Elita nie była dobra. Miałka, nudna, skupiająca się na sercowych rozterkach głównej bohaterki. Miło spędziłam przy niej czas, owszem, ale kiedy już włączyłam ponownie myślenie... To taki typ powieści, które nie mają zmuszać do myślenia, ale odprężyć, dać chwilę przyjemności. Pomijając momenty, w których chciałam uderzyć głową w ścianę - odprężają znakomicie. A w Jedynej nawet dzieje się coś ciekawego!
Illea
nigdy nie była idealnym państwem, chociaż na takie się kreowała
przed innymi krajami. Z trzydziestu pięciu dziewczyn, które trafiły
do pałacu w celu odbycia Eliminacji, zostały już tylko cztery
kandydatki na przyszłą żonę dla księcia Maxona. Maxon co prawda
wybrał już swoją ukochaną, ale ciągle coś nie pozwala mu
zakończyć Eliminacji. Ami z kolei dopiero stoi przed wyborem -
Aspen czy Maxon? Są jednak ważniejsze sprawy od zawirowań
miłosnych nastolatków...
Rebelianci
coraz częściej atakują pałac. Z czasem przestaje im to wystarczać
i zaczynają się ofiary śmiertelne z różnych klas społecznych.
Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem - to motto odnosi się do
Ami i Maxona w Jedynej. Zaciekawieni?
Jedyna
poprawiła moje spojrzenie na tę quasi-trylogię (bo jak się
okazało, pojawi się kolejny tom). Wątki zostały dokończone
- powinno to cieszyć, nieprawdaż? Nie, kiedy autorka idzie na
łatwiznę i wydaje się, jakby poszła za głosem fanów a nie
swojej wyobraźni, chcąc usatysfakcjonować tysiące fanów
zakończeniem takim, jakiego oni pragną. Epilog byłby dobry, gdyby
okupiony został pewnym wysiłkiem głównych bohaterów, gdyby
musieli zrobić coś więcej niż poczekać, a potem zacząć działać
po swojemu. Zaletą jest brak całkowitego happy endu -
nie było tak wesoło, jak mogłoby się wydawać.
Dzieje
się dużo. Rozterki zminimalizowano, romantyczne zawirowania
ustąpiły miejsca rebeliantom, których wątek wydaje się najważniejszy.
Mniej było Maxona-Ami-Aspena, a więcej walk, opisów sytuacji
Illei, historii państwa i sekretów rodziny Ami. To nadało Jedynej
wydźwięk bardziej dystopijny, którego brakowało w poprzednich
tomach. Dopiero w tym tomie ukazano prawdziwą dyktaturę króla i
problemy państwowe. Wcześniej chodziło tylko o zdobycie serca
Maxona.
Dotychczas
akcja rozgrywała się głównie w pałacu, bardzo rzadko wychodząc
poza bezpieczne pałacowe mury, gdzie roi się od gwardzistów. Tym
razem dane nam jest zwiedzić kawałek Illei wraz z bohaterami, nie
tylko tymi znanymi nam z poprzednich tomów. Kiera Cass wprowadza
nowe postacie, które nie będąc ani elitą, ani arystokracją, ani
kandydatkami, ani rodziną królewską, wnoszą powiew świeżości
do powieści. Cieszyło mnie też popchnięcie postaci do działania.
Przestali się zastanawiać, a zaczęli w końcu działać. I trójkąt
miłosny się zakończył, i to nawet całkiem zgrabnie.
Selekcja
nigdy nie miała być książką poważną, zmuszającą do refleksji
czy ambitną. Miała dawać przyjemność i - zależnie od gustu
czytelników - daje ją bardziej lub mniej. Nie jest to lektura
wysokich lotów. To romans. Po prostu najzwyklejszy w świecie
romans, który jest miły, nie razi i sprawia, że młodzież sięga
po książki. Kiera Cass nie jest idealną pisarką, ale potrafi
zaciekawić i wciągnąć, bo jej powieści pochłania się
maksymalnie w kilka godzin.
O Jedynej mogę
się wypowiadać jedynie słodko-gorzko. Lekturę skończyłam z
uśmiechem na ustach, trochę rozczulona zakończeniem (starzeję
się), czująca się tak... lekko. Co nie zmienia faktu, że to
powieść pełna irytujących zachowań, piętrzących się
schematów, w dodatku napisana przerażająco prostym językiem.
Polecić nie mogę, ale jeśli Elita bardzo was
rozczarowała, Jedyna może to nieco naprawić -
dzieje się dużo i to niekoniecznie romantyczne zawirowania. Mnie
usatysfakcjonowała, ale miałam bardzo zaniżone oczekiwania.
Czwarty tom przeczytam - z przekory i ciekawości, o czym Kiera Cass
może pisać, skoro Ami już wybrała mężczyznę swojego życia, a
wrogowie... cóż, w większości zniknęli.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Jaguar!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz