Kiedy mowa o kolejnym filmie lub serialu opowiadającym historię superbohatera, nie oczekuję niczego oprócz całkowitej demolki i dobrej rozrywki. Jestem świadoma, że ta tematyka ma jedynie bawić i nie przeszkadza w niej nawet absurd niektórych sytuacji. Oczywiście są pewne odstępstwa od tej reguły, jak Daredevil - dużo poważniejszy klimat i sens w tych wszystkich walkach. Ale Avengers: Czas Ultrona, to film, który ma bawić. I naprawdę, naprawdę świetnie wykonuje swoją robotę - ja, i zapewne wszyscy znajomi, którzy ze mną byli, śmiali się, płakali i rwali włosy z głowy, a niektórzy szukali szczęk na podłodze. Bo najnowsi Avengersi rozbawiają, smucą i szokują, ale parafrazując Króla Juliana - dopóki dotrze do nas, że to bez sensu.
Podobało
mi się. Mało tego, wyszłam z kina z myślą: o mój Thorze, ja
chcę jeszcze raz! Dopiero siedząc w busie zaczęłam myśleć o
tym, co właściwie przedstawiał ten film. Bo teoretycznie jest
fabuła - po odzyskaniu berła Lokiego, Stark i Banner oczywiście je
badają, wpadając przy okazji na szalony pomysł zbudowania
sztucznej inteligencji zasilanej kamieniem z berła, którego wnętrze
przypomina neurony mózgowe. Oczywiście, inteligencja ta jest nieco
skrzywiona, a z czegoś, co miało ochraniać ludzkość, powstaje
Ultron - który wciąż chce ratować ludzkość, ale niszcząc ją.
Avengersi tym samym muszą ratować świat - znowu - przed ich
własnym dziełem.
Więc
mamy fabułę. Avengersi sami stwarzają swojego wroga, przez co w
grupie dochodzi do spięć i kłótni, ale prawość i cnotliwość
Kapitana Ameryki robi swoje, gdy ten twardo mówi, że muszą pokonać
go razem. A potem cała reszta jest tak naprawdę mieszanką
widowiskowych walk, wybuchów, eksplozji, implozji, większej ilości
walk z robotami, walk z nowo poznanymi bliźniakami Maximoff, i
Hulka, który rozwala absolutnie wszystko, a w międzyczasie parę
smutnych, patetycznych scen (jestem potworem i nie
spodziewałeś się tego, huh?, dla ciekawych, więcej o nich za
chwilę) i mnóstwo, mnóstwo humoru sytuacyjnego. Jakby reżyser
chciał zatuszować to, że momentami brakowało sensu. I że Hulk i
Fury w roli deus ex machina w jednym filmie to za dużo. Zwłaszcza
ten Fury.
Sytuacja
Hawkeye'a wywołała opad szczęki w okolice nóg, ale walić głową
chciałam przy wątku Czarnej Wdowy i Bannera. Sam wątek był
całkiem sensowny i byłby ciekawy, gdyby nie wszechobecne użalanie
się nad sobą. Scenarzyści nie popisali się - role i Bruce'a, i
Wdowy pozostawiają wiele do życzenia. Patos sytuacji był tak
ogromny, tak ostentacyjny, że aż komiczny. Zresztą, poza gagami
scenarzyści nie popisali się. Kapitan Ameryka jest tylko po to, by
rzucać tekstami jak z animacji Disneya, a Thor stoi na uboczu i
znika co jakiś czas. Nowe postacie są więcej niż znośne, i o ile
Quicksilver jest świetny, o tyle jego siostra pozostawia wiele do
życzenia. Ogólnie rzec biorąc, chyba trudno jest im pisać postacie
kobiece.
Ale
jednego nie wybaczę. Po świetnym Iron Manie 3, w którym
Stark przeszedł przemianę, nie jestem w stanie wybaczyć tego, że
reżyser jakby o tym filmie zupełnie zapomniał. Włosy z głowy
rwałam, widząc, co wyprawia w Avengersach Stark!
Nie
było jednak aż tak źle, by film mi się nie spodobał. Chociaż
musiałam wyłączyć tę część mózgu odpowiedzialną za logikę
(latające miasto i TARCZA ex machina pozostawiły papkę, nie mózg).
Avengersi nie są do myślenia, ale do oglądania i życia tym, co
się dzieje nas ekranie, bez zbędnych analiz.
Jakkolwiek
mogę sobie wymieniać wady Avengersów, to nie mogę
jednak powiedzieć, że mi się nie podobało. Pomiędzy walkami nie
ma chwili oddechu, gagi naprawdę bawią, a rolling joke związany z Kapitanem Ameryką (Language!) i frazę, że winda nie jest
godna, będę powtarzała jeszcze jakiś czas. Bawiłam się świetnie
i wyszłam z kina z głową buzującą od emocji i jeszcze potem
przez dobrą godzinę piszczałam i jęczałam, przypominając sobie
film. Bo był świetny - rozrywka pierwszej klasy. Kiedy ogląda się
film, nie zwraca się na nielogiczności uwagi - nie ma na to czasu, bo z zapartym
tchem śledzi się i Avengersów, i Ultrona, który czasem rzuca tak
disneyowskimi tekstami, że brakowało mi jego śpiewającego Do
you wanna build a snowman?
Avengers:
Czas Ultrona byli lepsi od jedynki. Więcej akcji,
niekoniecznie sensownej (Sokovia odlatuje, fruuu!), ale za to
zapierającej dech w piersiach, nowi świetni bohaterowie (szkoda, że
nie połączeni z uniwersum X-Menów, ale w końcu bliźniaki
połowicznie do Marvela należą) i duuużo świetniej zabawy. Czyli
wszystko, co film o super bohaterach musi posiadać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz