wtorek, 17 września 2013

Jutro 4. Przyjaciele mroku | John Marsden

Książki skierowane do młodzieży ostatnio stają się do siebie łudząco podobne. Mamy albo romans z paranormalnymi istotami, skierowany raczej do damskiej części publiczności, albo – czego jest zdecydowanie mniej, ku mojej rozpaczy – typową książkę przygodową dla i dziewczyn, i chłopców. I właściwie tych oryginalnych, o nietypowej tematyce pozycji, jest coraz mniej. Przeczytałam już tak dużą liczbę książek, że po prostu kolejne rozterki zakochanych nastolatek zwyczajnie zaczynają mnie nudzić. Schematyczność po prostu sprawia, że mam ochotę rzucić książką o ścianę i przydeptać ją jeszcze, ale z szacunku do nich powstrzymuję się. Niewiele osób pisze powieści o wojnie, a tym bardziej o wojnie, której historia skierowana jest właśnie nie do dorosłych czytelników, a do młodzieży. John Marsden obrał temat dosyć ciężki w moim mniemaniu do opisania, lecz dał sobie radę – i tak powstała bestsellerowa seria Jutro, opowiadająca historię kilku dzieciaków, które nagle znalazły się w samym centrum wojny.


Niewielu już zostało. Wydawałoby się, że Ellie, Lee, Homer, Fi i Kevin doznali cudu; Nowozelandczycy wybawili piątkę nastolatków i przetransportowali ich, zmęczonych, zamkniętych w sobie, przerażonych, do bezpiecznego miejsca, gdzie co prawda ciągle rozmawia się o wojnie, ale chociaż jest tam wygodne łóżko, ciepłe posiłki i gorące kąpiele. Musieli z beztroskich nastolatków stać się odpowiedzialnymi ludźmi i dokonywać często bardzo trudnych wyborów. Już nie muszą. Mają opiekę psychologów, mogą spać, ile chcą, mają zapewnioną opiekę medyczną i posiłki. Jednak wydarzeń z Zatoki Szewca nie są w stanie tak po prostu zapomnieć. Ani tego, że ich rodziny są tam gdzieś, w Wirrawee, przetrzymywani przez najeźdźców albo już nawet... nie żyją.

Poddani opiece psychologów i wielu terapiom, w ciepłym domu, nie wiedzieli, co ich czeka. Wracamy. Jedno słowo, a zmieniło wszystko. Ellie, Homer, Lee, Fi i Kevin mają za zadanie poprowadzić oddział wyszkolonych żołnierzy przez tereny Wirrawee, gdzie mają przeprowadzić sabotaż. Brzmi pięknie, ale to trudna do wykonania misja. Wszyscy wiedzieli, że na pewno ktoś umrze, że wszystko może pójść nie po ich myśli, że w jednej chwili wszystko może pójść na marne. Lecz tego, co się stało, nawet nie byli sobie w stanie wyobrazić. Pozostało im jedno: nadzieja, że jutro nadejdzie.

Brakowało mi trochę tego stylu Johna Marsdena, lekkiego i przyjemnego, ale nie zbyt – w końcu o tak poważnych wyborach, jakich podejmują bohaterowie powieści, trudno czytać z przyjemnością. Mimo że seria „Jutro” nie należy do najweselszych i najlżejszych, bardzo ją lubię. Może czytanie jej nie sprawia, że potem cały czas filozofuję nad sensem życia, ale i tak zapada ona w pamięć. Nie tak jak najeźdźcy zaczyna okupować mózg, lecz jest gdzieś tam, zakorzeniona i czasem daje o sobie znać. Myślę że to głównie przez bohaterów. Ellie ma początku tego tomu była nieznośnie irytująca, ale przynajmniej psychologicznie prawdziwa. Trudno zachowywać się jak gdyby nigdy nic się nie stało, kiedy stało się... bardzo wiele. Postacie od samego początku były głównym atutem książki. Są różne, nietuzinkowe, a mimo to i tak się przyjaźnią. Widać, że każdy charakter został stworzony od podstaw, że każda postać jest dokładnie skonstruowana i bardzo... prawdziwa. Prawie że realna.

Jako kontynuacja, czwarty już tom serii Jutro, książka trzyma poziom poprzednich części. Nie powiedziałabym, że jest lepsza, ale gorsza nie jest na pewno. Przy czym jej objętość jest mała, mniej więcej taka, jak poprzednich tomów, więc osoby bojące się cegiełek nie muszą się martwić. Ma małą objętość, jak powiedziałam, ale treści John Marsden zmieścił dużo. Oj, dzieje się w tym australijskim Wirrawee! Niby niepozorne miasteczko, ale właśnie tam trwa najzacieklejsza walka z najeźdźcami. Przyjaciele mroku będą chyba moją ulubioną częścią. Nie ma tam takich wybuchów jak z Zatoki Szewca, nie ma tak wielkich poświęceń, lecz coś w tym tomie przyciąga, nie pozwala się oderwać od czytania przed poznaniem zakończenia, coś zapada w pamięć. Nie wiem, czy na miejscu Ellie wróciłabym do okupowanego rodzinnego miasta – a oni wrócili, ba!, walczyli o swoje miasto, swój kraj. Wbrew pozorom, Przyjaciele mroku to nie tylko książka o wojnie, ale o dorastaniu i o braniu odpowiedzialności za swoje czyny.


Jak zwykle John Marsden zaskoczył niezaskakującą fabułą. Niby wszystko było tak jak w poprzednich częściach i wiedziałam, czego się spodziewać, ale i tak historia piątki – już tylko piątki – dzieciaków zaskakuje. Zawsze, w każdej, dotychczas przeze mnie przeczytanej, części. To świetna odskocznia od wszechobecnej fantastyki i polecam całą serię głównie młodzieży, bo do nich właśnie jest ona skierowana. Przeczytajcie i poznajcie Ellie, Fi, Homera, Lee i Kevina, którzy muszą na co dzień mierzyć się z wyborami, z jakimi my nigdy nie będziemy się mierzyli. Polecam dla każdego, nieważne, jaki gatunek lubi. W Jutrze znajdzie się miejsce i na akcję, i na romans. :)

7 komentarzy:

  1. Mnie osobiście się wydawało, że ta część obniża poziom - ale piąty tom jest świetny, więc może czasem niektóre części muszą być słabsze, by inne były lepsze ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś nie polubiłam tej serii. .__.

    weronine-library.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Taak, mi też już się przejadły powtarzające się i oklepane już tematy. Jeśli książka wpadnie w moje łapki na pewno przeczytam. :)
    http://naszksiazkowir.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Seria "Jutro" zdecydowanie zasługuję na uwagę. Przede mną jeszcze siódmy tom i wprost nie mogę się doczekać;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak na razie jestem po pierwszym tomie i poluję na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czyham właśnie na pierwszy tom :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...