Komedie omyłek Olgi Rudnickiej potrafią rozjaśnić nawet najpochmurniejszy dzień - pełnych czarnego humoru i fenomenalnych, rozbrajających postaci książek nie da się przeczytać bez chichotania, podśmiewania pod nosem i zwyczajnego śmiechu, bo taką zręczność w rzucaniu pod nogi bohaterów kłód, wywołując przy tym absurdalnie zabawne sytuacje, ma tylko Olga Rudnicka. Po zetknięciu z siostrami Sucharskimi, wiedziałam, czego się spodziewać... Ale trio Gianni, Dziany i Nadziany po prostu made my day. Day, bo Fartowny pech pochłonęłam w ciągu jednego popołudnia!
Gianni,
freelancer, ochroniarz i prywatny zabójca pracujący u tego, kto
godnie zapłaci, aktualnie na emigracji, bez planu powrotu do
ojczystej Polski w najbliższym czasie. Kryś Dziany, naczelny
pechowiec w policji, wkrótce na swoje życzenie zwolniony, a więc
już nie policjant, a naczelny pechowiec-detektyw amator. Filip
Nadziany, z aura podobną do Krysia, przeniesiony na własne życzenie
do dziury zwanej Paszczami, mieszkający w odziedziczonej ruderze,
która się do mieszkania nie nadaje. I wreszcie: elita poznańskiego
półświatka, największe szychy podziemia, rządzące całymi
gangami. To połączenie nie brzmi dobrze...
Gianni
zmuszony został do wykonania roboty dla Padliny, największego
mafioza w tamtych rejonach. Grupa nieznanych ludzi, jakiś nowy gang,
zabiera robotę i haracz - trzeba więc ich wyeliminować, tylko
że... nikt nic nie wie. Kryś zakłada biuro detektywistyczne i
Gianni, będąc dobrym bratem, zleca mu pierwszą misję stricte
związaną z jego brudną robotą - odnalezienie właściciela
skrytki w Paszczach. Tych Paszczach, w których Nadziany pracuje.
Pechowcy nie wróżą nic dobrego, zwłaszcza w jednym miejscu i
rozwiązujących jedną sprawę, dla jednych bardziej, dla drugich
mniej legalną...
A
w międzyczasie: prawie-syndrom sztokholmski, kasyna, miłość jak
grom z jasnego nieba, krowie łajno, strzelaniny i metr pięćdziesiąt
czystego uporu.
Fartowny
pech to niby thriller, niby kryminał, opowiadający o
półświatku, nielegalnych interesach i haraczu, z odpowiednią
dawką walk, niebezpieczeństw, twardych facetów z ciekawymi
przydomkami, krwi i kobiet. Niby, bo stylizowany na powieść
sensacyjną, jest zdecydowanie komedią, pełną zabawnych sytuacji -
od początku wpadłam po uszy i zakochałam się w czarnym humorze
Olgi Rudnickiej, którego w powieści nie brakuje. Autorka
odpowiednio balansuje na krawędzi sensacji i humoru, nie
przesadzając ani z jednym, ani z drugim, jednak widać jak na dłoni,
że do prawdziwego, krwistego thrillera powieści daleko; to taki
lekki, przyjemny substytut dla osób lubiących kryminały, ale już
brutalności i dosadności nie. Zresztą, ukazany w Fartownym pechu
gangsterski świat został uproszczony, obdarty z brutalności (która
jest, ale raczej jako komizm sytuacyjny) i przedstawiony dość
stereotypowo, w takim stylu, jaki znamy z filmów.
To
książka lekka i przyjemna, na jeden, góra dwa wieczory; to ten
typ, od którego trudno się oderwać, bo bohaterowie są tacy
ucieszni, a sytuacje - komiczne, że nie sposób przestać czytać i
szczerzyć się do papieru. Wątek kryminalno-przestępczy
poprowadzony został z przymrużeniem oka, a podziemne gangi
przedstawiono w krzywym zwierciadle. Chociażby Padlina, postrach
wszystkich, groźny i bezkompromisowy, staje się całkowicie potulny
w obecności swojej ukochanej, wychuchanej córeczki. Fartowny
pech nastraja pozytywnie i pozostawia po sobie uśmiech - to
idealny pocieszacz na jesienną chandrę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz