Na Grę tajemnic zamierzałam pójść od kiedy tylko dowiedziałam się, że w styczniu wejdzie do polskich kin. Po pierwsze: kod Enigmy to ciekawa kwestia, a w dodatku Polacy mieli swój udział w jego rozszyfrowywaniu - dla mnie samo to jest już intrygujące. Po drugie: Benedict Cumberbatch jest świetnym aktorem i bardzo go lubię. Po trzecie, chociaż to trzecie pojawiło się niedawno: Gra tajemnic ma osiem nominacji do Oscara. Obawiam się, że na nominacjach poprzestanie, ale o tym za chwilę.
Alan
Turing jest matematykiem, niezwykle utalentowanym w tej dziedzinie.
Dlatego właśnie on i kilku innych geniuszy zostaje przydzielonych
do tajnej operacji mającej na celu złamanie kodu Enigmy - czyli
kodu prawie niemożliwego do złamania, a zapewniającego Anglii
wygranie Drugiej Wojny Światowej. Gra tajemnic przybliża
życie Turinga w okresie prac nad maszyną mającą automatycznie
łamać niemiecki kod, ale też nie skupia się jedynie na jego
pracy.
Brakowało
mi polskiego akcentu w tym filmie. Jasne, to jest życie Alana
Turinga, łamanie szyfru Enigmy - jednak i Polacy mieli w tym swój
wkład, który został pominięty. Było zdanie lub dwa na nasz
temat, nic poza tym. A to właśnie polscy kryptolodzy stworzyli
urządzenie łamiące szyfr, na podstawie którego Turing stworzył
swoją maszynę.
Cumberbatch
jest dobrym aktorem, to trzeba przyznać. Ciągnie Grę
tajemnic w górę i obawiam się, że gdyby nie on grał
główną rolę, film nie byłby tak dobry. Jego kreacja Alana
Turinga ma w sobie wiele z Sherlocka, którego grał w serialu BBC -
jest dokładnie takim samym geniuszem, nieogarniętym życiowo,
nieprzystosowanym do pracy w zespole, nie znającym się na żartach,
wyobcowanym i trochę antyspołecznym. Może to irytować, ale wcale
nie musi - Benedict Cumberbatch przełamuje powagę filmu uroczymi
próbami zbliżenia się do reszty zespołu rozszyfrowującego kod.
Jest taki prawdziwy w tej roli, że oczy mi się zaszkliły widząc
go całkowicie zrujnowanego. Bardzo dobrze zagrał. Aż za dobrze,
jak na tak przeciętny film - skradł każdą jego sekundę.
Gra
tajemnic to film dramatyczny i biograficzny, przybliżający
nam życie Alana Turinga - trochę wspomnień z czasów szkolnych,
cały okres prac nad rozszyfrowaniem Enigmy i trochę później, po
wyroku sądu. Nie radzę oczekiwać czegoś ponad zwykły film
biograficzny, bo Gra tajemnic tak naprawdę -
chociaż wyszłam z kina zadowolona - nie była ponadprzeciętna.
Żadnych innowacji, żadnych odstępstw od normalności, ot - możemy
na ekranie ujrzeć to, o czym czytaliśmy czy to na Wikipedii, czy w
jakiejś książce dotyczącej albo Turinga, albo Enigmy. Nie był to
film, na którym - jak w przypadku Hobbita chociażby
- siedziałam wbita w fotel, oddech mi przyśpieszał, serce biło
szybciej, kiedy zbliżał się kulminacyjny moment.
Nie
żałuję pójścia do kina, bo kod Enigmy jest zagadnieniem dla mnie
arcyciekawym, a Benedict Cumberbatch gra wprost doskonale, chociaż
bardzo dużo w nim z Sherlocka Holmesa. Gra tajemnic jest
czymś zwyczajnym, momentami nudnawym - jak życie. A życie właśnie
pokazuje. Nie wyszłam z seansu pełna emocji, wzburzona tym, co
zobaczyłam, z szybko bijącym sercem - ale z paroma myślami, na
czele z refleksją, że ludzie nie potrafią docenić czyjejś
ciężkiej pracy, czego przykładem jest właśnie Alan Turing.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz