środa, 7 stycznia 2015

Mój nowy stary Darcy (Duma i uprzedzenie, miniserial BBC, 1995)


Kiedy po raz pierwszy założono w moim domu nielimitowany Internet, co oznaczało oglądanie seriali i filmów do woli bez martwienia się o zjadane gigabajty, wiecie, jaki film pierwszy obejrzałam? Dumę i uprzedzenie, wersję z Keirą Knightley i Matthew Macfadyenem - bo kocham pisarstwo Jane Austen i historie, które tworzyła. I długi okres żyłam w przeświadczeniu, że jedyną dobrą filmową wersją historii uprzedzonej Lizzie i dumnego Darcy'ego jest właśnie ta (pomijając fakt, że tylko tę obejrzałam; głupia byłam i młoda, wybaczcie)... ale zmieniłam zdanie, obejrzawszy serial stacji BBC (BBC oznacza sukces i cudowność, pamiętajcie). Sześć godzin z Darcym. Rozumiecie mój zachwyt, prawda?

BBC to niezwykle intrygujący przypadek stacji telewizyjnej z dwunastką aktorów (taki żarcik dla "znawców"), który tworzy niesamowite seriale zbierające rzesze fanów - jak chociażby Sherlocka czy Muszkieterów. Duma i uprzedzenie, o którym mowa, jest serialem z 1995 roku - co może niektórych odstraszać, przyznaję - tylko potwierdzającym sukces BBC. Bo ten miniserial ma: genialną obsadę, cudowne stroje, świetnie zinterpretowaną historię Austen (nie pomijają wątków skoro mają do dyspozycji sześć godzin), plenery zachwycające oko i Darcy'ego. Darcy jest ważny, pamiętajcie.

Żeby nie nudzić, podzielę moje luźne spostrzeżenia (i piski) na części.

Genialna obsada


Wiadomo, jednym się spodoba, innym nie. Mam tak z aktorami, że widząc ich na zdjęciach czy fotosach w mojej głowie pojawia się wielkie, czerwone nie!, a po obejrzeniu filmu/serialu, po obserwowaniu mimiki, gestów - całkowicie zmieniam zdanie. Częściowo było tak w przypadku Jennifer Ehle. Chociaż początkowo polubiłam ją dużo bardziej niż Keirę Knightley (ogólnie nie przepadam za nią, tak po prostu), to z czasem nabierała tej zadziorności, która urzekła mnie w literackim pierwowzorze Elizabeth Bennet.

Zadziwili mnie aktorzy raczej drugoplanowi. Nie znajdziemy tu klasycznych piękności i hollywoodzkich uśmiechów, ale cudowne damy, które wyglądają, jakby urodziły się w swoich zwiewnych sukienkach, loczkach i kapeluszach. Niezwykle miło oglądałam aktorki odgrywające spokojną i opanowaną Jane czy małą trzpiotkę Lydię. Również Pan i Pani Bennet są trudni do zapomnienia - Pani Bennet, kobieta tak zabawna w swoich humorach i tak uparta w jednym tylko celu: wydaniu wszystkich córek za mąż, powoduje uśmiech tak często, jak zgrzytanie zębów. Co poradzić - tacy kiedyś byli ludzie. Nietrudno mi uwierzyć w tak głupiutką w gruncie rzeczy kurę domową, która plotkuje, obmawia ludzi i knuje intrygi, jak zeswatać swoje córki.

A Pan Bennet! Co za człowiek! Dobrotliwy, spokojny - kiedy trzeba - i mający taki uroczy pobłażający uśmiech, kiedy przychodzi mu słuchać ploteczek i marudzenia swoich córek i żony. Z Benjamina Whitrowa aż bije ciepło i można się poczuć jak w domu przez samo patrzenie na niego.



Cudowne stroje

Zawsze zachwycam się strojami z dawnych czasów. Czy to bogato zdobione, ogromne suknie arystokracji, czy zwiewne, urocze w swojej prostocie sukienki zwyczajnych ludzi - zawsze pochłaniam je wzrokiem. Te męskie też - fraki, płaszcze, fulary... Mogłabym rozprawiać godzinami o tym, jak mężczyźni wyglądają perfekcyjnie w takich strojach. Duma i uprzedzenie to prawdziwa uczta dla oczu miłośnika tych cudeniek. Mamy tu suknie codzienne, na bale, suknie osób z wyższych sfer (i kapelusze! nie zapominajmy o ogromnych, przyciągających wzrok kapeluszach!), fraki, surduty, płaszcze (mam fetysz płaszczy, a tu jest na co popatrzeć...) - słowem: perfekcja. 

Świetna interpretacja

Jasne, dialogi nie są przepisane z powieści, ale cały sens i główny - a także poboczne - wątek jest przeniesiony na ekran bez zmian. Sześć godzin to mnóstwo czasu, więc reżyser nie musiał gimnastykować się przy kręceniu - zawarł wszystko bez przedłużania i przyspieszania, dzięki czemu relacja Elizabeth i pana Darcy'ego bardzo naturalnie zmieniała się z nienawiści w miłość, stopniowo, powolnie, nie od razu na głęboką wodę. 

Serial bez problemu wciągnie osoby, które polubiły twórczość Jane Austen, bo zachowuje ten sielski klimat, tę specyficzną rodzinną atmosferę. Historia prowadzona jest z umiarem, ciekawsze wydarzenia przerywane są balami - na których możemy obserwować tańce, jakie tańczono w tamtych czasach - czy spacerami po parku i polach. To sprawia, że nagle ma się ogromną ochotę przewinąć ten kawałek, dowiedzieć się, co się stanie - chociaż fabułę przecież się zna - ale plenery przyciągają oko nie gorzej nie stroje.

Plenery (i nie tylko)

Wspomniałam o plenerach. Lubię takie sielsko-wiejskie scenerie, a połączone z domowym zaciszem, gustownie, ale skromnie urządzonym sprawia, że chciałabym tam zamieszkać. Dokładnie tak miałam z domkiem rodziny Bennet. Wokół rozciągają się pola i mały park z ogrodem pełnym kwiatów, a w domu wysokie świeczniki, delikatne ozdoby, zdobione meble... Raj dla mnie. Scenografia zachwyca precyzją. Co z tego, że akcja pewnej sceny rozgrywa się niecałe dwie minuty i nie wróci do tego miejsca - i tak jest ono urządzone starannie, tak jak inne, częściej ukazywane na ekranie.


Darcy

Wszyscy na tego pana czekali (raczej: czekały?), prawda? No to coś wam powiem w sekrecie: Colin Firth jest lepszym Darcym. Nie wygaduję herezji. Fanki Macfadyena proszę o odłożenie pochodni. Wideł również. Dla mnie Colin Firth był szokującym odkryciem, bo dopiero z nie do końca zrozumiałych pisków koleżanki zrozumiałam, kto gra Darcy'ego - i to był jeden z powodów, dla których tę wersję Dumy i uprzedzenia obejrzałam.

Ta rola nie wydawała się trudna, bo Darcy to nietowarzyski, niezbyt gadatliwy dżentelmen, który przez większość czasu po prostu patrzy. (Ale jak patrzy!) Wystarczy, wydaje się, stać z ponurą miną, ale Colin Firth tchnął więcej życia w Darcy'ego, więcej uczuć, których - co widać w jego grze - nie przywykł odkrywać przed innymi. Kiedy w końcu Darcy się zmienia, kiedy w końcu po raz pierwszy chce wyznać, co czuje, nie mogłam przestać szczerzyć się jak idiotka na widok zakłopotania malującego się na jego twarzy. I później, kiedy gubi słowa, zapomina, co chciał powiedzieć, powtarza się... To jest takie urocze stereotypowo ukazane zakochanie, które wymalowuje uśmiech na twarzy. 

BBC triumfuje...

... już od 1995 roku. Mam swojego Darcy'ego, mam swoją Lizzie, mam swoje sześć godzin rozrywki, do których wrócę nie raz i nie dwa, bo to jedna z tych ciekawych, nienudzących ekranizacji, ukazująca wszystko skromnie, ale ze smakiem. Brak tutaj hollywoodzkim uśmiechów (a Darcy uśmiecha się raz!), brak oryginalności ze strony technicznej - typowy serial z tamtych czasów - brak czegoś, co przyciągnęłoby tłumy jak Sherlock, ale większość osób, które poznają tę wersję historii Jane Austen, na pewno wpadną w sidła albo świetnych strojów, albo oczu Darcy'ego. Ewentualnie zachowania pani Bennet, bo nietrudno o szczery śmiech, kiedy o niej mowa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...