Wyobraźcie
sobie ludzi. Tysiące ludzi skumulowanych w centrum miasta.
Okupujących wielkie hale targowe, tramwaje i centrum handlowe. W
pewnej części śpiących w jednej z hal, która zaczyna przypominać
obóz uchodźców. Kolorowe włosy, repliki mieczy, przebrania,
wielkie anielskie skrzydła czy faceci w jednoczęściowych
piżamach-pandach są na porządku dziennym. Jedynym, czego na
Pyrkonie nikt się nie spodziewał, była hiszpańska inkwizycja.
Pyrkon
odbywa się w Poznaniu. Po raz pierwszy byłam i na tym konwencie, i
w tym mieście. Podróż Polskim Busem będę polecała absolutnie
wszystkim - dość wygodnie, z kontaktami i wi-fi, czyli wszystkim,
co jest potrzebne do życia blogerątkom. Prawie trzy godziny w
świetnym towarzystwie (cześć, Maniu!) nastawiły mnie pozytywnie.
Bo miało być fajnie. Cudownie. Epicko.
I
wiecie co? Było.
Wejście
na teren targów przypominało przejście przez portal do innego
świata. Dosłownie. Wszędzie byli ludzie, skrzydła, bronie,
kolory, sukienki, superbohaterowie i hiszpańska inkwizycja. Mijałam
Deadpoola, Wiedźmina, Gandalfa Białego i Szarego. To wyglądało,
jakbym weszła do świata tych wszystkich fandomów, które kocham.
Tutaj szczególne pozdrowienia dla dziewczyny w masce Martina
Freemana. To było bardzo creepy, ale się uśmiałam. :)
Poza tym, zakochałam się w humorze pyrkonowców. Powyżej Jon Snow, który za linkę ciągał deskę, na której był wielki, pluszowy wilk. Jeszcze nigdy tak bardzo nie śmiechłam z cosplayu - jest taki prosty, a taki genialny! Jon stał gdzieś pomiędzy kilometrową kolejką ludzi chcących zrobić sobie fotkę na Żelaznym Tronie, a gdzieś w tłumie kręciły się dwie Daenerys. Na Żelaznym Tronie zasiadłam, swoją drogą. (Ten miecz był ciężki!)
Książki! Było parę stoisk wydawniczych - z pewnością pamiętam Dom Wydawniczy Rebis i Sine Qua Non, gdzie zaatakowałam i w trybie błyskawicznym, prawie potrącając Jakuba Ćwieka (o czym zorientowałam się po fakcie), zakupiłam Zakon Mimów. No co? Bardzo wyczekiwałam tej premiery! Poza tym, nie kupiłam dużo - przypinkę dla koleżanki i pyrkonową dla siebie, i książkę. Bo musi mi starczyć oszczędności na Targi Książki, na które się wybieram!
Pojawiłam się też na aż dwóch prelekcjach (nie wpuścili mnie na Winchesterów i Constantine'a, tak bardzo przegrałam życie) - na Horror w dzieciach, dzieci w horrorze, która była bardzo interesująca. Moja lista książek do przeczytania i filmów do obejrzenia znacznie się wydłużyła o przybliżone na prelekcji przykłady strasznych filmów, w których dzieci mordują i znęcają się nad innymi. I wreszcie ostatnia prelekcja tego dnia - Marvel w DC, DC w Marvelu. Całkowicie zapomniałam, kto ją prowadził, ale za to jak!
Dwóch panów tak zachwycająco opowiadało o rywalizacji dwóch wydawców komiksów i ich dość absurdalnych metodach tej rywalizacji, że po prostu siedziałam zasłuchana i zapatrzona, by nic mi nie umknęło. Nie będę streszczała tego, co tam się działo - ale nie sposób było nie śmiać się, kiedy okazuje się, że Marvel miał bohatera Haywire'a, którego umiejętnością było rzucanie drutem kolczastym (czekamy na film!). Teraz wszyscy możemy rzucać drutem kolczastym i być superbohaterem!
Za rok na pewno pojawię się na Pyrkonie. Ba!, mam w planach otworzyć tam własne stoisko z ręcznie malowanymi torbami fandomowymi. I spać w tej wielkiej hali, której wnętrze przypomina obóz uchodźców, a ludzie krzyczą Zaraz będzie ciemno!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz