Niedawno pisałam o pewnej powieści Jamesa Dashnera, która ukazywała prawdopodobną wizję przyszłości, w której jesteśmy całkowicie zatraceni w wirtualnej rzeczywistości. Za parędziesiąt lat ta wizja bardzo możliwe, że się spełni - że dzięki technologii całym sobą będziemy mogli wejść do sieci.
Jednak zanim to
nastąpi minie sporo czasu. Trochę inną, choć podobną ścieżkę
obrała Lauren Miller w Aplikacji. Biorąc pod uwagę mnóstwo ludzi
nieustannie patrzących w swoje smartfony, to równie prawdopodobna
wizja. I bliższa niż się wydaje.
Rynek
aplikacji na telefon się rozwija. Mamy Facebooka, Instagrama,
Snapchata - dokumentujemy swoje życie, pokazujemy, gdzie jesteśmy i
co robimy, nie kryjemy się z tym. Tytułową aplikacją w powieści
Miller jest Lux, telefoniczna wersja takiej śmiesznej kuli, którą
się pyta o dowolną rzecz, a ona losowo odpowiada, co zrobić. Lux
jednak to skomplikowany algorytm przetwarzający mnóstwo danych i tak odpowiadający na zadane pytania, by człowiek stał się jak
najbardziej przydatnym dla społeczeństwa. Lux powie ci, kiedy wyjść
i jaką trasą pójść, by się nie spóźnić. Co zjeść, by
utrzymać wagę w normie. Zawładnie całym życiem - w końcu to
tylko zwykła aplikacja, ale jak przydatna!
Rory
używa Luxa. Lubi powierzać aplikacji swoje wybory, tak jest łatwiej
i nie trzeba się zastanawiać. Rory rozpoczyna naukę w prestiżowej
elitarnej Akademii Theden i tam zaczyna się zmiana jej punktu
widzenia. Od zajęć z Praktyk Platońskich, przez tajemnicze,
niebezpieczne stowarzyszenie i prawdę o swojej matce, po Northa,
buntownika nie używającego Luxa ani wszechobecnych handheldów
(smartfonów na dłoń). To wszystko sprawia, że Rory nie dość, że
zaczyna dostrzegać rysy na wcześniej idealnym spokojnym świecie,
to odkrywa przerażające plany, którym musi za wszelką cenę
zapobiec.
Aplikacja
zachwyciła mnie przede wszystkim niesamowitym połączeniem
przeszłości i przyszłości, niczym z renesansu - Akademia Theden
do powrót do korzeni, do starożytnej Grecji i Rzymu. Pojawia się
Dom Ateński, lekcje zwane Praktykami Platońskimi i greka.
Zaskoczyło mnie, jak świetnie komponowało się to z nowoczesnymi
technologiami, jak handheldy na przykład. To niezwykłe połączenie
sprawiło, że Aplikację odbiera się jako coś oryginalnego,
innego. Powieść ta nie jest typową historią w literaturze
młodzieżowe. Chociaż rozwiązywanie spisku przez nastolatków może
wydawać się nieco nierealne (choć nie bardziej niż inne
scenariusze), to Aplikacja dopięta jest na ostatni guzik, a fabuła
jest precyzyjnie dopracowana.
Pisząc
tego typu powieść i za temat biorąc sobie technologię, nie można
zabrać się do tego bez wcześniejszego przygotowania. Mimo że
narratorką jest Rory, nie znająca się na terminologii
komputerowej, nie znaczy to, że research można pominąć. Jednak
Lauren Miller przygotowała się doskonale. A tematów do
przygotowania miała nie mało. Od antycznej kultury, która na dobre
zagościła w Akademii Theden i nie tylko (bo chyba dobrze rozumuję,
że ichniejszy Facebook, czyli Forum, to nawiązanie do Forum
Romanum), przez hakerstwo i nowoczesne raczkujące dopiero
technologie, po zagadki logiczne.
Właśnie:
zagadki. Kolejna ciekawa sprawa, bowiem jednym z wątków jest
tajemne stowarzyszenie. Jednak by się do niego dostać, Rory musi
pokazać, że jest godna tego i rozwiązać parę zagadek. To ciekawe
zagadki, które starałam się rozwiązać przed Rory, nie zawsze z
pozytywnym skutkiem. Taki wątek świetnie urozmaicił powieść,
wyczekiwałam kolejnych zagadek. Jedna z nich przykuła moją uwagę
i tutaj muszę pogratulować Jarosławowi Irzykowskiemu tłumaczenia,
gdyż jest absolutnie fenomenalne. Zagadka ta bazuje na słowach, a
przetłumaczenie takowej na polski z zachowaniem sensu jest twardym
orzechem do zgryzienia. Wyszło jednak fenomenalnie.
Aplikacja
trzymała mnie w napięciu do ostatniej strony. Rory do odkrycia
miała niejedną tajemnicę - spisek Gnosis, genezę dziwacznego
tajnego stowarzyszenia, prawdę o swojej matce i o... sobie.
Zaliczana do literatury młodzieżowej, Aplikacja obyć się nie
mogła bez wątku miłosnego, oczywiście. Lauren Miller stworzyła
go jednak tak naturalnego i subtelnego, że nie sposób czuć
przesytu. Aplikacja to nie powieść o miłości, tylko o nauce
podejmowania własnych wyborów, o ujawnianiu niewygodnej prawdy i o tym, że technologia nie powinna odbierać nam wolnej woli. Dla mnie
to odkrycie tej jesieni i nie mogę doczekać się kolejnych powieści
autorki, bo Aplikacja mnie całkowicie zachwyciła.
Recenzja we współpracy z wydawnictwem Feeria!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz