Pierwszy raz dane mi było przeczytać książkę na podstawie scenariusza do filmu, a nie odwrotnie. Wcześniej unikałam raczej tego typu powieści, kojarząc je z cukierkową oprawą powiastek na podstawie disneyowskich seriali, stworzonych jedynie dla pieniędzy. Miasto 44 było... nijakie. Nie złe, ale nie dobre. Nijakie po prostu.
Stefan,
Kama, Góral, Rogal, Beksa - młodzi warszawiacy. Snujący marzenia o
przyszłości. Działający w konspiracji po wybuchu powstania. Każdy
ich dzień może być ostatnim - pamiętają o tym. Powstanie to dla
nich nie tylko obowiązek, nie tylko walka na śmierć i życie,
niebezpieczeństwo i ryzyko... To dla nich przygoda, możliwość
zaimponowania innym. Wygłupiają się, romansują...
Czy
naprawdę taka była warszawska młodzież w czasie powstania?
Głównym
problemem Miasta 44 jest początek, pierwsze mniej
więcej pół powieści. Na podstawie surowego scenariusza, samych
dialogów, trudno jest stworzyć postacie. Tutaj Marcinowi
Mastalerzowi akurat się udało - tchnął w Stefana, Kamę i resztę
postaci życie i dał radę utrzymać ten poziom do samego końca.
Było dobrze, ale nie idealnie. Miałam czasem wrażenie, że
postacie przypominają sinusoidę - raz są genialni, z charakterem,
raz płascy i nijacy.
Pewnie
zależne było to od wydarzeń. W trakcie walki z wrogiem wiadomo, że
postacie będą bardziej dynamiczne, ale w bardziej statycznych
scenach tracą sporo swojego uroku. I myślą o miłości, romansach,
że tamten spojrzał na inną. Zbyt wiele tego typu scen i rozmyślań
w Mieście 44 sprawiło, że książka (i pewnie
film, chociaż nie oglądałam jeszcze) sporo straciła na tym.
Chciano pokazać życie zwykłych ludzi podczas powstania, a powstała
jakaś parodia romansu z historycznym, krwawym wydarzeniem w tle. To
było absurdalne.
Przezornie nie wymagałam wiele od Miasta 44. Do polskich filmów historycznych powstałych po 2000 roku mam jakiś uraz, od razu klasyfikuję je jako złe. Te, które dotychczas obejrzałam, potwierdzały tylko moje zdanie. Miasto 44 mogłoby być pozytywną zmianą. Kadry zachwycają. Jednak jeśli fabuła filmu również zawiera wygłupy podczas tajnych spotkań i lekkomyślnych, wciąż nie do końca dojrzałych bohaterów, to spiszę ten film na straty. A w książce to po prostu boli, nawet jeśli mieli tacy być, by to powstanie dało im porządną lekcję dojrzewania.
Przezornie nie wymagałam wiele od Miasta 44. Do polskich filmów historycznych powstałych po 2000 roku mam jakiś uraz, od razu klasyfikuję je jako złe. Te, które dotychczas obejrzałam, potwierdzały tylko moje zdanie. Miasto 44 mogłoby być pozytywną zmianą. Kadry zachwycają. Jednak jeśli fabuła filmu również zawiera wygłupy podczas tajnych spotkań i lekkomyślnych, wciąż nie do końca dojrzałych bohaterów, to spiszę ten film na straty. A w książce to po prostu boli, nawet jeśli mieli tacy być, by to powstanie dało im porządną lekcję dojrzewania.
Wydanie Miasta
44 jest zapierające dech w piersiach. Majstersztyk.
Oddająca nieco klimat okładka, twarda, solidna oprawa i dobrej
jakości kartki, na których znalazło się wiele kadrów z filmu w
wysokiej jakości. Powieść sprawia wrażenie potężnej, ale to
przez dużą interlinię i sporej wielkości litery. Nie mogłam się
napatrzeć i namacać - coś pięknego pod tym względem.
Nie
oczekiwałam wiele i wiele nie dostałam. Miasto 44 to
poprawnie napisana powieść, która jednak nie zbyt wzruszająca i
przerażająca. Z czasem Marcin Mastalerz wyrobił się i czytało
się ostatnie rozdziały dużo lepiej niż pierwsze, jednak wciąż
nie robiła wielkiego wrażenia. Zdecydowanie odradzam osobom, które
bardzo cenią sobie historię naszego kraju, bo miłosne rozterki
młodych powstańców mogą przyprawić takie osoby o zawał.
Natomiast dla zwykłych miłośników historii i czytelników to może
być interesująca ciekawostka, ale nic więcej.
Dla
mnie Miasto 44 było nijakie. Owszem, pod względem
historycznym opowieść została osadzona w ciekawym, choć
przerażającym czasie, jednak nie udało się tego uchwycić. A
szkoda. Cenię sobie za to wydanie - jak wspominałam, piękne i
bardzo dopracowane. To najlepsza część tej powieści.
Za powieść dziękuję O-Gate.
Wydanie jest rzeczywiście przepiękne a fotosy filmowe rewelacyjne.
OdpowiedzUsuńNie widziałam jeszcze książkowego wydania, ale wierzę Ci, że jest piękne. Ja też nie czytam książek na podstawie scenariuszy i również nie kojarzą mi się dobrze. Film może obejrzę, książki raczej nie przeczytam. Trochę odrzuca mnie zachowanie tych młodych ludzi, wygłupy, romanse. Nawet nie samo zachowanie, tylko sam fakt, że zostało to tak podkreślone.
OdpowiedzUsuńO książce dowiedziałam się dopiero kilka dni temu i zupełnie mnie ona nie interesuje. Wystarczy mi film, na który idę z klasą w środę (oby był ciekawy...).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Co z tego, że fajne wydanie, dobre zdjęcia, skoro historia do bani? Film z resztą też podobno nie zachwyca. Ech, szkoda.
OdpowiedzUsuńSama niedawno dopiero dowiedziałam sie o istnieniu książki, ale jezeli mam być szczera jakoś nie miałam ochoty jej przeczytać. Za to film bardziej mnie interesuję, więc raczej obejrzę.
OdpowiedzUsuń+ Obserwuje.
Skończyłem tę książkę! Dzisiaj! Koło 14! I nawet podobała mi się! Wykrzykniki! Tak!
OdpowiedzUsuńGeneralnie to co myślę:
bohaterowie tacy yolo, idziemy na powstanie, ale będzie super, może zaliczę w końcu jakąś laskę, yolo yolo, ale będzie cool, nie mogę się doczekać, jupi - to jest dopiero przerażające. Naprawdę oni tak myśleli? :o Jak dla mnie książka trochę zbyt młodzieżowa, czasem wręcz na siłę - ja rozumiem, że to o młodych ludziach i w ogóle, ale nie przesadzajmy. Co do języka się zgadzam - poprawny, taki prosty. Marcin Mastalerz ogólnie mnie nie zachwycił i nie wiem, czy jest to wina po prostu jego osoby, bo jest miernym pisarzem, czy tego, iż pisząc książkę na podstawie scenariusza nie można inaczej. Było ok, no. Niewymagającej, czytającej "bo to modne" młodzieży na pewno się spodoba. :)
Gdyby nie Twoja recenzja nawet nie wiedziałabym, że powstała taka książka. Wybieram się na film :)
OdpowiedzUsuń