wtorek, 18 września 2012

„Zieleń szmaragdu”; Kerstin Gier

ZIELEŃ SZMARAGDU, Kerstin Gier

Co robi dziewczyna, której właśnie złamano serce? To proste: gada przez telefon z przyjaciółką, pochłania czekoladę i całymi dniami rozpamiętuje swoje nieszczęście. Ale Gwen – podróżniczka w czasie mimo woli – musi wziąć się w garść, chociażby po to, żeby przeżyć. Nici intrygi z przeszłości także dziś splatają się w zabójczą sieć. Złowrogi hrabia de Saint Germain jest bardzo bliski swego celu: Gwendolyn musi stanąć do walki o prawdę, miłość i własne życie.

Cena nieśmiertelności”
Nie mogłam się doczekać finalnego tomu Trylogii Czasu. Po ciekawym wprowadzeniu w „Czerwieni rubinu” i zaskakującej akcji w „Błękicie szafiru”, oczekiwałam – nie będę ukrywać – fajerwerków po „Zieleni szmaragdu”. Jak więc wygląda moja ocena na tę chwilę? Nie tego chciałam, ale jest stabilnie.
Nadchodzi dzień balu z hrabią de Saint-Germain, ale dla Gwendolyn są ważniejsze rzeczy od podróży w czasie, która może zaważyć na jej życiu. Na przykład ten nieczuły drań Gideon, który złamał jej marcepanowe – według Leslie – serce. Gwen nie ma siły ćwiczyć menueta, uczyć się o polityce czy odpowiednio trzymać wachlarz, za to urządza w swoim pokoju fontannę, ku irytacji demona Xemeriusa. Jak na złość, Charlotte na każdym kroku pokazuje swoją wyższość, denerwując dziewczynę, i w dodatku kuzynka węszy tam, gdzie nie powinna. Czy też raczej powinna, jeśliby chciała zbłaźnić się przed Strażnikami, oskarżając Gwenny chociażby o posiadanie skradzionego chronografu (a przecież wszyscy wiedzą, że chronograf ukradli Paul i Lucy, prawda?).
Gwendolyn i Gideon (wciąż będący nieczułym draniem) mają zjawić się na balu i spotkać z hrabią, którego zamiary dziewczyna zdążyła już przejrzeć. Nikt jej nie wierzy prócz Leslie, namiętnie zbierającej wszystkie informacje do segregatora. A dzień balu zbliża się nieubłaganie, więc Gwendolyn zaczyna zmieniać przyszłość na własną rękę... Żeby tylko przeżyć.
Przede wszystkim, zauważyłam zbyt duże skupienie się na Gwen i Gideonie, zamiast zająć się akcją i intrygami. W trzecim tomie Kerstin Gier często opisywała relacje między nimi, nie skupiając się na zawiłościach fabuły. Dla mnie to wada, ponieważ wcześniejsze części zdecydowanie nie były takie przepakowane wyznaniami miłości. Lecz to tylko moje zdanie, Wy możecie ocenić na plus słodką parkę podróżników.
Fabuła jednak wciąż jest wciągająca, postacie – nietuzinkowe i realistyczne, a serce z marcepanu marcepanowe. Wiele można napisać w temacie podróży w czasie i Kertin Gier idealnie to wykorzystała. W dodatku włączenie do planu Gwen Leslie i brata Gideona było strzałem w dziesiątkę. Dzięki temu i dzięki częstszemu pojawianiu się Xemeriusa „Zieleń szmaragdu” nie tylko okazała się być wciągająca, ale i zabawna i pełna humoru. Styl autorki jest lekki i przyjemny, opisujący wszystko zrozumiale. Nie trzeba zbytnio wytężać mózgownicy, chyba że ktoś bardzo chce rozgryźć zagadki przed bohaterami. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że cała Trylogia Czasu to taki kurs szybkiego czytania – czytajmy szybciej i więcej, żeby się dowiedzieć, czy Gwen zalała już pokój swoimi łzami, czy Gideon naprawdę jest takim dupkiem i o co właściwie chodzi hrabi de Saint-Germain?
Czas to naprawdę interesująca rzecz. Lubię paradoksy czasowe i inne temu podobne rzeczy, a podróże w czasie uwielbiam. Dlatego czytanie całej trylogii było dla mnie wielką przyjemnością. Szczególnie chciałabym wyróżnić tutaj niesamowite umiejętności autorki – widać, że od samego początku miała rozplanowane wszystkie trzy części, czego dowodzą pewne sceny, już znane osobom, które przeczytały chociażby pierwszy tom. Uwielbiam rzeczy tego typu i chyba dzięki temu moja ocena jest tak wysoka. Oczywiście, nie tylko dlatego – ciekawa fabuła, interesujący bohaterowie, wiersze i zapiski Strażników przed każdym rozdziałem... Tym właśnie autorka podbiła moje serce. Oraz oczywiście nie zapominajmy o naszym ulubionych demonie, Xemeriusie! :)
Lubicie podróże w czasie? Romanse nie do końca skupiające się na romansowaniu? Książki osadzone nie tylko we współczesności? Macie serca z marcepanu? Jeśli tak (i jeśli nie, również), polecam Trylogię Czasu. Przeżywanie przygód wraz z Gwendolyn jest wspaniałą rozrywką, i na pewno nie można nazwać tego stratą czasu!

11 komentarzy:

  1. Mam pierwsze dwie części i muszę się w końcu za nie zabrać =] Ale jak znam życie to nie odpuszczę i zdążę jeszcze zdobyć 3 tom xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietna seria dla czytelników w każdym wieku :)

    OdpowiedzUsuń
  3. W tej części przekonałam się do Gideona XD Moja ulubiona z całej trylogii :)

    OdpowiedzUsuń
  4. czytałam całą trylogię, fajna lekka lektura, jak dla mnie zakończenie mogło być trochę bardziej rozbudowane;)

    OdpowiedzUsuń
  5. @Taki jest świat: Dokładnie. Wcisnęłam to mamie i strasznie jej się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham kocham, KOCHAM *_* Gideon rulez <3 czyli ogólnie jedna z moich ulubionych serii ;P

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam tę serię, jest cudowna. :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ha! Książkę właśnie czytam - po raz drugi! Uwielbiam całą serię i marzę, by Gideon istniał naprawdę...

    OdpowiedzUsuń
  9. Koniecznie muszę się zabrać za tą trylogię. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytałam całą trylogię i również mi sie podobała :) I oczywiście też uwielbiam temat podróży w czasie jak Ty :D I Xemerius, Xemerius ! ! No naprawdę, kto go nie kocha ^^

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie za bardzo ciągnęło mnie do tej serii. Sama nie wiem dlaczego. Twoja recenzja bardzo mnie zachęciła do sięgnięcia po nią i jak tylko będę miała okazję, to na pewno to zrobię ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...