Na ten moment nie jestem w stanie zamknąć swoich poglądów dotyczących istnienia Boga w jednym słowie - nie jestem ani ateistą, ani katolikiem (a w sumie, nawet nie katolikiem, ale mariawitą - będąc dzieckiem nie wybierałam parafii), ani nikim innym. Religia to grząski temat, zupełnie jak poglądy polityczne. O takich rzeczach się nie rozmawia. Kiedyś wywołała krucjaty, w ciągu których mnóstwo ludzi zginęło, a nawet tak, wydawałoby się, pozytywna rzecz jak kontrreformacja miała swoje ofiary. To właśnie religia jest najważniejszą częścią uniwersum bardzo blisko spokrewnionego z Hiszpanią (ze względu na imiona), a stworzonego przez Rae Carson w jej powieści Dziewczyna ognia i cierni.
Prym w
powieści wiedzie oczywiście narratorka, której oczami poznajemy
całkowicie nowe państwo - nowe także dla niej - Joya d'Arena. W
dniu swoich szesnastych urodzin, ta mniej urodziwa, grubsza i mniej
elegancka z sióstr, ale za to posiadaczka żyjącego w jej ciele
Boskiego Kamienia, wychodzi za mąż za władcę innego państwa i
razem z nim opuszcza swój rodzinny dom. Wydaje się to normalną
sytuacją dla quasi-średniowiecza, którego wizję roztacza autorka,
nie zapominając wspomnieć, że religia ma dla nich ogromne
znaczenie, a ponadto trwa wojna z Inviernymi. Boski Kamień w pępku
Lucero-Elisy w królestwie jej męża ma zostać tajemnicą. Tak samo
jak ich małżeństwo. Udając specjalnego gościa króla, Elisa
odkrywa, że nikt nie mówił jej prawdy przez tak wiele lat.
Odkrywając przepowiednię, dotyczącą wybrańców Boga obdarowanych
klejnotem, ściąga na siebie ogromne niebezpieczeństwo...
Mam
bardzo mieszane uczucia odnośnie do tej powieści.
Dziewczyna
ognia i cierni nie jest książką wysokich lotów i
spodziewać się można po niej jedynie rozrywki, i może małej
refleksji podobnej do tej nad podręcznikiem historii, nad rozdziałem
o krucjatach - do czego doprowadzić może religia. Zaczęła się
bardzo zachęcająco, bo i nietuzinkowo. Bohaterką wiodącą nie był
ktoś buntujący się, nie była szara myszka, był ktoś, kogo mało
w książkach przeznaczonych dla młodzieży. Lucero-Elisa to
zakompleksiona z powodu wagi i idealnej siostry dziewczyna, która
nie jest gotowa na małżeństwo ani na błogosławieństwo, jakie
dał jej Bóg, ofiarując klejnot w jej pępku. Początek był
oryginalny - Elisa, chociaż słaba psychicznie, okazała się być
lepsza od samego króla, silniejsza. Powolutku poznawała swoje
przeznaczenie, a króla Alejandro więcej nie było niż był.
To
uniwersum sprawia, że Dziewczyna ognia i cierni jest
interesująca. Przypominało mi trochę Hiszpanię, z powodu imion
wszystkich bohaterów, które mogą brzmieć jak z taniej telenoweli,
ale w gruncie rzeczy nie irytują, a jedynie zaskakują tym, że nie
pojawiają się tam żadne Kate, Mary czy Johny. Z jednej strony,
nawiązanie do Hiszpanii, ale z drugiej - do Indii. Mieszkańcy Joya
d'Arena nie siadają na krzesłach, ale na poduszkach, a klimat mają
bardzo parny, florę zaś obfitą w różne palmy. Ale i pustynia w
okolicy się znajdzie. To był miks różnych ciepłych krajów,
które znamy, a których fuzja bardzo ciekawiła. Zwłaszcza pod
względem religijnym - w królestwie ojca Elisy religia była czymś
oczywistym, w Joya d'Arena, chociaż walczą oni z Inviernymi, nie
jest tematem numer jeden.
Tak
naprawdę trudno orzec, o czym jest ta powieść. Najlepszą
odpowiedzią byłoby, że o Elisie, która jest postacią dynamiczną.
O tym, jaką rolę odegra ona, wybrana przez Boga, w walce z
Inviernymi. Wybraniec pojawia się raz na cztery pokolenia, więc
Elisa powinna być kimś wielkim, tymczasem nie jest.
Chociaż
było ciekawie, to momentami miałam wrażenie, im bliżej końca byłam, tym częściej,
że Rae Carson chce przedobrzyć. Przypomniały mi się stare,
niskobudżetowe filmy, w których starano się z całej siły nadać
patosu scenom finałowym, ale wiadomo, jak w takich filmach to
wychodziło. Nie mogę ocenić Dziewczyny ognia i cierni jako
powieści dobrej, bo chociaż ciekawa pod względem tła, to wątek
wiodący z rozdziału na rozdział stawał się coraz bardziej typowy
- ratujmy świat! Ale i nie żałuję czasu, który przeznaczyłam na
czytanie. Nie było źle, było poprawnie, jednak żadne fajerwerki
się nie pojawiły. Dla kogoś, kto chce ugryźć młodzieżówki od
innej strony, mogę polecić powieść Rae Carson. Ma w sobie wiele
oryginalnych, zaskakujących elementów, jednak to wciąż
schematyczna, młodzieżowa powieść.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Albatros.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz