Uwielbiam
czytać o Londynie, bo pomimo że jeszcze nigdy nie dane mi było się
tam pojawić, ma on w sobie coś magicznego, coś takiego, co zachęca
wielu pisarzy do umieszczania akcji swoich powieści właśnie w
stolicy Anglii. V.E. Schwab również uległa czarowi Londynu,
dlatego fabuła Mroczniejszego odcienia magii usytuowana jest w
Londynie. A właściwie kilku Londynach, miastach noszących tę samą
nazwę i łudząco podobnych, a jednak diametralnie różnych.
Londyn
Szary, bez ani grama magii, ten angielski, dobrze nam znany. Londyn
Czerwony, pełen magii i harmonii między nią i ludźmi, królestwo
jak z baśni, w którym większość ludności potrafi używać magii
żywiołów. Londyn Biały, wycieńczony wojnami o magię, o moc,
pełen strachu i okrucieństwa. I Londyn Czarny... ale o nim się już
nie mówi. To dziwny zbieg okoliczności, że cztery miasta o tej
samej nazwie są tak podobne, że w każdym, w tym samym miejscu,
płynie rzeka, nam znana Tamiza, dla mieszkańców innych Londynów
ma inne nazwy. I jest źródłem magii.
Kell
jest jedną z dwóch osób mogących przemieszczać się między tymi
miastami, a tym samym: światami. Oficjalnie stał się posłańcem
między głowami państw, nieoficjalnie zajmuje się przemytem
drobnych przedmiotów między miastami. Do czasu... aż w jego ręce
trafia relikt z Czarnego Londynu. Niebezpieczny, wciąż emanujący
złą magią. I skradziony przez drobną złodziejkę czającą się
w zakamarkach Szarego Londynu. Kell musi najpierw odzyskać kamień,
a potem zniszczyć go bezpowrotnie.
Bezpowrotnie
zakochałam się w świecie wykreowanym przez V.E. Schwab. W
uliczkach Szarego Londynu, w knajpce Barrona, w statku Król Mórz i
klimatowi, który zawsze mnie przyciągał do angielskiego stolicy. W
mieniącym się wszystkimi odcieniami czerwieni Czerwonym Londynie, z
magią na każdym rogu, z utrzymującą harmonię i równowagę
rodziną królewską. W wyblakłym, wycieńczonym walkami Białym
Londynie, gdzie wszystko prócz krwi zdaje się tracić swoją barwę.
W tajemnicy i przestrodze, przez które nikt nie mówi o Czarnym
Londynie.
Na
tle tak bogatego tła zarysowanego przez V.E. Schawb, niezwykle blado
wypada nudna, rozwlekająca się akcja. Jakby rozkręcała się bez
końca, do momentu epilogu, który pozostawia olbrzymi niedosyt.
Mroczniejszy odcień magii jest rozwleczony, równie dobrze mógłby
być wprowadzającą do uniwersum nowelką, która przedstawi nam
bohaterów i pokrótce oprowadzi po wykreowanym świecie. Brakowało
porządnej, głównej linii akcji, bo ta przedstawiona w powieści
przypominała każdą inną misję z powieści Young Adult, a
kulminacja była tak słabo przedstawiona, że łatwo ją przegapić.
Stąd niedosyt po zakończeniu lektury.
A
mimo to nie skreślam od razu Mroczniejszego odcienia magii. Zbyt
mocno zakochałam się w czterech Londynach i sposobie, w jaki
autorka wszystko przedstawiła. Bohaterowie, nieco irytujący (przez
Lilę), acz sympatyczny i wręcz ujmujący duet, zatrzymali przy
sobie moją uwagę. Chcę wierzyć, że teraz, kiedy zawiłości
czterech różnych światów, tak podobnych i tak różnych, nie są
nam obce, V.E. Schwab w końcu popuści wodze fantazji, bo widzę
ogromny, choć w pierwszym tomie wyraźnie niewykorzystany potencjał.
Nie chciałabym, by go zmarnowano.
Mroczniejszy
odcień magii z pewnością przypadnie do gustu osobom mniej
orientującym się w powieściach Young Adult, dla których to będzie
jedno z pierwszych spotkań z gatunkiem. Starzy wyjadacze, jak ja,
mogą sobie narzekać, ale jednego nie mogę ująć – niesamowitej
wizji świata, w którym aż się prosi, by zamieszkać. Jeśli macie
zamiar sięgnąć po Mroczniejszy odcień magii, radzę nie oczekiwać
wiele po tej powieści, bo wtedy rozczarowanie będzie jeszcze
większe – można pozachwycać się Londynami, ale niestety fabułą
już nie.
Zobacz również recenzję na kanale:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz