Muzyka łączy i dzieli, ale przede wszystkim wywołuje emocje. Znajdą się utwory na ponure jesienne poranki, gdy jedynym, o czym się marzy, jest zwinięcie się w kłębek pod kocykiem i dożylne dawkowanie kofeiny, wesołe utwory na radosne, słoneczne poranki, rytmiczne idealne do spacerowanie, spokojne do słuchania przed snem. Muzyka sprawia, że nagle świat potrafi wydać się pozytywniejszy, gdy wszystko się nie układa. Potrafi też podczas zwykłej podróży autobusem wywołać zadumę. Muzykę można dobrać do każdego nastroju, każdej emocji. Jak się okazuje w powieści Michelle Falkoff - również do radzenia sobie z samobójstwem.
Sam
jak zazwyczaj zastaje swojego jedynego i najlepszego przyjaciela w
jego domu, gdy ten śpi jeszcze pod kołdrą z nadrukiem z Gwiezdnych
Wojen. Tym razem jednak jest inaczej: Hayden się nie budzi. Nie
chrapie, nie oddycha. Obok leży opróżniona butelka wódki. Tuż
obok pustego opakowania po tabletkach i pendrive'a z dopiskiem Dla
Sama - posłuchaj, a zrozumiesz.
I
Sam słucha. Playlista pozostawiona przez Haydena to zbiór zupełnie
różnych, czasem nieoczywistych utworów. Okazuje się, że Sam znał
tylko część Haydena, że o wielu rzeczach nie wiedział, nawet się
ich nie domyślał. Utwory pozostawione na przenośnym dysku pomagają
mu pozbierać się po nieoczekiwanej śmierci, pogodzić z utratą
najlepszego przyjaciela, jeszcze raz przeżyć we wspomnieniach
chwile z nim spędzone i w końcu... otworzyć się na innych ludzi.
Samobójstwa
nastolatków to niewdzięczny temat, jednak na czasie, można rzec.
Trudno o nich pisać, by nie popaść w nadmierną egzaltację i
patos, by nie stworzyć w powieści postaci, której funkcją jest
bycie obwinianym za śmierć danej osoby. Michelle Falkoff zręcznie
skonstruowała fabułę, by samobójstwo Haydena stało się
przyczyną, początkiem, a potem przewijało się stale w tle, nie
stając się najważniejszym wątkiem w powieści. Narratorem jest
Sam, zrozpaczony utratą przyjaciela, zszokowany taką reakcją i
przede wszystkim wściekły na wszystkich, którzy do tej śmierci
się przyczynili. Obwinianie innych to naturalna reakcja w takich
wypadkach, a jednak Playlist for the Dead do samego
końca przedstawia tę historię w odcieniach szarości, nigdy w
czerni i bieli.
Drastyczna
decyzja Haydena jest jedynie pretekstem do opowieści zgoła innej,
smutnej - o radzeniu sobie ze śmiercią, o godzeniu się z utratą -
ale i podnoszącej w pewien sposób na duchu: o otwieraniu się na
innych, o przełamywaniu swoich murów i nieśmiałości, o relacjach
z rodzicami i o zemście, której chęć w takich przypadkach zawsze
się odczuwa. To historia o wiele bardziej złożona niż radzenie
sobie z odejściem przyjaciela, całkowicie skupiona na Samie,
kolejno odkrywającym sekrety Haydena i dzięki jego playliście
częściej wychodzącym do ludzi. Interpretacja utworów, które jego
przyjaciel pozostawił po sobie, sprawia, że Sam powoli się zmienia
- to pomaga mu zrozumieć nie tylko pobudki, jakimi kierował się
Hayden, ale i samego siebie.
Muzyka
jest integralną częścią tej powieści. Słuchanie utworów z
wokalem może nie być najlepszym rozwiązaniem, gdy ma się ochotę
całkowicie skupić na książce, ale dobrym pomysłem jest
przesłuchanie piosenki będącej motywem danego rozdziału - na
samym początku wyraźnie jest zaznaczone, który utwór będzie
wiódł prym. Nie jest to obowiązkowe, ale przesłuchanie i
zrozumienie przesłania piosenki samodzielnie, a potem w kontekście
Haydena (w czym nawet wyręcza nas Sam) wzmacnia odbiór Playlist for
the Dead. Na chwilę możemy poczuć się jak narrator, próbujący
rozwikłać, czemu na playlistę trafił ten utwór.
Warsztat
Michelle Falkoff nie różni się wiele od innych - język, jakim
napisano powieść, jest prosty i przyjemny w odbiorze, młodzieżowy,
z racji tego, że narratorem powieści jest nastolatek chodzący do
liceum. Akcja zaś biegnie normalnie, często jednak zbaczając z
drogi, bo ciągle wspominany jest Hayden i jego przyjaźń z Samem.
Kawałek po kawałku odkrywana jest bezpośrednia przyczyna
samobójstwa chłopaka, wydarzenie, które przelało czarę goryczy.
Nie jest to skomplikowana książka: łatwo się ją czyta, wywołuje
emocje i sprawia, że można zżyć się z bohaterami i bez problemu
zatracić w ich losach.
Playlist
for the Dead pokazuje, że obwinianie innych za samobójstwo jest
destrukcyjnym uczuciem. Że nie prowadzi do niczego dobrego. I że
należy przede wszystkim patrzeć z szerszej perspektywy i dostrzec
rzeczy, które wcześniej się ignorowało. Jak wspominałam,
Playlist for the Dead jest powieścią smutną, ale nie wywołującą
płacz - raczej sentymentalną, trochę wzruszającą. Po skończeniu
lektury zaś nie jest się zdołowanym, tylko w pewien sposób
podniesionym na duchu. Nie nazwałabym książki Michelle Falkoff
fenomenalną, ale to dobra powieść z ważnym przekazem, którą
warto przeczytać i poznać, zwłaszcza jeśli jest się tak
związanym z muzyką, jak Sam i Hayden.
Recenzja we współpracy z wydawnictwem Feeria Young!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz