Technologia rozwija się niezwykle szybko. Już teraz dzięki laptopom i smartfonom możemy kontaktować się o każdej porze z osobą na drugim końcu świata. Internet bezkonkurencyjnie zawojował świat - teraz trudno wyobrazić sobie bez niego życie; tak wiele ułatwia! Mówi się o Google Glasses, okularach o rozszerzonej rzeczywistości. Nie wątpię, że w niedługim czasie będziemy mieli to, co przedstawia James Dashner w W sieciu umysłów - czyli całkowity dostęp do wirtualnej rzeczywistości.
U
Dashnera możliwe jest to dzięki tzw. trumnie, która zapewnia
doznania niczym ze świata rzeczywistego: zarówno te przyjemne, jak
i bolesne, wszystko po to, by w świecie wirtualnym, VirtNecie zwanym
też Snem, czuć się jak w rzeczywistości - Jawie. Michael jest
weteranem w VirtNecie - przebywa tam, kiedy tylko może, zbierając
punkty i spędzając czas z przyjaciółmi, tak samo jak on
uwielbiający wirtualny świat. Pewnego dnia ma za zadanie odwieść
dziewczynę od próby samobójczej, czyli zadanie jak zadanie (w
końcu po śmierci w VirtNecie budzisz się w trumnie na Jawie).
Jednak dziewczyna wyrywa swój rdzeń, chroniący ją przed śmiercią
mózgu, i skacze - umiera w obu światach, wirtualnym i prawdziwym.
To
początek straszliwych wydarzeń. Michael, Bryson i Sara mają
niezwykłe umiejętności hakerskie, ale dotychczas przydawały im
się, by skombinować dodatkowe jedzenie czy gotówkę, czy oszukiwać
w grach. Teraz stawka jest o wiele wyższa: na polecenie Służb
VirtNetu (i pod groźbami) muszą dotrzeć do tajemniczego Kaine'a,
cyberterrorysty zmuszającego ludzi do wyrywania rdzeni. Lecz droga
ta z pewnością nie będzie łatwa - bo Kaine nie chce być
odnaleziony.
Dashner
snuje wizję przyszłości bardziej niepokojącą i przerażającą
od niejednej dystopii znajdującej się na rynku, nawet od własnego
Więźnia labiryntu. Patrząc na tempo rozwoju technologii i kolejne
nowe urządzenia pojawiające się na rynku, to wizja bardzo bliska
rzeczywistości. Ale W sieci umysłów nie pokazuje upadku
ludzkości, nie pokazuje wojen i strasznych warunków, w jakich
przyszło ludziom żyć. Są miasta, są państwa, były wojny, ale
teraz panuje spokój. Bohaterowie mają co jeść, mają dach nad
głową, nie panuje tam totalitaryzm i dyktatura. Tymczasem w pewien
sposób to straszne, że tak bardzo możemy uzależnić się od
wirtualnego świata.
Ważne
jest pytanie, czy W sieci umysłów jest podobne do poprzedniej serii
Dashnera, czyli Więźnia labiryntu? Pod pewnymi względami tak. To
tak samo absorbująca historia, w której prym wiodą młodzi,
nastoletni bohaterowie. Protagonistą jest nastolatek, maniak
komputerowy, znający VirtNet jak własną kieszeń; ma on swoich
przyjaciół, z którymi wyrusza na, powiedzmy, misję odnalezienia
tajemniczego Kaine'a. Powieść obfituje w pędzącą akcję,
zaskakuje i nie pozwala się oderwać tak bardzo, jak robiła to
historia Thomasa. Jedynie klimat ma zupełnie inny: niebezpieczeństwo
czyha tuż za rogiem, ale bardziej w stylu science fiction, co
sprawia, że tę serię odbiera się całkowicie inaczej.
Mierzwiła
mnie jedynie pewna niekonsekwencja przy tworzeniu świata. Sam świat
jest niezwykły, tak podobny do naszego, a tak inny - ale każda
kolejna nowinka technologiczna przybliża nas to wizji przyszłości
Dashnera. O co jednak mi chodzi, już wyjaśniam. Jednym z zadań
trio jest znalezienie portalu w pewnej grze dotyczącej historycznej
dla nich wojny grenlandzkiej z 2022 roku. Młodzi ludzie prawie nic o
niej nie wiedzą i traktują ją jak bitwę pod Oliwą dzisiejsi
uczniowie: czyli była, ale w sumie nie rzutuje to na nas, więc po
co znać szczegóły. Michael z tego powodu dowiaduje się szczegółów
tego wydarzenia z zamierzchłej przeszłości (2022 rok!). Ale
swobodnie przywoływany jest Sherlock Holmes czy Hulk i Batman,
będący dużo starsi od rzeczonej wojny. Czy i oni nie powinni być
reliktami przeszłości, nieznanymi dla młodych, siedzących w
technologii ludzi?
W W
sieci umysłów Jamesa Dashnera, autor ponownie dał się poznać
jako twórca zapierającej dech w piersiach akcji - powieść połyka
się za jednych zamachem, nie mogąc oderwać się od fabuły. Akcja
zaczyna się powolnie, dając czas na zapoznanie się z niezwykłą
technologią i zasadami VirtNetu, a kiedy zaczynamy czuć się pewnie
w tej niezwykle niepokojącej wizji przyszłości, przyspiesza i nie
zatrzymuje się do samego końca. Samo zakończenie zresztą jest
niezwykle przewrotne i szokujące - niestety, na kontynuację musimy
poczekać. Jeżeli Więzień labiryntu był dla was świetną
lekturą, nie wahajcie się po nią sięgnąć, bo to wszystko, co w
Dashnerze najlepsze. A jeśli autora nie znacie, a nie boicie się
czytać science fiction pełnego technologii przyszłości - W sieci
umysłów jest zdecydowanie dla was!
Recenzja we współpracy z wydawnictwem Albatros!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz