Geekiem można nazwać dzisiejszego kujona lub mola książkowego - to osoba, która lubi zgłębiać wiedzę w takim stopniu, że trudno nazwać to hobby, to coś więcej. Dobrze, że znaczenie tego słowa ewoluowało, bo nie wiem, czy chciałabym czytać o cyrkowcu odgryzającym głowę żywej kurze (fuj!). Od początku byłam pewna, że jedyne, co może mi dać Geek girl Holly Smale to zaledwie parę godzin rozrywki i nic ponadto - myślałam trochę stereotypowo, bo powieść o nastoletniej modelce z przypadku trudno wyobrazić sobie jako głęboką. Z Geek girl spędziłam miło czas, poznałam kilka ciekawych faktów (ta książka zamienia w geeka!) i uśmiałam się - dawno zabawniejszej powieści nie czytałam.
Piętnastoletnia
Harriet Manners wiedzie życie szkolnego outsidera i geeka -
interesuje się nauką, zna wiele intrygujących ciekawostek z
różnych dziedzin i ma całkowicie różną od niej przyjaciółkę,
Najlepszą Przyjaciółkę, Nat. Nat zaciąga Harriet na - o zgrozo!
- zakupy, gdzie - jeszcze większe o zgrozo! - będą ludzie z
agencji modeli i modelek. Nat bowiem od dziecka pragnie zostać modelką.
Harriet woli zbierać modele samolotów.
Zbieg
nieszczęśliwych przypadków, w którego skład wchodzi: zniszczenie
stoisk wystawców i paru kapeluszy, ucieczka z miejsca wypadku,
porwanie przez łowcę przyszłych modelek i cyknięcie kilku zdjęć,
a następnie wpełznięcie pod stół i spotkanie ukrywającego się
tam modela, sprawia, że Harriet zostaje dostrzeżona przez znaną
agencję. W tajemnicy przed macochą i przyjaciółką, chcąc
przeobrazić się z brzydkiego kaczątka w łabędzia, podpisuje (pod
okiem ojca) kontrakt i zostaje modelką. I znów spotyka chłopaka
spod stołu.
Holly
Smale przeżyła podobną przygodę - również została dostrzeżona
na ulicy przed agencję, co sprawia, że Geek girl nie jest fantazją
na temat pracy modelki, tylko historią opartą o doświadczenie
autorki. Chociaż sądzę, że i tak wszystko zostało niepotrzebnie
wyidealizowane, przedstawiając tę pracę w bardzo dobrym świetle,
skupiając się na zaletach (podróże! modele!), pomijając za to
wady (ścięcie włosów...?). Brakowało mi tego, chociaż pewnie
wtedy Geek girl stałaby się dużo mniej zabawna i szalona. Bo to,
co przydarzyło się Harriet, trudno nazwać inaczej niż szalonym.
Trudno
mi stwierdzić, czy było coś, co mnie irytowało czy nie podobało
się - po prostu Geek girl okazała się być książką na jeden
dzień, odpowiednio zabawną i lekką, zgrabnie napisaną, lecz w
żadnym razie oszałamiającą. Historia Harriet bardzo przypadła mi
do gustu, zwłaszcza że styl autorki jest prosty - dzięki czemu
powieść czyta się w ekstremalnym tempie - i że jest tak
wciągająca. W niewyjaśniony dla mnie do końca sposób Holly Smale
nawet najbardziej modowych outsiderów (czyli mnie) zmusza do
czytania o przygodach modelki z uśmiechem na twarzy. Trzeba dodać,
że bardzo pobłażliwym uśmiechem w wielu przypadkach, bowiem Geek
girl to bardzo rozczulająca i urocza książka.
Geek
girl świetnie się czytało, tak świetnie, że czas przelatywał
przez palce, a praca domowa teoretycznie odrabiała się sama. Nie
wiadomo kiedy, te kilkaset stron nagle się skończyło, a ja byłam
zmuszona odłożyć książkę. Geek girl nie jest odkrywcza,
fenomenalna czy refleksyjna, nie zmienia nic w życiu - po prostu
zapewnia rozrywkę, i w tym jest świetna. Przedstawia historię
opartą na schemacie Kopciuszka, ale w taki sposób, że każdy fan i tej
baśni, i geekowego stylu życia pełnego nawiązań do popkultury
powinien być zadowolony. To sympatyczna historia, od której nie
można się oderwać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz