Jako że ciężarówka Coca-Coli już niedługo na najbliższe dwa miesiące rozgości się w telewizorach, a na dworze, gdy wychodzę rano, jest ciemno i gdy wracam po południu, wciąż jest ciemno - a w zasadzie dwadzieścia cztery godziny na dobę jest ciemno, szaro, buro i nijako - najlepszym remedium na tę chłodną pogodę dla nieprzystosowanych do mrozów (tych małą literą, ten pisany wielką jest okay) zmarzluchów jest kubek dowolnego, acz ciepłego napoju, puchate skarpety i nieodłączna książka oczywiście.
Do
ciepłej herbatki
Przy
herbatce najlepiej smakują książki, w których dużo się dzieje i
które całkowicie absorbują biegiem wydarzeń. Lekko pisane, z
polotem i płynnością, z sympatycznymi bohaterami, do których
można uśmiechać się pod nosem, a znad kubka z parującym napojem.
Ciekawe i intrygujące, czasem tak bardzo, że nagle ni stąd ni
zowąd herbata robi się całkowicie zimna, a przecież minęło
tylko parę minut. Ups, nie ta wskazówka - parę godzin...
Do
herbatki pasuje Hobbit i sam Bilbo Baggins, który z jednej strony
jest dzielnym - acz nieprzystosowanym do swojego, ekhem, zawodu -
włamywaczem, a z drugiej nade wszystko kocha swój dom, swoje ciepłe
kapcie i jedzenie. Podczas popijania można podczytywać Nigdziebądź
fenomenalnego Neila Gaimana, ale w tym przypadku grozi syndrom
ostygniętej herbaty! I może zabrzmię, jakbym prawiła herezje,
jednak poczytałabym Lalkę, pijąc herbatkę. Czując się jak
arystokracja patrząca z góry na biednego Wokulskiego, i złorzeczyła
na pannę Łęcką, wylewając wrzątek przy okazji.
Do
kawy każdego rodzaju
Kawka
to zupełnie inna sprawa. Nieważne, czy biała czy czarna, z mlekiem
czy dziesięcioma łyżeczkami cukru, latte czy mocha - kawa to kawa.
Kawa nie pyta - kawa rozumie. I pasuje do mocniejszych powieści: do
kryminałów, thrillerów i nawet do horrorów, dla osób o
mocniejszych nerwach albo z takim magicznym światłem w korytarzu, które
jest włączane na czujnik ruchu. Kawę można pić nad trupem z
rozłupaną czaszką, nad zwłokami wyłowionymi z rzeki, podczas
wizyty u patologa albo w czasie pościgu lub strzelaniny, albo
jeszcze słysząc skrzypienie drzwi i kroki na korytarzu, mimo że
nikogo nie ma w domu.
Do
kawy podczytywać można Stephena Kinga w każdej postaci. Ogromne
wrażenie z pewnością zrobi powieść To, ale do niej
potrzebne będzie kilka kubków kawy. Albo nawet kilkanaście, jak
nie kilkadziesiąt. Z lżejszych (dosłownie) książek Kinga
- Carrie, znana i wciąż szokująca, a do tego można
obejrzeć jedną z trzech ekranizacji. Nada się również Skradzione
morderstwo i cudowny Szkot prowadzący śledztwo do
towarzystwa. Dodatkowo, dla nacieszenia oczu ładnymi widokami i
mózgu intrygującą fabułą, polecam Daredevila,
serial-marzenie, koniecznie do obejrzenia przy kawie, najlepiej na
jednym posiedzeniu. (Bez kawy przecież nie dałoby rady.)
W
towarzystwie gorącej czekolady
Gorąca
czekolada, to i książka musi wywoływać gorąco! Nie ma to jak
czytać, popijać i między łykami delektować się wachlarzem
mężczyzn z marzeń, rycerzy na białych i czarnych koniach albo
motocyklach, drwali, chłopców, panów ze śmietanki towarzyskiej,
bad boyów, milczków, zamkniętych w sobie indywidualistów,
sympatycznych chłopców z sąsiedztwa i resztą tych, których
wymienić zapomniałam. Sado-masochistom z pejczami mówimy: nie!
Gorąca
czekolada będzie dobrym towarzyszem do jakiejkolwiek powieści Jane
Austen, gdzie elokwentnych, czarujących panów nie brak, a
rozsiewają wokół siebie urok niczym Tom Hiddleston samym swoim
byciem. Prym wiedzie oczywiście pan Darcy z Dumy i
uprzedzenia. To dobry czas na zrobienie wypaśnej czekolady z
piankami, bitą śmietaną i posypką, i sięgnięcie po raz
pierwszy po twórczość Austen. Do napoju nada się każdy inny
romans, który rozczula i sprawia, że parze wiodącej się kibicuje.
Popijając czekoladę, oczywiście.
Z
kakao
Nie
wiem, jak u was, ale dla mnie to smak zarezerwowany dla dzieciństwa,
mimo że nadal kakao pijam i kocham. Zawsze rano zimą miałam do
wypicia kubek kakao, coby nie zamarznąć tak szybko w drodze do
szkoły. Dlatego właśnie wydaje mi się, że do tego napoju
idealnym towarzyszem będzie lektura z dzieciństwa, taka, którą
się pamięta pomimo wielu lat i która dalej będzie tak samo
bawiła.
Moje
typy to Mały Książę, książeczka cieniutka acz pełna treści - ale ona nigdy mi się
nie znudzi; Ania z Zielonego Wzgórza - och, Ania, jak ja się w
niej, choć rozlatującej i z latającymi kartkami, zaczytywałam! To
dobry czas by przypomnieć sobie chociażby Harry'ego Pottera,
zwłaszcza tom czwarty z powodu Balu Bożonarodzeniowego, albo
Opowieści z Narnii. Coś, co pamiętamy i zawsze chcieliśmy
przeczytać, ale nie mieliśmy czasu, bo ciągle wpadały nowe
książki. Raz na jakiś czas przeczytać coś drugi raz można.
Przecież nikt za to nie zabije!
A
wy? Pijecie coś przy czytaniu? Może macie własne typy lub
kategorie? Podzielcie się nimi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz