Trylogia Grisza pozostawiła po sobie zadziwiające dobre wspomnienia – pamiętam ten mroźny klimat, ten mrok czający się w każdym rogu, zaskakujące zwroty akcji. Dlatego bardzo entuzjastycznie podchodziłam do premiery Szóstki wron, nowej serii Leigh Bardugo, która rozgrywa się w tym samym uniwersum, świecie mi już dobrze znanym. Jednak to, co Bardugo zrobiła w Szóstce wron ze mną, co zrobiła z bohaterami i pomysłem – to zupełnie inny, wyższy poziom. To bezkonkurencyjnie najlepsza książka wydana w 2016 roku, jaką przeczytałam!
Cała
powieść opiera się na jednym wątku: niewykonalnym włamaniu się
do Lodowej Twierdzy strzeżonej przez rzesze strażników, porwanie
stamtąd jednego bardzo ważnego dla przyszłości wielu ludzi
człowieka i wydostaniu się z Twierdzy, nie będąc martwym – co
jest najtrudniejszym elementem planu. Tytułowa szóstka wron to
ekipa złożona z niezwykłych osobowości: mamy Kaza Brekkera
zwanego Brudnorękim, który od lat pisze swoją własną legendę;
Inej, zwaną Zjawą, która pojawia się i znika, i nigdy nie wiesz,
kiedy skrada się za tobą; kochającego swoją broń Jespera,
prawie-zakładnika Wylana, ciałobójczynię Ninę i Mathiasa, który
wolałby być gdzieś indziej. Czy takiej drużynie, w której
kłótnie i niesnaski są na porządku dziennym, uda się ujść z
życiem i za wykonanie tej niebezpiecznej misji zdobyć wielkie
miliony, mogące zmienić ich życie raz na zawsze?
Szóstka
wron nie jest jednak powieścią jednowątkową, choć misja pod
dowództwem Kaza Brekkera jest z pewnością główną osią tej
historii. Wszystko spowodowane jest ciekawą narracją, bardzo
podobną do tej spotykanej u Riordana: każdy rozdział to wydarzenia
z perspektywy danego bohatera. Nie są to rozdziały pisane w
pierwszej osobie, ale właśnie skupiające się na wszystkim, co
dzieje się wokół wybranej postaci, momentami wchodząc też w jej
tok rozumowania. Takie rozwiązanie pociągnęło za sobą też
refleksje tytułowej szóstki wron i, przede wszystkim chyba,
retrospekcje. Akcja właściwa dotycząca włamania do Lodowej
Twierdzy tak naprawdę nie przybliża nam nic oprócz charakterów i
podstawowych cech bohaterów; to źródło bardzo ubogie w wiedzę na
ich temat, bo liczy się tylko akcja (i czytając, nie ma co do tego
wątpliwości – bo czyta się z zapartym tchem).
Inej zaproponowała mu kiedyś, że nauczy go jak upadać.
– Sztuka polega na tym, żeby nie upaść - odpowiedział jej wtedy ze śmiechem.
– Nie, Kaz. Sztuka polega na tym, żeby znowu się podnieść.
Retrospekcje
są najciekawszym elementem poznawania bohaterów i muszę przyznać,
że autorka umiejętnie wybrała takie wydarzenia z życia, które
rzutują na postać i jej zachowanie. Świetnie przerzuca nas między
teraźniejszością a przeszłością, trudno poczuć się zagubionym
i nagle uświadomić, że wróciliśmy do akcji właściwej. Troszkę
rozczarowuje zawsze obecny motyw wielkiej traumy z przeszłości, ale
jako że rzeczona postać w zasadzie rzadko traumę okazuje i szybko
się otrząsa, to łatwo to przeoczyć. Mierzić może za to
przesadna dojrzałość bohaterów; co prawda warunkowana
nieciekawymi warunkami, w których dorastali, jednak zachowanie
bardziej przypominało dwudziestokilkulatków, a nie grupkę
złodziejaszków, w której najstarszy z nich ma bodajże osiemnaście
lat.
Jak
wspominałam, w Szóstce wron chodzi o jeden napad na Lodową
Twierdzę, porwanie odpowiedniego człowieka i wyjście żywym –
nagroda w końcu sama się nie odbierze. Wszystko kręci się wokół
jednego wydarzenia, a mimo to Bardugo tak umiejętnie buduję fabułę
(i napięcie!), że nietrudno wciągnąć się na całego w
planowanie niebezpiecznej misji, kibicowanie bohaterom (a o to trudno
nie jest, biorąc pod uwagę, że budzą olbrzymią sympatię) i
trzymanie za nich kciuki. Jednocześnie nie ma poczucia zagubienia,
ani przez przerzucanie wydarzeniami między teraźniejszością a
przeszłością, ani przez fakt, że uniwersum Szóstki wron
powinno być doskonale znane. Nie trzeba znać Trylogii Grisza, by
sięgnąć po tę pozycję. Minęło sporo czasu od momentu, gdy
czytałam trylogię, nie czułam jednak zagubienia – więc myślę,
że można nawet po Szóstkę wron sięgnąć jako pierwsze
spotkanie z prozą Bardugo.
Na
samym początku wspomniałam, jaki mam do Szóstki wron
stosunek – ja tę książkę absolutnie pokochałam, każdą
stronę, każdego bohatera i to, że pozostawiła po sobie kaca
książkowego, który już dawno mnie nie odwiedził. Każdemu
gustującemu w literaturze przygodowej, lekkiej, wciągającej i w
lżejszej formie fantasy mogę polecić powieść Bardugo. Szóstka
wron to cudownie niebezpieczna przygoda, przedstawiająca
brutalność świata, pogoń za pieniędzmi i misję, w czasie której
bohaterowie poznają sami siebie. Książka, której nie można
przegapić!
Zobacz również na kanale:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz