poniedziałek, 12 października 2015

Aplikacja, Lauren Miller


Niedawno pisałam o pewnej powieści Jamesa Dashnera, która ukazywała prawdopodobną wizję przyszłości, w której jesteśmy całkowicie zatraceni w wirtualnej rzeczywistości. Za parędziesiąt lat ta wizja bardzo możliwe, że się spełni - że dzięki technologii całym sobą będziemy mogli wejść do sieci.

Jednak zanim to nastąpi minie sporo czasu. Trochę inną, choć podobną ścieżkę obrała Lauren Miller w Aplikacji. Biorąc pod uwagę mnóstwo ludzi nieustannie patrzących w swoje smartfony, to równie prawdopodobna wizja. I bliższa niż się wydaje.

Rynek aplikacji na telefon się rozwija. Mamy Facebooka, Instagrama, Snapchata - dokumentujemy swoje życie, pokazujemy, gdzie jesteśmy i co robimy, nie kryjemy się z tym. Tytułową aplikacją w powieści Miller jest Lux, telefoniczna wersja takiej śmiesznej kuli, którą się pyta o dowolną rzecz, a ona losowo odpowiada, co zrobić. Lux jednak to skomplikowany algorytm przetwarzający mnóstwo danych i tak odpowiadający na zadane pytania, by człowiek stał się jak najbardziej przydatnym dla społeczeństwa. Lux powie ci, kiedy wyjść i jaką trasą pójść, by się nie spóźnić. Co zjeść, by utrzymać wagę w normie. Zawładnie całym życiem - w końcu to tylko zwykła aplikacja, ale jak przydatna!

Rory używa Luxa. Lubi powierzać aplikacji swoje wybory, tak jest łatwiej i nie trzeba się zastanawiać. Rory rozpoczyna naukę w prestiżowej elitarnej Akademii Theden i tam zaczyna się zmiana jej punktu widzenia. Od zajęć z Praktyk Platońskich, przez tajemnicze, niebezpieczne stowarzyszenie i prawdę o swojej matce, po Northa, buntownika nie używającego Luxa ani wszechobecnych handheldów (smartfonów na dłoń). To wszystko sprawia, że Rory nie dość, że zaczyna dostrzegać rysy na wcześniej idealnym spokojnym świecie, to odkrywa przerażające plany, którym musi za wszelką cenę zapobiec.

Aplikacja zachwyciła mnie przede wszystkim niesamowitym połączeniem przeszłości i przyszłości, niczym z renesansu - Akademia Theden do powrót do korzeni, do starożytnej Grecji i Rzymu. Pojawia się Dom Ateński, lekcje zwane Praktykami Platońskimi i greka. Zaskoczyło mnie, jak świetnie komponowało się to z nowoczesnymi technologiami, jak handheldy na przykład. To niezwykłe połączenie sprawiło, że Aplikację odbiera się jako coś oryginalnego, innego. Powieść ta nie jest typową historią w literaturze młodzieżowe. Chociaż rozwiązywanie spisku przez nastolatków może wydawać się nieco nierealne (choć nie bardziej niż inne scenariusze), to Aplikacja dopięta jest na ostatni guzik, a fabuła jest precyzyjnie dopracowana.

Pisząc tego typu powieść i za temat biorąc sobie technologię, nie można zabrać się do tego bez wcześniejszego przygotowania. Mimo że narratorką jest Rory, nie znająca się na terminologii komputerowej, nie znaczy to, że research można pominąć. Jednak Lauren Miller przygotowała się doskonale. A tematów do przygotowania miała nie mało. Od antycznej kultury, która na dobre zagościła w Akademii Theden i nie tylko (bo chyba dobrze rozumuję, że ichniejszy Facebook, czyli Forum, to nawiązanie do Forum Romanum), przez hakerstwo i nowoczesne raczkujące dopiero technologie, po zagadki logiczne.

Właśnie: zagadki. Kolejna ciekawa sprawa, bowiem jednym z wątków jest tajemne stowarzyszenie. Jednak by się do niego dostać, Rory musi pokazać, że jest godna tego i rozwiązać parę zagadek. To ciekawe zagadki, które starałam się rozwiązać przed Rory, nie zawsze z pozytywnym skutkiem. Taki wątek świetnie urozmaicił powieść, wyczekiwałam kolejnych zagadek. Jedna z nich przykuła moją uwagę i tutaj muszę pogratulować Jarosławowi Irzykowskiemu tłumaczenia, gdyż jest absolutnie fenomenalne. Zagadka ta bazuje na słowach, a przetłumaczenie takowej na polski z zachowaniem sensu jest twardym orzechem do zgryzienia. Wyszło jednak fenomenalnie.

Aplikacja trzymała mnie w napięciu do ostatniej strony. Rory do odkrycia miała niejedną tajemnicę - spisek Gnosis, genezę dziwacznego tajnego stowarzyszenia, prawdę o swojej matce i o... sobie. Zaliczana do literatury młodzieżowej, Aplikacja obyć się nie mogła bez wątku miłosnego, oczywiście. Lauren Miller stworzyła go jednak tak naturalnego i subtelnego, że nie sposób czuć przesytu. Aplikacja to nie powieść o miłości, tylko o nauce podejmowania własnych wyborów, o ujawnianiu niewygodnej prawdy i o tym, że technologia nie powinna odbierać nam wolnej woli. Dla mnie to odkrycie tej jesieni i nie mogę doczekać się kolejnych powieści autorki, bo Aplikacja mnie całkowicie zachwyciła.


Recenzja we współpracy z wydawnictwem Feeria!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...