Wiecie, jak to jest przeżyć coś na nowo, od samego początku do końca po raz drugi, tylko mocniej, bardziej, boleśniej? Znając już przebieg, wiedząc, co się stanie - i tak wypierać prawidłowe zakończenie aż do ostatniego momentu, ostatnich sekund? Wielki Gatsby F. Scotta Fitzgeralda właśnie to ze mną zrobił - najpierw byłam w delikatnym szoku po pełnym kolorów i bawiącej się śmietanki towarzyskiej filmie z Leonardo di Caprio, i byłam pewna, że mnie bardziej nie ruszy - ale króciutka, bo zaledwie na dwieście stron, opowieść Fitzgeralda poruszyła mnie bardziej niż film, bez kolorów, bez pięknej buźki di Caprio, bez klimatycznej muzyki i scenerii - a jednak wciąż bardziej.
Fitzgerald
ujął wszystko w dwustu stronach - ale znajduje się na nich
niewyobrażalnie wiele treści. Od samego początku do końca
odnosiłam wrażenie, że żadne zdanie nie zostało napisane bez
powodu - jakby pisarz siedział i szlifował, i szlifował swoją
powieść dnie i noce, by nie zawierała pustych fraz i nic
nieznaczących wydarzeń. Wszystko ma znaczenie. Jednak dla mnie
powieść ta mogłaby trwać i trwać, bo napisana jest ciekawym
językiem i niezwykle intrygująco przedstawia wydarzenia - a
zwłaszcza te dotyczące Gatsby'ego, którego nie możemy poznać tak
do końca, bowiem nie on jest narratorem...
Całą
opowieść opowiada Nick Carraway - od niedawna mieszkaniec Nowego
Jorku, szkolący się do zawodu maklera; próbuje wieść całkowicie
zwyczajne życie, ale nie potrafi powstrzymać zaintrygowania swoim
tajemniczym sąsiadem, mieszkającym w ogromnej willi tuż obok jego
skromnego domku, a w dodatku ani razu nie pokazał się Nickowi.
Wieczorami wyprawia huczne imprezy, na które wszyscy schodzą
nieproszeni - tylko jedna osoba dostała zaproszenie. Nick. Strona po
stronie odkrywa, jak skomplikowane relacje łączą jego kuzynkę
Daisy i Jaya Gatsby'ego, i jak wiele tajemnic oni jeszcze skrywają.
Postaci
nakreślone przez Fitzgeralda w większości były irytujące,
denerwujące i bardzo, bardzo chciałam, by czasem zamilkły i nie
raniły już innych. Mowa tu głównie o kobietach, które są
skomplikowane, ale w Wielkim Gatsbym można je opisać jednym słowem:
wyrachowanie. Trochę stereotypowy punkt widzenia, trudno jednak
sądzić inaczej, wystarczy przyjrzeć się samej Daisy, która
jedynie leży i pachnie, i - może nie do końca świadomie - jest
przyczyną wielu kłopotów. Nie ponosi konsekwencji, ucieka, by
dalej leżeć i pachnieć gdzieś indziej. Jednocześnie to trochę
prawdziwe, bo wielu ludzi zachowuje się podobnie, uciekając od
kłopotów.
Jeśli
jeszcze nie znacie Wielkiego Gatsby'ego, radzę jak
najszybciej się z nim zapoznać. Nie stracicie swojego czasu, a
przeżyjecie całą gamę uczuć, odkrywając coraz to nowsze sekrety
o Gatsbym. Tylko dwieście stron - co szkodzi spróbować? To
naprawdę niewiele, i aż szokiem jest, jak wiele treści Fitzgerald
umieścił na tych stronach. Wielki Gatsby już
zawsze będzie mi się kołatał po głowie, czając się gdzieś w
pamięci, bym o nim nie zapomniała - a trudno jest zapomnieć o
takiej lekturze, wierzcie mi! Bardzo dosadnie pokazuje, że nie da
się kupić ani przyjaźni, ani miłości, na nią trzeba zapracować.
I że czasem darzymy miłością niezasługujących na to ludzi - bo
miłość jest ślepa.
I
wiecie co? Sporo już minęło od czasu akcji Wielkiego
Gatsby'ego, a prawdy, które ukazuje nam Fitzgerald, możemy bez
problemu wpasować w XIX wiek - wiele się nie zmieniło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz