Nie lubię pożegnań - nigdy nie wiem, jak zareagować, co powiedzieć. Bardziej jednak nie lubię pożegnań nie z ludźmi, ale z książkami, seriami. Bo o tej serii będę wiedziała już wszystko. Mogę ją przeczytać kolejny raz, w końcu na przeszkodzie nic mi nie stoi - lecz ten dreszczyk emocji, zaskoczenia, ciągłe rozmyślanie o tym, co się stanie... tego właśnie zabraknie. Odwlekałam lekturę Miasta Niebiańskiego Ognia przez dobry miesiąc. Uwielbiam Clare, dzięki niej wgryzłam się bardzo mocno w czytanie książek i fantastykę, a to ostatni, szósty już tom Darów Anioła. Koniec. The end. Tylko czy happy end?
Jonathan
Morgenstern rośnie w siłę - zmienia coraz więcej Nocnych Łowców
w swoich poddanych, którzy napiwszy się z Piekielnego Kielicha,
stali się wrogiem gorszym od wszechobecnych demonów. Trudno
wyobrazić sobie zabicie swojej rodziny, chociaż nie są oni sobą i
nigdy już nie będą.
Konsul
i Clave nie do końca wierzą nastolatkom, do czego zdolny jest
Jonathan Morgenstern. Nad głowami Nocnych Łowców pojawia się
ciemne widmo wojny, dodatkowo wielu z nich musi stoczyć swoje własne
bitwy. Jace próbuje sobie radzić z ogniem, który go wręcz
rozsadza. Clary chce przestać bać się swojego pochodzenia. Alec i
Magnus przechodzą poważny kryzys. Simon, bez Znaku Kaina, nie jest
już nietykalny, a wiele osób pragnie się zemścić na Chodzącym
Za Dnia. Młodzi uciekinierzy z Instytutu z Los Angeles muszą
pogodzić się z ogromną stratą. A to dopiero początek piekła,
jakie zaplanował im Jonathan.
Miasto
Niebiańskiego Ognia zawiera o wiele więcej elementów, które
uwielbiam. Kiedyś nocami podczytywałam Słownik aniołów i
aniołów upadłych i Goecję według Aleistera Crowleya -
a fabuła wygląda, jakby Clare garściami czerpała z tych książek
i z religii. Więcej demonów, więcej aniołów, Edom - piekło, do
którego trafiają bohaterowie: to wszystko nie przypomina już
pierwszych tomów serii, gdzie ważniejsze były różne rasy, czary
i magiczne sztuczki. Zrobiło się poważniej i po poważniejsze
tematy sięgnęła Cassie. Jednak to wciąż część Darów
Anioła, więc nie brak tutaj rozładowującego napięcie humoru,
autoironii Jace'a i dużych pokładów sarkazmu, który jest przeze
mnie tak uwielbiany w tych książkach.
Spodobało
mi się to, że na prawie siedmiuset stronach Clare nie faworyzuje
już Clary i Jace'a - wciąż są oni najważniejszymi bohaterami,
ale tyle samo uwagi poświęca innych postaciom: Alekowi, Magnusowi,
Isabelle, Simonowi, Mai i Jordanowi... Każdy z nich ma swoją
chwilę. To według mnie ważne, bo tym sposobem wszystkie wątki
zostały dopięte na ostatni guzik, jednak nie było to zakończenie
zamknięte - wciąż jedynie mogę domyślać się, co będzie dalej.
Cassandra Clare zostawiła sobie otwartą furtkę; najpierw
zakończyła wszystkie ważne wątki z Darów Anioła, a
potem... rozpoczęła nowe, intrygujące, interesujące i
sprawiające, że jej kolejne serie osadzone w świecie Nocnych
Łowców mają już pewną podstawę do stworzenia fabuły.
Pojawiło
się wiele nowych postaci. Starych również, co było sporym
zaskoczeniem - koniecznie radzę najpierw zakończyć trylogię
Diabelskie maszyny, a potem dopiero sięgnąć po Miasto
Niebiańskiego Ognia, by nie popełnić mojego błędu! Nowymi
postaciami byli Carstairsowie (tak! dokładnie!) i Blackthornowie,
Nocni Łowcy z Instytutu w Los Angeles. Natychmiast stali się kimś
ważnym i zyskali moją sympatię. Sprawiali wrażenie interesujących
i nie mogę się doczekać, by poczytać o nich więcej.
Teraz
może się wydawać, że mnogość wątków i nowych postaci stwarza
chaos, ale Clare doskonale nad tym panuje. Umie balansować na
granicy, przechylając się momentami niebezpiecznie poza nią,
jednak wciąż wszystko trzyma w ryzach. Nie miałam wrażenia
chaosu, chociaż do paralelizmu akcji trzeba się przyzwyczaić.
Nie
czuję się zawiedziona zakończeniem. Nie było ono oczywiście
idealne, bo idealnym byłoby, gdyby seria skończyła się na Mieście
Szkła. Bywały wzloty i upadki, tomy lepsze i gorsze, jednak to
wciąż moja ukochana seria, którą kocham ze wszystkimi zaletami i
wadami. Miasto Niebiańskiego Ognia nie nudziło, ale i też
niespecjalnie przyprawiało o szybsze bicie serca. Z góry
zakładałam, jak wszystko się zakończy - i trzymałam kciuki za
związek Aleka i Magnusa - i odgadłam prawie bezbłędnie. Bo
chociaż duża część zakończenia jest typowa do bólu dla kogoś,
kto ma za sobą tyle podobnych tematycznie powieści, to i tutaj
znalazły się wątki bardzo zaskakujące. Nie płakałam, tylko się
śmiałam - świetnie się zakończyło. Nie spełniło do końca
moich wymagań, ale i nie zawiodłam się.
Miasto
Niebiańskiego Ognia jest częścią Darów Anioła, w żadnym
razie najgorszą, ale i nie najlepszą. Wywołuje wiele emocji,
rzadko gwałtownych i raczej tylko u miłośników świata Nocnych
Łowców - ale chyba wszyscy, którzy dotarli tak daleko, bardzo
lubią ten świat, prawda? Dla mnie to była długa przygoda i
kończyłam ją z uśmiechem na ustach. Bardziej zżyłam się z
Diabelskimi maszynami i aż boję się, co będzie ze mną,
kiedy w końcu i ją zakończę. Wam radzę nie czytać w takiej
kolejności, bo możecie zaspoilerować sobie, co się stanie. W
dalszym ciągu jednak polecam całą serię Dary Anioła. Ma
wady, są lepsze i gorsze tomy, ale mi jeszcze nic nie dało takiej
radości z czytania, jak właśnie książki Cassandry Clare.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz