie spotkałam się z jakimkolwiek ostracyzmem z tego powodu. Spojrzenia, jeśli się zdarzają, to raczej zaciekawione, nigdy nie potępiające albo sugerujące, że czytanie wśród ludzi czyni ze mnie lub innej czytającej osoby dziwaka. Może to kwestia miasta/regionu, że u mnie jest inaczej? Możliwe też, że trochę źle to interpretujesz - może te spojrzenia wcale nie są karcące, a właśnie pochodzą od innych moli książkowych, którzy są ciekawi co akurat czytasz albo zazdroszczą, bo im się książka nie zmieściła w torebce i teraz się nudzą, a też by poczytali, tak jak ty? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe. Zawsze mam problemy z interpretowaniem wierszy, a spojrzeń ludzkich tym bardziej. :) Nie mniej jednak typowo zdziwione od zaciekawionego odróżniam w stopniu... dość dobrym. Może to kwestia regionu, albo takiej a nie innej sytuacji, przypadek, los, fatum - kto wie? :D

      Usuń
  4. Uśmiałam się, dzięki za poprawę humoru. ;) W piątek wzięłam książkę do szkoły, bo mieliśmy jechać do Lublina na pokazy chemiczne, więc pomyślałam, że poczytam w busie. Ale że książka mnie zaciekawiła, to wyciągnęłam ją na korytarzu. Poczułam się dziwnie przez osoby obrzucające mnie zdumionymi spojrzeniami. Nie wiem tyko, czy robiły to dlatego, że jak odludek siedziałam i czytałam, zamiast gadać z przyjaciółmi (ale hej, akurat nie miałam ochoty), czy właśnie przez to, że w ogóle czytałam. Ja w każdym razie, kiedy widzę, że ktoś z moich znajomych czyta książkę, to od razu do niego przylatuję. A do chłopaka, który czytałby 'Wiedźmina" w autobusie zagadałabym na pewno. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A proszę bardzo :)
      Miałam podejść, ale tłum ludzi ściśniętych niczym sardynki w puszce skutecznie mi to uniemożliwił. ;_;

      Usuń
  5. Bardzo fajny tekst. Ja w miejscach publicznych czytam rzadko: autobusami jeżdżę zaledwie kilka razy w miesiącu, w aucie nie umiem, gdy na coś/kogoś czekam, to wolę wyciągnąć słuchawki, podpiąć je do telefonu i posłuchać muzyki, bo książkę mogę poczytać w domu. Często nie mam gdzie z nią usiąść, a zazwyczaj nawet gdzie włożyć - jeśli nie mam przy sobie szkolnego plecaka, to jest ciężko, bo nie lubię chodzić z reklamówkami lub po prostu nosić jej w ręce, zwłaszcza jak mam do odwiedzenia kilka sklepów lub miejsc. Ale jak już gdzieś biorę torbę na ramię, to wpakuję tam coś do czytania, a nuż widelec nadarzy się okazja do przewrócenia chociażby kilku stron. Tylko, jak pisałaś, to zależy od książki, którą aktualnie czytam - jeśli mogę narazić się na wyjątkowo dziwne spojrzenia lub posiniaczyć stopę, to wolę sobie odpuścić. Ale czytających ludzi bardzo lubię i zawsze ukradkiem staram się poznać tytuł lub autora - pytać jednak o czytane pozycje przestałem, odkąd 2 razy taka osoba pokazała mi okładkę "50 twarzy Greya"... Trochę niezręczne sytuacje, no wiesz. ^^ Raz było dość śmiesznie, bo w autobusie jakaś dziewczyna trzymała książkę, popatrzyła na kartkę chwilę, dwie i nagle, gwałtownie odwracała głowę i oglądała krajobraz/sufit/swoje nogi/innych ludzi, po czym wracała do "lektury" i znowu robiła przegląd otoczenia. Z kolegą płakaliśmy ze śmiechu. :D Ale to tylko taka pojedyncza sytuacja, ogólnie bardzo lubię, gdy ktoś czyta w miejscach publicznych - jak już mówiłem. :) Zawsze fajniej zobaczyć kogoś z książką w ręce (zwłaszcza w moim, młodym wieku) niż z papierosem - ból polega na tym, że książkę trzeba czytać, a papierosa wystarczy zapalić.

    Pozdrawiam ;)
    R

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja uważam, że to super, że ludzie czytają w podróży - choć ostatnio nie widzę czytających zbyt często w komunikacji miejskiej.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...